Zamyślenia w czasie epidemii cz.1
Gdy się TO skończy, już nic nie będzie takie samo. To bodaj najpowszechniejszy wniosek, jaki z obecnej sytuacji wyciągają różnej maści komentatorzy: polityczni, ekonomiczni, sportowi, religijni. Zgodni z tym są też ci, którzy piszą do serwisów plotkarskich. Najbardziej powszechnym marzeniem x jest z kolei powrót do sytuacji sprzed miesiąca. To taki "punkt zero". Niemal wszyscy chcemy, żeby jak najszybciej było tak jak wcześniej i choć to było całkiem niedawno, to z racji nagłości i gwałtowności zmiany mówimy: "jak kiedyś".
Mam z tym pewien kłopot. W Kościele przecież Wielki Post to zawsze czas nawrócenia. Czas porzucenia człowieka starego. Czas starań, aby przyoblec się w człowieka nowego. Wielkopostne pragnienie, to nie jest pragnienie "aby było jak kiedyś". To pragnienie, aby było inaczej. Nie. Broń Panie Boże, ani ździebko nie cieszę się z tego czasu próby, który na nas wszystkich spadł jak grom jasnego nieba. Widzę tylko pewne niebezpieczeństwo, że w pragnieniu powrotu do tego, co było niedawno, do normalności, do punktu zero "utopi się" wielkopostne wezwanie do zmiany, do nawrócenia, bo przecież "co innego mamy dziś na głowie". Byłoby szkoda. Nie po raz pierwszy. Życzę sobie i innym, abyśmy nie zmarnowali tego czasu na strach.
Czytam we włoskiej "La Repubblice" wywiad z księdzem. Profesorem. Biblistą. Dziennikarz pyta: Po co prosić Boga o to by zatrzymał pandemię? To pismo lewicowe, więc pewnie dziennikarz w skuteczność modlitw wierzy średnio. Duchowny odpowiada, że Bóg nie może zatrzymać epidemii. Nie może zmienić biegu historii, ale może dać siłę, aby ją przeżyć. Ksiądz Profesor mnie nie przekonał. Tak to jasne, że Pan Bóg w tym czasie może dać nam siłę, abyśmy nie panikowali, myśleli rozsądnie i mogli nawet w tym trudnym czasie żyć. Wierzę jednak również, że może zatrzymać epidemię i zmienić bieg historii. Skąd to przekonanie? Proste. On litował się nad swoim ludem już nie raz.
Ks. Paweł Rozpiątkowski