Będzin: wywiad z Marcinem Zielińskim

Data dodania: 2021.10.12

Konferencja duchowa, warsztaty ewangelizacyjne, Msza święta oraz wieczorne uwielbienie - to główne elementy programu spotkania z Marcinem Zielińskim. Spotkanie organizowane przez Odnowę w Duchu Świętym Diecezji Sosnowieckiej odbyło się 9 października w parafii pw. Nawiedzenia NMP w Będzinie-Syberce.

W programie znalazł się także czas na rozmowę z Marcinem Zielińskim o wierze, Kościele i charyzmatach, którą przeprowadził Mikołaj Wójtowicz.


Mikołaj Wójtowicz (Biuro Prasowe Diecezji Sosnowieckiej): Statystyki mówią, że młodzi odchodzą od wiary i od Kościoła. Jest dużo osób, które niekoniecznie odchodzą od wiary, ale raczej odchodzą od Kościoła instytucjonalnego. Popularne jest hasło „Jezus tak, Kościół nie”. Ludzie praktykują wiarę, ale jakoś samodzielnie, z dala od Kościoła instytucjonalnego.

Marcin Zieliński: Droga duchowości „w pojedynkę” jest bardzo niebezpieczna. Prowadząc rozmowy na ten temat trzeba wyjść od tego, że to Jezus założył Kościół. Jezus nie rozesłał Apostołów w pojedynkę. On utworzył ten Kościół instytucjonalny. Warto to zauważyć, gdy rozmawiamy na argumenty biblijne. Podobnie jak w dyskusji „Czy wystarczy tylko wierzyć, czy trzeba mieć uczynki?” Tak samo tutaj: jedno i drugie. Jedno i drugie: Jezus i Kościół, bo to Jezus dał nam Kościół.

Myślę, że problem tkwi tutaj: ludzie być może nie zobaczyli Kościoła, który by ich pociągał. Jest to smutne i musimy się z tym mierzyć. Są osoby, które zostały po pandemii w domu i nie przychodzą do kościoła. Smutnym świadectwem jest, gdy mówią: „Ale ja nic nie straciłem.” To wystawia niekoniecznie dobre świadectwo nam. To oczywiście duże uogólnienie.

Jeżeli ludzie nie tęsknią do powrotu do Kościoła, to znaczy, że w jakimś miejscu nie zrobiliśmy wszystkiego, co należało. Nasze świadectwo, przepowiadanie, nasze bycie w Kościele nie było dla nich pociągające. Warto nie tylko narzekać, ale mieć też jakieś wyjście z sytuacji.

Potrzebujemy stać się dla ludzi w naszej wierze atrakcyjni: nie mówię tutaj o formach, ale o przepowiadaniu Chrystusa, o tym, że ewangelia ma moc zmienić twoje życie. O tym, że Eucharystia, sakramenty, są żywe i skuteczne. Dużo osób ma magiczne podejście do sakramentów: samo się zrobi, samo się przemieni, bez mojego udziału, bez mojej wiary. A przecież sakramenty działają na podstawie naszej wiary. Słowo Boże przeżywa się sercem i myślę, że to jest najlepszy sposób na to, by udało się zaprosić ludzi, czasami nawet tych, których w kościele przed pandemią nie było.

Upadamy, grzeszymy. To rzutuje na to, jak osoby nie mające za dużo z wiarą postrzegają Chrystusa – przez pryzmat i analogię: jeśli oni są tacy, to Chrystus też nie jest dla nich kimś atrakcyjnym. Dużo osób myśli, że chrześcijanin to powinien być taki człowiek święty, „z obrazka”...

- Myślę, że my sami stworzyliśmy sobie obrazek świętości jako bezbłędności. Jeśli ktoś jest święty, to dla nas jest to ikona z obrazka, która dla nas jest nieomylna, bezbłędna, bez grzechu itd. Wystarczy poczytać życiorysy świętych, by zobaczyć, że tak nie jest. Wielu świętych miało swoją niechlubną przeszłość. Myślę, że rozwiązaniem jest to, żebyśmy pokazywali siebie i stawiali siebie w prawdzie.

Do słuchania naszego przekonywania zachęca autentyczność. Wiele osób, które przychodzą na moje spotkania mówi, że jest to im bliskie, ponieważ mówię o swoich błędach i grzechach. To nie jest tak, że opowiadam świadectwa i historie tylko z tego, co mi wyszło. Bardzo lubię się pośmiać z siebie publicznie i opowiedzieć, jak to u mnie wychodziło.

Myślę, że to jest zadanie dla nas: nie stawiać siebie wyżej, ponad innymi. Czy to świeccy, czy księża, kiedy się przemawia – pokazać prawdziwe oblicze. Jesteśmy słabi, ułomni, grzeszni. Myślę, że kluczem jest to, by starać się stać przed innymi w prawdzie. Wiedzą wtedy, że jak upadną, to nie są wtedy wyrzuceni z Kościoła, a mogą spokojnie przyjść i spotkają Chrystusa, który da im kolejną szansę.

Ruch charyzmatyczny powstał poza Kościołem Katolickim. Można spotkać opinie, że jak ktoś ma coś wspólnego z charyzmatykami, to jest już na prostej drodze, żeby ten Kościół Katolicki opuścić. Na pierwszy rzut oka, wydaje się sprzecznością: ruch charyzmatyczny i instytucja Kościoła. Czy to wszystko da się połączyć?

- Akurat jestem świeżo po wykładach z teologii na ten temat. Prowadzący wykłady powiedział nam, że pozornie jest to sprzeczność. A naprawdę jej nie ma.

Sama hierarchia, sam urząd Kościoła jest już charyzmatem. Ruch charyzmatyczny nie narodził się w XX wieku. Ruch charyzmatyczny narodził się w wieczerniku. I przez wieki, przez całą naszą tradycję, zawsze były ruchy, które były świeże, zawsze były nowe powiewy działania Ducha. Staram się mówić, że to nie jest nic nowego.

W ostatnim czasie mamy duże natężenie ruchów charyzmatycznych. Ale wystarczy poczytać o świętym Franciszku, który z papieżem też trochę wojował, nim instytucja zaakceptowała charyzmat. Przez to mamy dzisiaj dobro dla całego Kościoła Powszechnego. Nie, jako na zagrożenie, które swoją nowością może zniszczyć to, co jest stare. Jeśli to jest prawdziwie z Ducha Świętego, to może jedynie ubogacić to, co już do tej pory mamy.

W naszej wspólnocie ludzie doświadczają Ducha Świętego, odnowienia wiary i ducha cierpliwości. Kochają własny Kościół, kochają sakramenty, nawracają się i przychodzą do kościoła. I to jest owoc działania i odnowienia Ducha Świętego: charyzmaty mające przyciągnąć wspólnotę do Kościoła.

Rzeczywiście, przez wieki były różne, trudne sytuacje, także w ostatnich latach. Ale trzeba z nich wyciągać wnioski. Nie zawsze to, co się nam wydaje jest właściwe. Historia nas nauczyła, że najlepsze, gdy jesteśmy posłuszni, a Bóg sobie poradzi.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

rozmawiał: Mikołaj Wójtowicz
video: Odnowa w Duchu Świętym


 

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.