II katecheza o Chrzcie św.

Data dodania: 2013.12.15

Choć zakończyliśmy Rok Wiary ciągle chcemy pogłębiać ten skarb, jakim jest wiara. Dlatego zapraszamy do lektury kolejnych katechez, tym razem poświęconych sakramentowi Chrztu św., które przygotował ks. dr Włodzimierz Skoczny. Tytuł katechezy: Zanurzeni w Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa.

W czasie Adwentu wraz z całym Kościołem wyruszamy ku najważniejszej nocy tego roku liturgicznego. Niektórzy sądzą, że jest to noc Bożego Narodzenia i upewniają ich w tym przekonaniu reklamy, gorączka zakupów i tradycyjny urok świąt. Ale ci co tak sądzą, mylą się. Mylą się jeszcze bardziej ci, którzy uważają, że taką najważniejszą nocą jest noc sylwestrowa, w czasie której rozpoczniemy Nowy Rok. Najważniejsza noc nastąpi dopiero za cztery miesiące - to będzie prawdziwie Wielka Noc - noc Zmartwychwstania Chrystusa. Wtedy właśnie, po 40 dniach postu i modlitwy, odkryjemy Jezusa, który dla nas staje się wielką rzeką łaski, w której każdy z nas może się zanurzyć, czyli ochrzcić. Bo, jak pamiętamy, chrzest to zanurzenie w Bogu.

Oczywiście, że chrztu Kościół udziela przez cały rok, ale naturalnym czasem zanurzenia w Bogu jest dla wszystkich chrześcijan wielkanocna Pascha – śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa. Rozpoczynamy ją w Wielki Czwartek od Mszy Wieczerzy Pańskiej a kończymy uroczystym porankiem Zmartwychwstania. To z niej Kościół czerpie łaskę chrztu. Ona staje się szczytem, ku któremu zmierzamy. Najważniejszym wydarzeniem całego roku liturgicznego. Św. Paweł napisze do Rzymian w swoim liście: "Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć, zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca" (Rz 6,3).

 

 

To bardzo ważny tekst. Rozpoczyna się od stwierdzenia, w którym czuć nutkę wyrzutu i zasmucenia wobec adresatów listu: „Czyż nie wiadomo wam ...?" Ten wyrzut przypomina, że z nami bywa czasem podobnie jak z Rzymianami – tak łatwo oderwać chrzest od wiary. Zrobić z niego kolejną uroczystość rodzinną, w której do końca nie wiadomo o co chodzi ... a jak nie wiadomo o co chodzi, to na ogół chodzi o prezenty, o zrobienie zdjęć, o przyjęcie w gronie rodziny. „Czyż nie wiadomo wam" - dziwi się Paweł - że tu chodzi o zanurzenie w Bogu? Otóż, często faktycznie nam „nie wiadomo". Gdy zginie wiara, przede wszystkim wiara rodziców i chrzestnych, pozostają przesądy.

Kiedyś pewni Polacy mieszkający w Rosji, wtedy jeszcze Sowieckiej, którzy nie byli ludźmi wierzącymi, opowiadali, że jednak ochrzcili swe dzieci w cerkwi i na dodatek robili to po kryjomu, z obawy przed narażeniem się na szykany ze strony władzy. Dlaczego się w ogóle na to decydowali? Odpowiedzieli, że chodziło im o to, by się zabezpieczyć... tak na wszelki wypadek - by dziecko nie chorowało, no i by babcia się już nie dopytywała, a w końcu... wiele to nie kosztuje. Można traktować chrzest jako „polisę" u Pana Boga.

Św. Paweł zaznacza dalej w cytowanym powyżej Liście do Rzymian, że chrzest to zanurzenie w Chrystusie, że On jest źródłem wody żywej, bo chrzest w nas „grzebie" starego człowieka, abyśmy rozpoczęli „nowe życie". Umieram, by Zmartwychwstać. W zanurzeniu w Chrystusie są nieustannie obecne te dwa elementy powiązane ze sobą, a jednak tak różne – śmierć i Zmartwychwstanie; „zejście do grobu", czyli „pogrzebanie" i „wyjście z grobu"; „stary człowiek" i „stare życie" oraz „nowy człowiek", ten, który się „powtórnie narodził".

