Wybieram zaufanie

Data dodania: 2018.11.21

Naszą drogą do świętości jest nasza codzienność. To nasza rzeczywistość jest miejscem, w którym Pan Bóg chce wyprowadzić nas na głębię. Dlatego niejednokrotnie nasza aktualna droga życiowa usłana jest rozmaitymi trudnościami. Dla mnie, jednym z miejsc, gdzie mam okazję do ćwiczenia się w cnotach, są moje studia.

Czujesz, że zaczynasz tonąć

Gramatyka zawsze sprawiała mi wiele problemów. Niezależnie o jakim języku mowa. Studiując germanistykę, ciężko jest uniknąć konfrontacji z potężną gramatyką języka niemieckiego. Sytuacja zaostrza się, gdy po sporym czasie spędzonym nad nauką z tego obszaru wiedzy językowej, nie zdaje się kolokwium. Samo niepowodzenie z testu, nie jest dla mnie szczególnie poruszające, bowiem poprawiać jakąś pracę musiałem nie raz. Prawdziwe wyjście na głębie zaczyna się, gdy nie udaje mi się wyjść z sytuacji cało, również po ostatniej możliwej poprawce. Ponadto, w takim samym położeniu, jestem również, z innym przedmiotem.

Normalną drogą, nie mam już możliwości wydostania się na studencką powierzchnię. I tak dochodzimy do sedna sprawy. Myśli, które najszybciej przychodzą mi do głowy, są myślami rozpaczy. Trzy lata studiów zmarnowane. Jeśli zdecyduję się kontynuować studia, ponownie stracę rok. Już raz musiałem powtarzać semestr. Co robić? Wybrać nowy kierunek studiów? A może zupełnie odpuścić sobie tę drogę? Chociaż z zewnątrz, dylematy, przed którymi stałem, mogą wydawać się błahe, dla mnie były osobistym dramatem.

Nadzieja

To były moje myśli. Pierwsze myśli, jakie podsuwa mi Pan Bóg, są myślami nadziei. Podczas Zwiastowania, Maryja słyszy od Archanioła Gabriela „dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1, 37). Te same słowa, będące dla mnie słowami żywej nadziei, powtarzam ja, podczas mojej sytuacji kryzysu studenckiego. Tutaj zaczyna się walka. Pan Bóg dopuszczając do takiej sytuacji (z mojego punktu widzenia, naprawdę fatalnej) daje mi szansę. Szansę, na jeszcze pełniejsze oddanie się Mu. Na jeszcze większe niż dotychczas zaufanie względem Niego.

Dwa wyjścia

Miałem wówczas dwie drogi do wyboru. Pierwsza, zdecydowanie łatwiejsza, nie wymagająca ode mnie niczego. Jest to droga niedojrzałości. Droga obrażania się na Boga, kiedy coś nam w życiu nie wychodzi. Tak jest najłatwiej. Wtedy to nie ja jestem winny, więc to nie ja muszę się zmienić. Pozostaję „niewinną ofiarą” Bożego zrządzenia. Przecież to On mi nie chce pomóc! To wszystko przez Niego!

Druga droga, w odróżnieniu od pierwszej, wymaga ode mnie już więcej. Znacznie więcej. Wymaga, bym stanął na niepewnym gruncie. Na tafli jeziora, które przecież nie ma prawa mnie utrzymać. Jest to ścieżka duchowej dojrzałości. Nawet gdy nie widzę logicznego rozwiązania, nie wątpię w Niego, bo wiem, że On może wszystko. Nawet to, co przekracza moje rozumowanie.

Udało się?

Po okresie duchowej walki, bitwy o oddanie się Ojcu, w tych ciężkich dla mnie chwilach, pojawia się ostatnia deska ratunku. Po złożeniu paru wniosków, oczekuję na ich rozpatrzenie. Wszystkie muszą zostać rozpatrzone pozytywnie, bym mógł kontynuować moje studia. Oczekiwaniu towarzyszy stres. Lecz stres ten, przepełniony jest nadzieją ewangeliczną. Niezależnie od tego, jaka będzie decyzja, w jakiej sytuacji się znajdę, pragnę ufać Bogu. To zaufanie wymaga ode mnie bardzo wiele. Muszę niejako przekraczać samego siebie, i na wzór świętych, pokładać całą moją ufność w Nim. Po okresie wyczekiwania, moje wnioski zostają rozpatrzone pozytywnie. Egzamin komisyjny udaje się przezwyciężyć.

Jak widać nie trzeba daleko szukać. Pan Bóg przez naszą codzienność, pragnie przybliżyć nas do siebie. Jak pisze ksiądz Franciszek Blachnicki „[...] przed nami Chrystus będzie się ukrywał po to, aby nasza miłość dojrzewała ku coraz większej czystości i bezinteresowności”.

 


Łukasz Schab
Będzin
Instytut Filologii Germańskiej
Uniwersytetu Śląskiego

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.