Rozważanie na Rok Wiary

Data dodania: 2012.10.13

Rozważanie ks. dr Pawła Pielki "Refleksja na wiarą w Kościół" wygłoszone 13 października w sosnowieckiej bazylice katedralnej przed Mszą inaugurującą w diecezji Rok Wiary.

 

Wchodzący na obrady Ojcowie Soboru Watykańskiego II rozpoczynali posiedzenia od wspaniałej, pochodzącej z początku VII-go wieku modlitwy Adsumus. Modlitwa ta stawiała wymóg: „aby nie zwiódł nas wzgląd na podarki i osoby". Historia Kościoła dowodzi, że aluzje te nie są jedynie wytworem wyobraźni.

Wymiar ludzki życia Kościoła przybierał nierzadko formy brutalne, prostackie, niekiedy wręcz sensacyjne. Kościół przeżywał w swoich dziejach prawdziwe dramaty rodzące się ze sprzeczności między wolnymi dążeniami ludzi, z ludzkich ograniczeń, niewiedzy, a czasem i zwyczajnej głupoty. Przeżył już wiele herezji i wiele buntów.

Było rozdarcie między Wschodem i rzymskim Zachodem. Było rozdarcie reformacji. Musiał się Kościół zmierzyć z butą nowożytnego racjonalizmu; wydawał się już zostać skazany na śmierć przez zdające się triumfować naukę i pozytywizm; był udręczony w czasie kryzysu modernistycznego. Czy trzeba podkreślać rany hitleryzmu, ciężar skutków komunizmu, których znamiona przyjdzie nam pewnie jeszcze długo leczyć?

Współcześnie i my pielgrzymujemy i co krok odczuwamy pokusę, by się urządzić, wycofać, w myśleniu zaś zawrócić się ku pewnej „chwili" w historii, kiedy, według nas, Kościół miał oblicze młode i czyste. I z takiej pozycji Kościół krytykować. Nic dziwnego zresztą kiedy wydaje się, że wszystkich nas po trochu dotyka brak możliwości podjęcia normalnej refleksji, niedobór sensownej debaty czy w ogóle myślenia, a może i nawet spokojnego spotkania człowieka!

By zaś wierzyć, że Kościół niesie zbawienie, oczekiwalibyśmy już tu, na ziemi, Kościoła zgodnego z naszymi wyobrażeniami – pięknego i bez skazy. JAK zatem WIERZYĆ W KOŚCIÓŁ, gdy tak jeszcze nie jest i nie ma rychłych na to widoków?

Trudność sprawia rozumienie misji Kościoła i niedostosowanie do wymogów czasu sposobów jego działania. W ogóle sam obraz Kościoła, jaki wytwarza się w naszej świadomości, często nieznacznie tylko odbiega od medialnych splotów informacyjnych. W każdym razie wydaje się być kreowanym raczej przez ośrodki przekazu i jakby na ich użytek. Działalność Kościoła sprowadzana jest tylko do jej wymiaru humanitarno-humanistycznego, a pełną realizację jego misji uznaje się, na przykład, za niedopuszczalną ingerencję w wolność człowieka, uzurpacje przestrzeni społecznej, medialnej, wręcz gwałt na świadomości. Już widać działania nie liczące się z nikim ani niczym. (?)

W takim kontekście zatem w jaki Kościół wierzymy?

Być może brzmi to zaskakująco i paradoksalnie, ale Kościół pyta sam siebie, Kim jest. To tylko jego wrogowie zdają się wiedzieć, co to jest Kościół. Tymczasem sam Kościół nie wie do końca, Kim jest. Rzecz to zresztą nie tak znowu zaskakująca, bo nawet człowiek do końca nie wie, kim jest, pozostając ostatecznie sam dla siebie tajemnicą.

O ileż bardziej może nie wiedzieć tego Kościół - Przybytek Tajemnicy Chrystusa, a zarazem społeczność ludzka, omylna, trwała i niestała, jedna, a równocześnie rozdarta. A tajemnicą nad tajemnice, którą tak trudno nam przyjąć, jest fakt obecnego w nim na przestrzeni wieków „splotu świętości i grzechu" (Porta Fidei). Nie można obarczać Kościoła winą za wszystkie przypisywane mu błędy, ale trzeba przyznać, że liczne słabości, ograniczenia, ciasnota umysłu i grzechy wszystkich ludzi Kościoła otwierały drogę złu.

Sobór Watykański II, na którego dorobek kierujemy myśli ze wzmożoną uwagą w inaugurowanym dzisiaj w naszej diecezji Roku Wiary, był również próbą kolejnego zapytania się: Kościele co mówisz o sobie samym?

