Szkice pamięci - ocalone wspomnienia patriotyczne cz.13

Data dodania: 2018.12.07

W jubileuszowym roku 100-lecia niepodległości Polski nasza diecezja ogłosiła niezwykły konkurs literacko-historyczny na rodzinne wspomnienia historyczno-patriotyczne pod hasłem "Szkice Pamięci - ocalić od zapomnienia" . W kolejne piątki zapraszaliśmy do lektury najlepszych prac.

Dziś ostatnia z prezentowanych prac – jej autorem jest wyróżniony przez jury 14-letni Marcin Wolski z Sosnowca.

Powrót do rodzinnego domu

Pamiętam, jakby to było wczoraj. Był lipiec 2014 roku. Przyjechaliśmy z rodziną na 90. urodziny babci mojej mamy. Zmarła 2 lata później, dzień po swoich 92. urodzinach. Prababcia miała problemy z pamięcią... Mimo to dobrze pamiętała swoje dzieciństwo i późniejsze lata wojenne. Często pytała:

- Ewelinko, czy to są chłopcy czy dziewczynki?

- Chłopcy - odpowiadała moja mama.

Chwilę później babcia znów zapytała:

- Ewelinko... czy to są chłopcy czy dziewczynki?

- Chłopcy babciu, chłopcy.

Mimo bolesnych przeżyć prababcia chętnie opowiadała o czasach swojej młodości. Zagadnąłem:

- Babciu, opowiesz mi o swojej wojennej tułaczce?

[...]

Zaczęło się w sobotę, 10 lutego 1940 roku. O 5.00 nad ranem naszą śpiącą rodzinę obudziło głośne stukanie do drzwi. Mój tata otworzył drzwi u ujrzał w nich czterech żołnierzy w spiczastych czapkach i długich, szarych płaszczach z bagnetami osadzonymi na lufach karabinów. Razem z nimi stała Żydówka, pełniąca rolę tłumaczki. Żołnierze weszli do środka i bezpodstawnie oskarżyli rodzinę o nielegalne posiadanie broni. Po przeszukaniu domu, w czasie którego oczywiście nic nie znaleźli, nakazali ciepło się ubrać i spakować najpotrzebniejsze rzeczy do sań. Domownicy ze łzami w oczach opuścili swój rodzinny dom. Podobnie postąpiono z innymi 40 rodzinami. Następnego dnia, około godziny 16.00, gdy zimowe słońce chyliło się ku zachodowi, wszystkie rodziny zostały przewiezione na stację kolejową w Łomży. Na peronach stały wagony towarowe. Sowieci po sprawdzeniu danych osobowych Polaków zagonili ich do wagonów. Panował tam mrok i chłód. Tylko wokół piecyka można było się ogrzać. Po dwóch dniach pociąg ruszył. W tym czasie ludzie nie otrzymali żadnego prowiantu ani picia. Nie mieli pojęcia, dokąd jadą. Rosjanie rozpowszechniali wiadomości, że Polacy dostaną nowe mieszkania w Związku Radzieckim. Na terenie dzisiejszej Rosji co 2 dni robiono postój, a z każdego wagonu 2 osoby mogły zaczerpnąć wody. Na 40 osób otrzymywaliśmy jedynie 3 bochenki chleba. Trwało to 2 tygodnie.

- Naprawdę to się wydarzyło? (sam nie dowierzałem) Babciu, mów dalej - poprosiłem.

Dojechaliśmy więc na miejsce. Jednak nie był to dla nas koniec podróży. Czekał nas pięciokilometrowy marsz pod bagnetowym ostrzałem NKWD. Mój dziadek, który dobrze znał rosyjski, dowiedział się, że jesteśmy na północy ZSRR. Tam wpędzono nas do archangielskiego łagru. Kazali nam zdjąć ubrania i umyć się w prymitywnych łaźniach. Później otrzymaliśmy stare, grube i zniszczone ubrania, nasze zostały nam zabrane. Przyznano nam też jednopokojowe mieszkania wyposażone w łóżka zbite z desek. Po zapadnięciu zmroku w barakach panoszyły się wszędobylskie pluskwy. Rosjanie zmuszali wszystkich powyżej 16. roku życia do ciężkiej pracy w tajdze, natomiast dzieci musiały się uczyć w prymitywnej szkółce. Dostawaliśmy do jedzenia zupę z rybich łbów. Moja mama i ja chodziłyśmy do oddalonej o 20 kilometrów Buraczychy, aby sprzedać tam wzięte z Polski ubrania. Tak uzyskane pieniądze przeznaczaliśmy na jedzenie. Na nic innego nie było nas stać. Gdy nastało krótkie polarne lato, zbieraliśmy jagody i bagniaki. W 1. roku zesłania na Syberię z ośmioosobowej rodziny przeżyło 5 osób. Moi bliscy umierali z wyczerpania i głodu. Zostali pochowani w pobliżu baraku pomiędzy dwoma rosłymi drzewami. W 1941 roku zostaliśmy przewiezieni do Kazachstanu.

