Kleryckie rekolekcje powołaniowe-cz.6

Data dodania: 2014.04.12

Dziś, w Niedzielę Palmową, publikujemy ostatnie rozważanie kończące nasz cykl rekolekcji o powołaniu, przygotowany przez kleryków sosnowieckiego Seminarium. Ostatni tekst zatytułowany "Dojeżdżamy do Jerozolimy..." przygotował dk. Paweł Sproncel.

Dojeżdżamy do Jerozolimy...

Tak zatytułowałbym ten moment naszych rekolekcji powołaniowych, a także moment mojego życia. Niedziela Palmowa to czas, w którym wspominamy uroczysty wjazd Chrystusa do Jerozolimy, kiedy tłum wiwatował, rzucał zielone gałązki i słał swe płaszcze na drogę, po której na osiołku jechał Jezus. I krzyczeli "Hosanna Synowi Dawida! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie".

Jerozolima to miejsce, miasto, żydowskie centrum, ale Jerozolima to także czas. Wjazd do Jerozolimy to moment, w którym Jezus kończy pewien etap swojego życia, a rozpoczyna nowy. Wcześniej chodził po Ziemi Świętej i nauczał, czynił cuda, uzdrawiał, spotykał zwolenników i przeciwników. Przekroczenie granic Jerozolimy jest tym momentem, z którego już nie ma odwrotu. Ten, który przyszedł pełnić wolę Boga wie, że Jego Ojciec chce zbawienia ludzi i wie, w jaki sposób to się dokona. Rozpoczyna się ten nowy etap ziemskiej wędrówki Chrystusa.

Dojeżdżasz do Jerozolimy. Jerozolimą w życiu diakona będą święcenia kapłańskie. Wtedy zakończy się na dobre pewien etap Twojego życia, który trwał nie tylko 6 lat seminaryjnych, ale całe Twoje życie. Przychodząc do seminarium, nagle nie stajesz się innym człowiekiem tylko dlatego, że piszesz sobie "kl." przed nazwiskiem. Przychodzisz z całym bagażem doświadczeń, uczuć, przeżyć, umiejętności – tego co dobre, i co złe. Na tym będziesz budował.

Istota powołania

Im dłużej zastanawiam się nad sensem, istotą powołania kapłańskiego, moje myśli sprowadzają się ciągle do jednego pytania: Czy chcesz? To pytanie towarzyszy człowiekowi już od początku jego życia, a nawet wcześniej. Wszak, gdyby moi rodzice nie odpowiedzieli pozytywnie na to pytanie, dziś nie pisałbym tych przemyśleń. Zobacz, że każdy sakrament łączy się z tym pytaniem. Powiesz mi, że przyjąłeś chrzest, kiedy byłeś mały, więc nikt Cię nie pytał. Zgoda, ale jak przychodziłeś na ten świat, też Cię nikt nie pytał, kiedy rodzice zapisali Cię do przedszkola też nikt Cię nie pytał, kiedy byłeś chory i przyprowadzali Cię do lekarza, to też nikt Cię nie pytał, czy ta pani doktor czy inna. Wniosek: Nasi Rodzice podejmowali za nas decyzje kierując się naszym dobrem. I te decyzje miały ogromny wpływ na nasze wychowanie, zdrowie i życie. Myślę, że Rodzice myśleli za nas nie tylko wtedy, gdy mieliśmy rok, ale także, gdy mieliśmy 5 czy 10 lat. Podobnie ci, którzy przynosili nas do chrztu musieli odpowiedzieć na pytanie: Czy chcecie, aby Wasze dziecko otrzymało chrzest? Tak będzie przy każdym innym sakramencie. Twoje podejście do kratek konfesjonału, czy do Komunii Świętej także jest wyrażeniem woli i odpowiedzią na pytanie: "czy chcesz?".

Wreszcie przychodzi moment, kiedy Ty sam podejmujesz decyzję. Wybierasz swoją szkołę, swoje zainteresowania. Wybierasz drogę życiową. Choć może nazwałbym to raczej odnajdywaniem drogi życiowej. Tak, Bóg przygotował dla każdego człowieka osobną drogę, niejako dostosowaną do jego możliwości. Ta droga ma go zaprowadzić do zbawienia. Sztuka w tym, by ją odnaleźć i po niej iść.

Droga kapłaństwa to ciągłe odpowiadanie Bogu "chcę". Od pierwszego po ostatni rok, a myślę, że całe kapłańskie życie. Pamiętam słowa chyba jednego z ojców duchownych lub rekolekcjonistów, który mówił: kiedy wstajesz rano to wypowiedz do siebie słowa: jestem klerykiem, jestem diakonem. To dużo porządkuje w życiu. Wiesz, że za tymi słowami płyną konkretne obowiązki.

Moment przyjęcia święceń diakonatu to bardzo konkretne powiedzenie Bogu "chcę". Podczas tych święceń odpowiedź ta pada aż 5 razy, a pytań jest 7. Na pozostałe dwa odpowiedziałem "przyrzekam". Potem modlitwa konsekracyjna i nałożenie rąk przez Księdza Biskupa. I co? I nic, żaden prąd mnie nie przeszył (jakby się mogło wydawać). Duch Święty raczej nie waży zbyt dużo, bo też nie poczułem jakiegoś wzrostu mojej wagi. Piszę trochę z humorem, ale po to, by pokazać, że święcenia to nie jest jakieś jednorazowe show – był i znikł. Pierwszy raz poczułem, że jestem diakonem, kiedy podszedł mój kolega i poprosił o błogosławieństwo. Pierwsza myśl: nie mogę. Chwila zastanowienia: a nie, mogę, mogę Cię pobłogosławić. I tak już zostało.

