Katecheza o Eucharystii - cz. 6
W 2019 roku w każdą III niedzielę miesiąca Kościół sosnowiecki wsłuchuje się w katechezy o Eucharystii. Zapraszamy do lektury kolejnego rozważania zatytułowanego "Jaka wiara, taka ofiara…". Poprzednie części cyklu można znaleźć w zakładce POLECANE.
W naszych kościołach ciągle słyszymy słowo "ofiara". Wciąż powtarzamy, że przez ofiarę złożoną na krzyżu Chrystus dokonał naszego odkupienia, a Jego krew zmyła nasze grzechy i Msza Święta tę ofiarę uobecnia. Sami dosyć często i chętnie używamy takich wyrazów jak ofiarność, poświęcenie, oddanie, bezinteresowność, wielkoduszność czy wyrzeczenie. To zapewne znak "schrystianizowania naszej mentalności" przez wiarę, a zwłaszcza przez wpatrywanie się w ten aspekt ofiary Chrystusa, który przypomina, że On oddał życie za nas. Jezus mówi w Ewangelii św. Jana: "Za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie" (J 17,19). Jest to zupełnie inne, rewolucyjne pojmowanie ofiary. Okazuje się, że ofiara ze zwierząt czy z płodów rolnych, bądź z innych wartości materialnych jest ofiarą jedynie w sensie symbolicznym. Prawdziwą bowiem ofiarę składa się z samego siebie.
Ilekroć przybywamy na Mszę Świętą, jesteśmy zaproszeni, a nawet zobowiązani, do składania ofiary. Mamy bowiem przez chrzest udział w kapłańskiej godności Chrystusa. Czy jedynym darem, który mamy składać Ojcu niebieskiemu w ofierze w czasie Eucharystii, jest dar na tacę?
Najcenniejszą ofiarą, jaką posiada Kościół, jest Chrystus obecny pod postaciami chleba i wina. Wszyscy wierni, na mocy powszechnego kapłaństwa, łączą się z kapłanem celebrującym Mszę Świętą i współdziałają w ofiarowaniu Eucharystii. Cały lud Boży ofiaruje Ojcu najcenniejszą żertwę, którą jest Jego umiłowany Syn, Jezus Chrystus. Lud Boży składa tę ofiarę, aby uwielbić Boga i przyczynić się do zbawienia świata.
Składając Ojcu niebieskiemu Jego Syna, powinniśmy również ofiarować Mu samych siebie na ofiarę żywą, świętą i miłą Bogu (por. Rz 12,1). Wszystko, co czynimy, może być złożone Ojcu jako ofiara duchowa. Wszystkie "uczynki, modlitwy i apostolskie przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca, wypoczynek ducha i ciała, jeśli odbywa się w Duchu, a nawet utrapienia życia, jeśli cierpliwie są znoszone, stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu, przez Jezusa Chrystusa" (KK 34).
Aby to nasze składanie siebie, całego swojego życia w ofierze było prawdziwą ofiarą, powinno w trojaki sposób upodabniać się do ofiary naszego Pana.
Po pierwsze, wszystkie trudy, wyrzeczenia czy znoszone prześladowania dopiero wówczas zasługują na nazwanie ich ofiarą, kiedy służą dobru innych. Dopóki służą one tylko mojemu dobru, albo nie służą niczemu, można je nazywać rozmaicie, ale na pewno nie jest to ofiara. Chrystus oddał bowiem swoje życie, całe i bez reszty, za nas, dla naszego dobra, żeby nas pojednać z Bogiem i ocalić.
Po drugie, tylko w takim stopniu nasze trudy i krzyże, nasze wysiłki dla innych są rzeczywiście ofiarą, w jakim stopniu podejmujemy je dobrowolnie. To prawda, że absolutnie dobrowolna była jedynie ofiara Chrystusa. Pan mówi: "Nikt Mi życia nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać" (J 10,18). Nawet na krzyżu Jezus nie przestał być w pełni Panem swojego losu. Dobrowolnie pozwolił na to, aby skierowana przeciwko Niemu nienawiść zgniotła Go na śmierć. Jednak w każdym momencie męki mógł uwolnić się z trybów niszczącego Go mechanizmu. My, ludzie, nigdy nie mamy aż takiej władzy nad różnymi mechanizmami, które mogą nas w siebie wciągnąć. Nasza dobrowolność może się jednak wyrazić w przyjęciu takiej postawy, o której wiemy, że może sprowadzić na nas jakieś trudy czy prześladowania, a gdy przestają już one podlegać naszemu wolnemu wyborowi, na wewnętrznej zgodzie na nie. Nie chodzi tu o jakiś "kult cierpienia", ale o zgodę na cierpienie, jeśli jest ono konsekwencją postawy, którą uważamy za słuszną.
Wreszcie po trzecie: autentyczna ofiara może człowieka kosztować wiele, niekiedy nawet życie, ale nie może go zniszczyć duchowo. Wręcz przeciwnie. Postawa ofiary buduje człowieka, choć jest to jakby skutek uboczny, dodatkowy. Jezus Chrystus przez krzyż wszedł do zmartwychwstania i stał się w ten sposób żywą obietnicą dla wszystkich, którzy nie wahają się żyć według zasad miłości, również wówczas, kiedy to trudne lub niebezpieczne.