-Babciu, babciu! Co było później? Czy udało się wam uciec stamtąd?

Do Kazachstanu jechaliśmy 5 tygodni transportem kolejowym. Zamieszkaliśmy w chatce zbudowanej z siwej gliny. Zajmowaliśmy się głównie zbieraniem bawełny. Niestety, tam na zawsze został mój kochany tata.

Stamtąd moja rodzina dostała się do Karasu i z polskimi oddziałami wojskowymi zostaliśmy przetransportowani do Krasnowodska. Przybyliśmy do Iranu, gdzie czekały na nas ciężarówki, aby przewieźć ludzi do Teheranu. Podróż przez wysokie góry Elbrus była bardzo niebezpieczna. Jedna z ciężarówek, która jechała przed nami, spadła w przepaść. Wszyscy zginęli...

Po ośmiu miesiącach zostaliśmy przewiezieni do Karaczi w Pakistanie. Tam mogliśmy się po raz pierwszy od kilku lat wykąpać. Ze względu na moją chorobę nie mogliśmy wyruszyć pierwszym transportem do Afryki. Wypłynęliśmy tam pod koniec czerwca 1943 roku. Podczas dwutygodniowej żeglugi dotarła do nas tragiczna wieść o śmierci generała Władysława Sikorskiego.

Po dobiciu do portu Maputo odbyliśmy czterodniową podróż pociągiem do Ndoli (dzisiejsza Zambia). Mieszkaliśmy tam w glinianych domach zabezpieczonych moskitierami. Mieliśmy zapewnione jedzenie w stołówce i możliwość skorzystania ze świetlicy. Po czterech miesiącach z Bulawayo przybył kapral, który zachęcał młode kobiety, aby wstąpiły jako ochotniczki do angielskiego wojska. Zostałam przyjęta do służby wojskowej i wyjechałam do Heany. Pracowałam z pięcioma Polkami, 150 Anglikami i 300 Afrykańczykami. Codziennie po pracy, oprócz piątków, chodziłam do kina. W drugiej połowie 1945 roku odeszłam do rezerwy i wróciłam do rodziny do Bwana M'kubwa. Tam ukończyłam kurs krawiecki i utrzymywałam się z szycia. Później poznałam waszego pradziadka Antoniego (w Polsce dziadek mieszkał w miejscowości oddalonej o 10 kilometrów od babci). W 1947 roku wzięliśmy ślub, a rok później na świat przyszła twoja babcia Ania.

Po pięcioletnim pobycie w Afryce zdecydowaliśmy, że wracamy do Polski. Proponowano nam wyjazd do Australii, Argentyny, Brazylii lub powrót do Polski. Wracaliśmy okrętem przez Kanał Sueski i Morze Śródziemne. Przybyliśmy najpierw do włoskiej Genui, a później przez 5 miesięcy przebywaliśmy w Turynie. Stamtąd pociągiem wyruszyliśmy do Polski. Pierwszy przystanek mieliśmy we Wrocławiu, aby przesiąść się na pociąg do Łomży. W 1952 roku na stałe zamieszkaliśmy w Łupkach koło Pisza. Wychowaliśmy 8 dzieci. Przebyliśmy tysiące kilometrów, przemierzyliśmy 3 kontynenty, aby spotkać się w Afryce i ponownie zamieszkać 60 kilometrów od naszych rodzinnych domów.

- Babciu, dziękuję ci, że mi o tym opowiedziałaś!

- Aaa, jak ty masz na imię, bo zapomniałam?

- Marcin, jestem Marcin, babciu.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.