VIII katecheza jubileuszowa

Data dodania: 2016.07.16

W przeżywanym obecnie Roku Jubileuszowym Miłosierdzia zapraszamy do lektury kolejnego cyklu katechez pod hasłem "Miłosierni jak Ojciec". Autorem rozważań jest ks. Mirosław Tosza ze Wspólnoty Betlejem w Jaworznie. Obecne rozważanie poświęcone jest uczynkowi miłosierdzia "Chorych nawiedzać". Poprzednie części można znaleźć w zakładce "Polecane".

1. Młodzi w gościnie.

Już za kilka dni będziemy gościć w naszych domach i parafiach młodych z całego świata, którzy przybędą na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa. Będziemy mogli przyjąć wraz z nimi błogosławieństwo gościnności, doświadczyć bogactwa i entuzjazmu wiary, wzajemnie się poznać i obdarować. "Gość w dom – Bóg w dom", to przekonanie ma biblijne i ewangeliczne korzenie: "Byłem przybyszem a przyjęliście Mnie...". Zawsze tam, gdzie człowiek zdobywa się na odwagę otwarcia swojego domu, wyjścia poza wąski krąg swoich bliskich i znajomych, zawsze wtedy spoczywa na nim błogosławieństwo samego Pana. O to usilnie, od trzech lat prosi nas papież Franciszek, byśmy otworzyli drzwi, wyszli na zewnątrz, dotarli do tych, którzy są daleko, żyją na "peryferiach". Byśmy, jak to papież dosadnie wyraził podczas majowej Audiencji na Placu Św. Piotra, uniknęli "smrodu zamknięcia i smrodu rzeczy zamkniętych". Zamknięcie przed przybyszem pogrąża nas w świecie lęku, nieufności i podejrzliwości. Bogu niech będą dzięki za wszystkich, których serca i domy pozostają otwarte nie tylko dla swoich.

2. Zatrzymaj się przy chorym.

W naszej jubileuszowej refleksji zatrzymajmy się dzisiaj przy kolejnym uczynku miłosierdzia: "chorych nawiedzać." Słowo "zatrzymajmy się" brzmi rutynowo, ale ma znaczenie kluczowe. Czyż największym problemem, największym zaniedbaniem wobec naszych chorych nie jest właśnie "nie zatrzymywanie się?" Pośpiech, przechodzenie dalej do rzeczy i spraw, które uznajemy za ważniejsze i pilniejsze od towarzyszenia chorym?

W przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie kapłan i lewita, widzą pobitego, nawet na chwilę się zatrzymują, ale zaraz idą dalej, uznają, że to nie ich sprawa i nie ich czas, by zajmować się tym potrzebującym. Samarytanin uznaje, że spotkanie z chorym to czas, kiedy trzeba na bok odłożyć swoje plany i zamierzenia. Dla niego chory jest wezwaniem do bliskości, serdeczności i kompetentnego działania.

3. Zatrzymać się czy iść dalej – oto jest pytanie.

Martin Luter King, komentując tę przypowieść, dwa pytania uznaje za kluczowe: "Co mi się stanie, gdy się przy nim zatrzymam?" oraz "Co się stanie z tym człowiekiem, jeśli się przy nim nie zatrzymam?". Pierwsze pytanie stawia kapłan i lewita. Drugie – Samarytanin. Jak reaguję wobec bliskich mi chorych, wobec, tych którzy czekają na moją obecność i pomoc?: Co stracę, czego mi ubędzie, czego nie zdążę zrobić, gdy odwiedzę chorego? Jakkolwiek ważne byłyby te powody, one nas stawiają na pierwszym miejscu, a chorego na drugim... W towarzyszeniu chorym nie można oczywiście zaniedbać swoich obowiązków i powinności, tym bardziej więc pomoc i towarzyszenie chorym powinno być przemyślane i kompetentne. Miłosierny Samarytanin, w którymś momencie musiał iść dalej, ale powierzył pobitego kompetentnej opiece, zaopatrzył go finansowo i zadeklarował dalsze zainteresowanie. Towarzyszenie chorym nie może ograniczać się do powierzchownych, krótkich odwiedzin, emocjonalnych wzruszeń i poklepywaniu po ramieniu z wątpliwej jakości pocieszeniem "jakoś to będzie".