Pierwszy z tych elementów nie jest zbyt popularny, bo mówienie o śmierci i umieraniu, to smutna konieczność spychana jak tylko się da na margines naszego życia. Nie wypada o niej mówić na chrzcie, ślubie czy imieninach. Tam trzeba składać życzenia zdrowia, 100 lat i szczęścia w życiu osobistym. A przecież Jezus mówił, że „jeśli ziarno wpadłszy w ziemie nie obumrze .. zostanie tylko samo", i te słowa dotyczą całego życia. Jeśli „ziarno nie obumrze" ... nigdy nie będzie zdrowe, nigdy nie będzie prawdziwie żyć, nigdy nie będzie szczęśliwe. Bo zdrowie, życie i szczęście wiedzie przez krzyż, śmierć i pogrzebanie - tak było w historii Pana Jezusa. Tak jest w każdej ludzkiej historii.

Św. Franciszek z Asyżu pokazał nam, co to znaczy żyć Ewangelią i często rozmyślał nad prawdą o potrzebie „umierania" i „krzyża" w swoim życiu. W jednej z pierwszych biografii możemy się dowiedzieć, że oto któregoś dnia „Franciszek sporządza sobie tunikę wyobrażającą krzyż (1), aby jego obraz w niej odganiał wszelkie diabelskie pokusy" (2). Po dziś dzień franciszkański habit przypomina krzyż. To był kolejny etap długiego procesu w czasie którego Franciszek dorastał do „umierania" w Chrystusie , a którego finałem były stygmaty, czyli rany na ciele - fizyczny znak jedności z Tym, w którego „ranach jest nasze zdrowie".

„Śmierć" i „pogrzebanie" łączy się z inną prawdą, równie niepopularną; z tym, że rodzę się grzesznikiem. Noszę na sobie brzemię grzechu pierworodnego i moje osobiste grzechy, z których może mnie wyswobodzić tylko Chrystus. To mój grzech sprawia śmierć, to jego trzeba „pogrzebać", „zatopić' jak wojska faraona, to on jest przyczyną mojej prawdziwej „starości".

W niedawnym wywiadzie przeprowadzonym z papieżem Franciszkiem padła prośba, by Ojciec Święty sam się określił: kim jest Jose Maria Bergoglio? Papież odpowiedział: "Nie wiem, jaka byłaby najlepsza definicja... Ja jestem grzesznikiem. To jest ta najlepsza z definicji. Jestem grzesznikiem. Tak, ta najlepsza synteza, która pochodzi z wewnątrz i którą uważam za najprawdziwszą, brzmi właśnie tak: 'jestem grzesznikiem, na którego spojrzał Pan'. (...) I to właśnie powiedziałem, kiedy zapytali mnie, czy przyjmuję wybór konklawe".


Po zanurzeniu w wodzie chrztu, po zanurzeniu w Chrystusie, wychodzimy z baptysterium jako „nowe stworzenie", jako ktoś kto przeżywa „powtórne narodziny". Do wody chrztu schodzi się przecież nie po to, by w niej pozostać, ale by z niej wyjść ku nowemu życiu. Stajemy się „nowym człowiekiem". W nim Bóg rozpoznaje swoje dziecko. I - jako Ojciec miłosierny - powtarza mu nieustannie: „synu, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy". Dzieje się tak nie z powodu naszych zasług, ale dlatego, że swoją krew przelał dla nas Jezus Chrystus. To On, przez swoją Śmierć i Zmartwychwstanie dał nam życie wieczne i dziecięctwo boże. I na nic już nie musimy zasługiwać. Trzeba tylko zanurzyć się w Chrystusie i żyć w Tym, który sprawił, że 'wkroczyliśmy w nowe życie".

W gorącym, przedświątecznym czasie warto z wdzięcznością powrócić do naszego chrztu (3). Tym bardziej, że radosny okres Bożego Narodzenia kończy święto chrztu Chrystusa w wodach Jordanu. Podejdźmy do chrzcielnicy w naszym kościele i pochylmy się nad początkami naszej historii dziecka Bożego oraz uwielbiajmy naszego Pana, w którego Śmierci i Zmartwychwstaniu zostaliśmy zanurzeni. Dzięki Ci, Boże, za łaskę chrztu świętego, przez którą mnie wszczepiłeś w rodzinę Bożą. Dziękuję za ten dar wielki i niepojęty, który moje życie przeobraził...

 

 

Przypisy:

1) Tunika przedstawiona na slajdzie uchodzi (choć według ostatnich badań niesłusznie) za habit św. Franciszka. Przechowywana jest w bazylice św. Krzyża we Florencji.

2) Tomasz z Celano, Życiorys pierwszy 22, cyt za. bp. Grzegorz Ryś, Franciszek. Życie – miejsca – słowa, Kraków, 2013, s. 31.

3) Wielka chrzcielnica w katedrze w Mediolanie. Być może w niej biskup Ambroży ochrzcił św. Augustyna.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.