Jeden z Jego Ojców, Marie Dominique Chenu, stwierdza: „Nie jesteś grupą aniołów ani bohaterów, ale mężczyzn i kobiet gotowych wciąż się buntować, urządzać, iskać wszy, marzyć o egipskiej cebuli, poszukiwać źródeł i bić pokłony przed złotym cielcem czy przed Baalem". Jest Kościół Oblubienicą nie bez skazy, gwałconą przez możnych i często zdającą się na łup ich zwodniczych pieszczot; jest „Nierządnicą, którą Chrystus codziennie poślubia", jak mówią Ojcowie Kościoła. Oblubienicą cudzołożną, którą jednak Chrystus wciąż „osłania płaszczem sprawiedliwości", jak czytamy o tym w Piśmie Świętym.

Kościół to nie są jedynie święci kanonizowani, ale i górnicy, którzy zniszczyli swe płuca i kręgosłupy w kopalniach i być może nie doczekają się na termin operacji w Wojewódzkim Szpitalu Górniczym, który sami zresztą budowali; matki, które w milczeniu próbują związać przysłowiowy koniec z końcem; często zdezorientowana i zlękniona młodzież; Kościół to też ci najbiedniejsi, których trzeba nieść, ponieważ nie mają już nóg, tracący głowę, widząc co się dzieje i niczego nie pojmujący; stare kobiety odmawiające różaniec na klęcznikach – te „narzeczone Pana Boga", jak mówił kapłan-poeta; kapłani przy pracy, którzy cierpią, czując niemoc mówienia lepiej o Kościele i przekazywania wiary bardziej adekwatnie, a przez to owocniej.

A jednak to podczas wspomnianego przez nas, otwierającego nową epokę Soboru, jeden z jego Ojców, dominikanin Yves Marie Congar stwierdził: „Wiele razy w trakcie dyskusji, a nawet targów, jakie miały dokładnie tę samą postać zewnętrzną, co każda debata czy manewr parlamentarny, Ojcowie Soboru mówili: «Tutaj przechodzi tchnienie Ducha Świętego»".

Ziemski stan Kościoła, będąc stanem pielgrzymowania, z istoty swej zawiera w sobie niepełność, napięcia, a zatem i walkę. Kościół walczy nie tylko przeciw „światu". Walczy on również wewnętrznie, gdyż nie jest królestwem Bożym, które jeszcze nie nadeszło. Dlatego jest rzeczą normalną, że spotykamy w Kościele napięcia, walki i meandry nieodłącznie związane z tym co ludzkie.

W sprawach zasadniczych Kościół nigdy jednak nie zbłądził w swym posłannictwie. Bezpiecznie niesie Słowo Boże i Eucharystię powierzone mu przed wiekami. Eucharystię zaś pragniemy adorować dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek. Konfesjonały, w których oczekuje się na penitentów pozostaną cenione, pragnienie towarzyszenia duchowego stanowi dla Kościoła wyzwanie chwili.

Przede wszystkim jednak, jak stwierdza przywoływany już Marie-Dominique Chenu, to na Kościół właśnie zwrócone są oczy Pana, na ten Jego „lud o twardym karku", ale jednocześnie „światło narodów", małą grupkę, na którą liczy On tak bardzo, że aż staje się liryczny, kiedy o tym mówi: „Góry mogą się poruszyć, doliny zakołysać, ale moja miłość nie cofnie się przed tobą, a moje przymierze pokoju nie zostanie zachwiane" (Iz 54, 10), a także: „Kobieta może zapomnieć o swym niemowlęciu, ale ja nie mógłbym zapomnieć o swym ludzie (Iz 49, 15)".

Św. Katarzyna ze Sieny klękała przed złymi kapłanami, błagając, by ocalili Kościół. Czy łatwiej było w Kościele, kiedy John Henry Newman powracał na jego łono niedościgle argumentując, że tylko w nim znajduje się pełnia Bożej nauki? O, nie łatwiej było w czasach Claudela i Péguy, gdy uznawali jednak Kościół za swą matkę. Znamy tyle bliższych może i trafniejszych przykładów.

Pozostaje w życiu Kościoła fascynujące, że „ludzie grają ludzką grę, każdy swoją, kombinując, optując, dążąc do danego rezultatu poprzez daną operację. Lecz Bóg gra ludzkimi grami i rozgrywa swoją grę w ich grze i wraz z ich grą. (...) Wszystko zmierza do celu, do jakiego Bóg zmierza i jaki zapewnia". (Y. M. Congar).

Bóg zapewnia zaś niezgłębione dary, które złożone są w Jego Kościele. Przyjmować je i z zadumą rozważać trzeba nam razem z Matką Kościoła. Jest znamienne, że dzień inaugurujący soborowe obrady wybrany został na przypadające w starym kalendarzu liturgicznym na dzień 11. października wspomnienie Macierzyństwa Najświętszej Maryji Panny.

Nic lepszego, niż taki Kościół, którego Matką jest taka Matka, nie mogło nam się przydarzyć. Gdyby mogło, to Pan by nam dał, bo On wszystko może i bardzo nas kocha.

Nasz Kościele, bez Ciebie bylibyśmy jedynie nieszczęśnikami, włóczęgami po bezdrożach życia.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.