Pytanie jakie stawia Samarytanin, to pytanie o los chorego: "Co się z nim stanie, jeśli się przy nim nie zatrzymam?". Co się stanie z chorą matką, której dzieci są zbyt zajęte, by ją odwiedzić? Co się stanie ze starszym, nieporadnym i samotnym sąsiadem, który nie ma dość sił, by się upomnieć o uważne i poważne potraktowanie go w przychodni i szpitalu? Co się stanie z rodziną wychowującą ciężko chore, upośledzone dziecko? Kiedyś jedna z mam opiekująca się swoją niepełnosprawną od urodzenia córką powiedziała z goryczą: "Wiele osób mnie podziwia, mówią że jestem bardzo silna, że świetnie sobie radzę. Być może... Chciałabym jednak, od czasu do czasu, by ktoś mi pomógł przenieść moją córkę z wózka na łóżko. Jest coraz cięższa, a mój kręgosłup coraz słabszy...

Co się stanie ze mną gdy się zatrzymam, co się stanie z nimi gdy się nie zatrzymam. Obecność chorych tworzy w nas napięcie między życiem dla siebie, potrzebą spokoju i bezpieczeństwa a wyjściem ku drugim z odstawieniem na bok niektórych naszych planów i zamierzeń. Obecność chorych i nasz stosunek do nich ujawnia nasze priorytety, odsłania co dla nas naprawdę wartościowe i cenne. W świecie kultu sprawności i wydajności ich obecność może przeszkadzać. Ale im bardziej mamy poczucie, że nam przeszkadzają, ty bardziej jest niezbędna.

4. Kilka kwestii praktycznych.

Miłosierny Samarytanin wzruszył się głęboko, podszedł, dotknął, opatrzył, zawiózł, pielęgnował, powierzył... To konkretne działanie. Miłość do ubogich i chorych nie polega na wzruszeniu ale na rozeznaniu i działaniu! W związku z tym praktycznym wymiarem naszego samarytańskiego powołania warto przemyśleć kilka konkretnych spraw:

Chorzy potrzebują lekarstw, fachowej opieki, ale potrzebują przede wszystkim obecności bliskich. "Najpiękniejszym przejawem miłości jest obecność" – taki napis znajdował się na wszystkich drzwiach mysłowickiego "Hospicjum cordis". Gdzie są moi chorzy i czy mam dla nich czas, czy potrafię się zatrzymać?

Jezu miłosierny, Ty powiedziałeś "byłem chory a odwiedziliście mnie". Naucz nas, chorych nawiedzać. Najpierw tych, do których powinna nas prowadzić zwykła ludzka przyzwoitość: rodziców, dziadków, przyjaciół i znajomych. Następnie, daj nam ewangeliczną siłę być blisko tych chorych, których nikt blisko być nie chce.

W Ewangeliach czytamy o wielu ludziach, którzy usilnie prosili Chrystusa, by nawiedził i uzdrowił ich chorych. Sam Chrystus spędzał wśród nich wiele czasu: w ich domach, na ulicy, przy Sadzawce Betesda, przy której gromadziło się tak wiele osób chorych. Czy jest we mnie ta sama determinacja? Czy zależy mi na tym, by moi chorzy nie tylko otrzymali lekarstwa i dobrą medyczną opiekę, ale również spotkali Chrystusa lekarza? Czy mam odwagę zaproponować chorym wspólną modlitwę, czy z nadzieją oczekuję przybycia kapłana z sakramentem chorych? Czy pamiętam, że ten sakrament Chrystus ustanowił, by chorych wesprzeć, pocieszyć i uzdrowić?

Chorzy nie są tylko ciężarem. Chorzy są darem, znakiem obecności samego Pana. Troszczymy się bardzo w kościele o godną celebrację sakramentów. Równie wielkiej troski wymaga "sakrament obecności ubogich i chorych". Łóżko chorego jest ołtarzem, na którym ofiaruje on swoje życie Bogu. Ktoś kto zabiega w Kościele o wielką bliskość z Chrystusem w modlitwie i sakramentach a stroni od Chrystusa w ubogich i chorych przypomina człowieka, który postanowił ucałować policzek Chrystusa jednocześnie ciężkimi butami depcze Jego nagie stopy. Nagimi stopami Chrystusa są chorzy i ubodzy.

5. Modlitwa.

Zakończmy tekstem, który wisiał w kaplicy centrum onkologii w Warszawie: "Ten sam nieskończenie dobry miłosierny Bóg, który opiekuje się tobą dzisiaj, będzie się tobą opiekował jutro i każdego innego dnia. Albo oddali od ciebie cierpienie albo doda ci sił do jego przetrwania. Dlatego oddal od siebie wszystkie lęki, które podpowiada ci twoja wyobraźnia i zaufaj Panu".

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.