Całe nasze życie ma być ustawicznie ofiarowywane Bogu, dla uwielbienia Go i dla doprowadzenia świata do zbawienia, dlatego powinno mieć odpowiednią "jakość". Kochanej osobie, tym bardziej Bogu, nie wypada ofiarować czegoś mało wartościowego. Jeśli nasze życie ma zasługiwać na miano ofiary duchowej, powinno być naznaczone szlachetnością i poświęceniem dla innych. Trudno mówić o ofierze tam, gdzie nie ma ducha oddania się na służbę, rezygnacji z własnego egoizmu, gdzie nie ma samozaparcia. "Życie stanie się dla Boga miłą ofiarą, jeśli będzie nim rządzić autentyczna miłość i miłosierdzie (por. Mt 9,13), jeśli będzie zaprzeczeniem konsumpcyjnego stylu życia, zerwaniem z postawą wykorzystywania wszystkiego dla siebie".
Składając Ojcu niebieskiemu wraz z Chrystusem swoje życie, powinniśmy upodobnić się wewnętrznie do ofiarującego się Zbawiciela, czyli przyjąć postawę zawierzenia, ufnej miłości i posłuszeństwa. Gdy ktoś ofiaruje komuś jakiś przedmiot, oznacza to, że wyzbywa się już prawa do swobodnego dysponowania nim. Z darem nie może robić, co mu się żywnie podoba, ale musi liczyć się z wolą nowego właściciela. "Podobnie też oddanie swego życia Bogu to świadoma rezygnacja z samowolnego dysponowania sobą, to decyzja kształtowania siebie i swojego postępowania według Bożego upodobania. Wszystko zatem, nasza praca, wypoczynek, działanie, powinno być podporządkowane wymaganiom Ojca niebieskiego, a nie własnym kaprysom czy też naszym krótkowzrocznym, egoistycznym planom".
Warto ciągle rezygnować ze swojej woli na rzecz realizowania planu Stwórcy, który chce uszczęśliwić całą ludzkość. Pragnienie kierowania się we wszystkim wolą Bożą i miłością do Niego rodzi się i umacnia poprzez praktykowanie ofiarniczego usposobienia.
Także nasze cierpienia mogą stać się zbawczą ofiarą na Eucharystii. Przed Bogiem wielką wartość posiada miłość. Bolesne sytuacje mogą być okazją do wielkiego udoskonalenia naszej miłości, do jej oczyszczenia. "Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie! Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia" zaznacza autor Księgi Syracha (Syr 2,1.5). W praktyce oznacza to gotowość przyjęcia każdej formy cierpienia, wszystkich przeciwności życiowych, niedogodności - o ile taka jest wola Boża. Starajmy się w ich obliczu powtarzać jak Jezus w Ogrójcu: "Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!" (Łk 22,42). "Prawdziwą ofiarą może być cierpliwe znoszenie różnych przykrości dnia codziennego, przykrych sytuacji czy też ludzi trudnych we współżyciu ze względu na usposobienie, wiek, choroby i różne ułomności. Cierpliwe znoszenie przykrego sposobu bycia drugiego człowieka, jego złośliwości - to również coś, co może stać się zbawczą ofiarą".
Zbyt często nie dostrzegamy związku między uczestnictwem w liturgii eucharystycznej, a sprawami życia codziennego. Mszę Święta, modlitwę uważamy za sprawy Boże, a codzienne zajęcia za sprawy ludzkie, świeckie, nie mające nic wspólnego z Bogiem. Tymczasem, traktując wszystkie codzienne sprawy jako ofiarę duchową składaną Bogu, można połączyć w jedną całość uczestnictwo we Mszy Świętej oraz oddanie się różnym świeckim zajęciom. Spełnianie tych codziennych zadań warto połączyć z postawą ustawicznego ofiarowania wszystkiego Bogu dla uwielbienia Go i dla zbawienia świata. Wtedy każde, nawet najbardziej świeckie i prozaiczne działanie nabiera nadprzyrodzonego, duchowego znaczenia i staje się wyjątkowe. To ofiarowanie trzeba jak najczęściej powtarzać i ponawiać, np. przed ważniejszymi pracami, codziennie rano, w południe i wieczorem, gdy biją dzwony na Anioł Pański czy wzywają do świątyni. Życie staje się wtedy ofiarą świadomą, podejmowaną dobrowolnie, z miłości do Boga.
Można także te ofiary składać dobremu Ojcu w bardzo konkretnych intencjach, np. o nawrócenie niewierzących, o rozszerzanie się Kościoła w krajach misyjnych, za prześladowanych chrześcijan, za zmarłych itp. W ten sposób zwykłe, szare życie przyczynia się do powolnego przekształcania świata w królestwo Boże, pełne sprawiedliwości, miłości i pokoju, a Ojciec niebieski jest uwielbiony.
Życie chrześcijańskie bez ofiary jest nie tylko niemożliwe, ale po prostu nieprawdziwe. To dlatego w każdej Mszy Świętej możemy i powinniśmy łączyć dar naszej codzienności i wszystko, co ją wypełnia z ofiarą Chrystusa oraz składać na ołtarzu samych siebie. Im głębsza jest nasza wiara, tym lepiej to rozumiemy i nie zgadzamy się być jedynie "niemymi widzami misterium". Rozumiemy też coraz lepiej, że dar materialny na tacę nie wystarcza. On jedynie oznacza dar, którym my sami jesteśmy.
"Ofiaruję Tobie, Panie mój, całe życie me, cały jestem Twój - aż na wieki. Oto moje serce, przecież wiesz, Tyś miłością mą jedyną jest…".