Odpowiedzialność - cz. II

Data dodania: 2019.03.26

Odpowiedzialność jako dar z siebie samego. Wygląda na to, że człowiek dowiaduje się o tym, czy jest odpowiedzialny wtedy, gdy spotyka się z Drugim. Oto ten Drugi jest weryfikatorem mnie. To On mnie niejako opisuje. To dzięki Niemu, ja doświadczam siebie. A, doświadczając siebie, mogę być darem dla Drugiego.

Za siebie i za innego

W moim poprzednim tekście pisałem o odpowiedzialności, która jest składnikiem daru osoby dla osoby. Własny rozwój człowieka będzie prawdziwym rozwojem, tzn. ukierunkowanym na prawdę wtedy, gdy z tego rozwoju będą korzystali inni. Nie rozwój dla mnie samego, ale rozwój dla Drugiego. Stąd użyłem wtedy pojęcia „egoistycznej odpowiedzialności” w przeciwstawieniu do odpowiedzialności dla Drugiego. Tak, „dla drugiego”, bo biorę odpowiedzialność za siebie, by móc rozwijające się dary i talenty dać drugiemu; by On – Drugi, mógł z nich korzystać. 


Myśląc o odpowiedzialności, ciągle towarzyszą mi słowa, które już dwukrotnie przywoływałem: „człowiek (…) nie może się w pełni odnaleźć inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego” (Konstytucja duszpasterska o Kościele, nr 24).

Zobaczmy, że być darem dla Drugiego, jest jednocześnie odnalezieniem siebie. "Odnaleźć siebie" to znaczy siebie rozpoznać, swoje wady, zalety, dary, talenty, jakieś złości i to z czym sobie nie radzę. My naprawdę potrafimy mieć bardzo dobre zdanie o sobie, aż do momentu spotkania z drugim człowiekiem. W swoich własnych myślach o sobie potrafimy być wzorem cnót. Jednak prawdziwe „ja” wychodzi dopiero w spotkaniu z drugim człowiekiem, który nie zawsze wygląda, mówi, zachowuje się tak, jak ja mam w swojej głowie zaplanowane. Dopiero to spotkanie z Drugim – nie przelotne, chwilowe, jak w McDonaldzie, gdzie wszyscy się uśmiechają – ale dłuższe, podczas rozmowy, wspólnej pracy, wyjazdu itd., dopiero to spotkanie pozwala nam siebie rozpoznać. To wtedy nasuwają się myśli: on mnie denerwuje, ona mnie irytuje, taki sposób zachowania mi nie odpowiada… Wtedy też rozpoznaję, co robię z tymi odczuciami. Staję się wulgarny, szorstki, zdenerwowany, oceniający, czy cierpliwy, wyrozumiały, może empatyczny, próbujący wczuć się w sytuacje tej osoby, potrafiący jej wysłuchać? Mogą wystąpić takie odruchy serca, których ja sam nie chcę, np. złość, gniew, zazdrość, zawiść, że Drugi jest inni niż ja, niż mój plan na niego, wychodzi poza mój schemat. Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi.

Autentyczność

Rozpoznajemy siebie w spotkaniu z Drugim. Kiedy konfrontujemy się tylko z lustrem, to faktycznie możemy o sobie myśleć: wzór cnót. Jednak te cnoty szybko rozbijają się o postać drugiego człowieka. A już najlepszym weryfikatorem jest dziecko – ono jeszcze nie wykształciło metod manipulacji. Mówi, co myśli, nie zwracając uwagi na jakieś konwenanse, dyplomację czy zasady zachowania. Przychodzi mi na myśl scena z życia kard. Wojtyły (lub Jana Pawła II – tego nie jestem pewien), który był witany w jednej z parafii przez małego chłopca. Dziecko coś mamrotało pod nosem, więc Kardynał mówi mu: „mów głośniej, bo cię nie słyszę”. Na co chłopak, głośno i wyraźnie: „Jak nie słyszysz, to się nachyl!” I co? Jakbyś zareagował na miejscu Kardynała? A na miejscu rodzica tego dziecka? Co zrobił Wojtyła? Po rozpoczęciu podszedł do mikrofonu i powiedział: „Przyjechałem do Was, aby się nachylić i usłyszeć, co chcecie mi powiedzieć”.   

Możesz dać tylko to, co naprawdę masz

Człowiek odnajduje siebie, przez bezinteresowny dar z siebie samego. Jest to logika daru, w którym człowiek daje siebie, a jednocześnie siebie odkrywa. Jednak w logice daru musimy zauważyć, że człowiek może dać jedynie to, co ma. Skoro mam być darem dla drugiego, muszę najpierw posiadać siebie samego. Brzmi filozoficznie, ale to bardzo praktyczne pytanie. Nie mogę dać czegoś, czego nie mam. Jeśli nie chcę być wierny danemu słowu, nawet najbardziej błahej obietnicy, to jak chcę być wierny obietnicy danej na całe życie? Jeśli ciągle manipuluję innymi ludźmi, wykorzystuje ich, to jak będę postępował w związku małżeńskim czy w narzeczeństwie, czy jako ojciec, mama, a także duszpasterz?

Ku wolności

Człowiek jest całością. Czasem ktoś mówi: „przeklinam, ale nie przy dzieciach”. A co to za różnica? Jeśli używam takiego języka, to w chwilach złości, emocji, braku opanowania, ten język sam wyjdzie z moich ust, niejako z automatu. Przekleństwa to tylko przykład. Podstaw tu jakiekolwiek inne przyzwyczajenie, wadę, albo po prostu grzech, a wtedy okaże się, czy sam siebie posiadasz. Tak, to prawda, że potrafimy się kontrolować, jednak potrafimy też wybuchnąć, bo sprężyna kontroli tak bardzo się napięła, że w końcu strzeliła. Zatem w posiadaniu siebie nie chodzi o kontrolę siebie, ale o wewnętrzną przemianę, o faktyczną, wewnętrzną wolność człowieka, a tę daje tylko Bóg. W końcu: „ku wolności wyswobodził nas Chrystus” (Ga 5,1).

Zasada falowania

W ostatnim zdaniu, niejako postscriptum trzeba dodać, że posiadanie siebie jest zadaniem na całe życie, podobnie jak dawanie siebie Drugiemu. Dlatego każdy, na każdym etapie życia będzie przeżywał czas wolności i posiadania siebie, jak i czas doświadczenia zniewolenia i egoizmu. Sztuką jest nie zatrzymywać się w odzyskiwaniu siebie i dawaniu siebie na nowo. I to jest droga we wzrastaniu w mądrości i łasce.

 


Ks. Paweł Sproncel
Katolicki Uniwersytet Lubelski

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.