I to już wszystko? Nie, przyjdą Bracie też takie chwile, kiedy będziesz się zastanawiał, czy dobrze zrobiłeś. Przecież przyrzekałeś Bogu na całe życie. Staniesz przed sytuacją, gdzie zwyczajnie, po ludzku nie będziesz wiedział, co zrobić, co powiedzieć? Będziesz się bał, czy dasz sobie radę. Z pomocą przychodzi dzisiejsze Słowo Boże:

Pan Bóg mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie. Pan Bóg otworzył mi ucho, a ja się nie oparłem, ani się nie cofnąłem (Iz 50, 4-5). Jest to trzecia pieśń Sługi Pańskiego (Pieśniami Sługi nazywają się teksty, które dopełniają obraz Mesjasza w Księdze Izajasza), mówiąca o pomocy Boga. Zobacz, wszystko zaczyna się od "Pan Bóg mnie obdarzył...". W każdym powołaniu, a szczególnie w powołaniu kapłańskim muszę oddać pierwszeństwo Bogu. O mocy słowa przekonałem się na własnej skórze – zarówno jako ten obdarowany Słowem, jak ten, który Słowo przekazywał. Pan Bóg daje człowiekowi takie momenty w życiu, które sprawiają, że odczuwasz Jego obecność. Pamiętam codzienne odwiedziny z Panem Jezusem i rozmowy z pewną chorą osobą, która przyjmowała Komunię Świętą, a potem rozmawialiśmy na temat cierpienia, Boga, modlitwy, rodziny. Widziałem, że choć choroba nieuchronnie zmierza ku śmierci, w tej osobie budziła się nadzieja. Nie na powrót do zdrowia, ale nadzieja spotkania z Bogiem. Potem byłem na jej pogrzebie. Z jednej strony był smutek, a z drugiej radość z tego, że Bóg posługuje się takim zwykłym człowiekiem, by doprowadzić kogoś do spotkania z Nim. To były moje rekolekcje, które pokazały, że warto być diakonem, księdzem, choćby dla takiej chwili.

Jest jeszcze druga część dzisiejszego czytania: Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym mi brodę. Nie zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam (Iz 50, 6-7).

Te słowa wypełniają się na Chrystusie, a czyż kapłan nie ma być drugim Chrystusem? W tym miejscu muszę sobie zadać pytanie, jak sam przyjmuję cierpienie, szczególnie to niezawinione. Zaufanie Bogu sprawdza się szczególnie w sytuacjach granicznych, tych najtrudniejszych. Dziś nie potrafię odpowiedzieć na pytanie: co zrobisz, gdy przyjdzie prześladowanie, co byś zrobił na miejscu ks. Popiełuszki? Na to pytanie moja najbardziej szczera odpowiedź to: nie wiem. Czy postąpię jak Piotr – ucieknę spod krzyża, ale potem przeżyje nawrócenie i będę wiernym głosicielem Pana? Czy postąpię jak Judasz – nie zaufam Bożemu miłosierdziu i wpadnę w szatańskie sidła? Może jak św. Paweł – będę potrzebował wstrząsu, aby się nawrócić i głosić wszędzie Ewangelię? A może jak Chrystus, który z wolnej woli bierze krzyż i idzie na Golgotę i tam daje się ukrzyżować dla mojego i Twojego zbawienia? Nie wiem Bracie i Siostro, który czytasz ten tekst, ale zbliżają się święcenia kapłańskie moich kolegów i moje i proszę Cię – módl się za nas! Módl się nie o to, byśmy byli zawsze uśmiechnięci, zdrowi i pomysłowi, ale o to byśmy byli wierni Chrystusowi. To święci zmieniają świat, a świętość to nie jest doskonałość moralna i etyczna, ale wierne słuchanie Boga i pójście za Nim.

Powołanie to codzienne mówienie Bogu "tak". To "tak" musi zabrzmieć także wtedy, gdy jest Ci bardzo źle, gdy doświadczasz wielu cierpień. Wtedy "tak" musi wybrzmieć jeszcze mocniej i jeszcze głośniej.


Dojechaliśmy do Jerozolimy...

Za chwilę przejdziemy przez jej bramy i przyjmiemy święcenia kapłańskie. Znów odpowiemy Bogu "tak". Czasem mówię, że do święceń kapłańskich potrzeba potrójnego "tak". Oprócz mojego "tak", potrzeba jeszcze dwóch: "tak" Księży Przełożonych i formatorów oraz "tak" Pana Boga. W końcu to od Niego wszystko się zaczyna i na Nim, mamy nadzieję, się skończy. W tej naszej Jerozolimie będzie i radość i smutek. Będą rzucać swoje płaszcze pod nasze nogi, ale też będą wołać "Ukrzyżuj Go". Będą wyśmiewać zasady chrześcijaństwa i samego Chrystusa, ale też będą podchodzić i ocierać twarz, jak Weronika. Jednak zawsze muszę pamiętać, że Jerozolima to nie tylko miejsce śmierci Jezusa, ale także miejsce Zmartwychwstania.

Drogi Czytelniku od Ciebie zależy jaką drogę wybierzesz, czy to będzie droga kapłaństwa czy małżeństwa, jednak zawsze pytaj Chrystusa o to, czego On dla Ciebie chce. Pamiętaj, że Chrystus przyszedł po to, by człowieka uczynić wolnym. Zawsze będzie Cię pytał: "czy chcesz?". Ale jeśli się zgodzisz, postawi także wymagania. Jednak na końcu jest wielka nagroda – nie tylko Twoje życie wieczne, ale także życie tych, którzy dzięki Twojemu "tak", Twojej posłudze, przybliżyli się do Boga. I to jest piękne!

dk. Paweł Sproncel

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.