Pogrzeb ks. Władysława Golisa
16 grudnia odszedł do wieczności ks. Władysław Golis, najstarszy duchowny diecezji sosnowieckiej. Przez wiele dekad pełnił funkcję wykładowcy łaciny i greki w w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Sosnowieckiej i w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Częstochowskiej w Krakowie. Był także proboszczem w parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Sosnowcu-Maczkach. Ostatnie lata życia spędził w Domu Księży Emerytów w Częstochowie.
W kościele seminaryjnym Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana w Częstochowie odprawiono Mszę świętą żałobną pod przewodnictwem bpa Artura Ważnego. W liturgii uczestniczyli liczni duchowni i wierni, w tym biskup senior Antoni Długosz, który na początku nabożeństwa przywołał postać ks. Golisa. Wspominał go jako osobę zaangażowaną, oddaną harcerstwu i bliską wielu pokoleniom kleryków.
W czasie uroczystości żałobnych kazanie wygłosił ks. Mariusz Karaś, kanclerz kurii sosnowieckiej. Podkreślił on ciepło i dobroć, jaką ks. Golis okazywał innym, oraz jego zaangażowanie w formację młodzieży seminaryjnej.
- Ks. Golis był nie tylko najstarszym kapłanem Diecezji Sosnowieckiej. Od 71 lat w swych dłoniach dzierżył ten wielki dar jakim jest Chrystusowe kapłaństwo. Większość z nas obecnych tutaj nie ma tylu lat życia, ile lat kapłaństwa przeżył ks. Władysław. Ks. Golis to nie tylko wieloletni nauczyciel i wykładowca łaciny i greki, który próbował wpoić nam, czasami opornym, miłość do języków starożytnych, ale i do tego wszystkiego co klasyczne, a przez to piękne i godne uwagi. Z uśmiechem na twarzy do dziś wspominamy jego opowieści z kolejowych podróży z Maczek – do Częstochowy, albo do Krakowa. Zawsze na wykłady przyjeżdżał, chociaż czasami mieliśmy skrytą nadzieję, że pociąg się spóźni. A on, aby się nie spóźnić, w Krakowie był dzień wcześniej – ale i ten wygospodarowany w ten sposób czas wykorzystywał w seminarium na zaszczepianie w klerykach ducha służby harcerskiej – powiedział w czasie homilii ks. Mariusz Karaś.
Jak dodał sosnowiecki kanclerz, ks. Golis zostanie zapamiętany jako osoba dobra i radosna, która „przymykała oczy na wiele rzeczy”.
- Albo te jego rozmowy w pociągu z młodymi ludźmi, którzy nie wiedząc, że mają w przedziale księdza, posługiwali się językiem polskim, obficie nadużywając słów, sformułowań, które bardziej z ulicą się kojarzą niż z dyskusją w pociągu. Ks. Władysław nie krzyczał, nie ganił, nawet nie upominał. Zachęcał tylko, by rzeczownik, który w tłumaczeniu na polski zakręt oznacza, odmieniać i używać jeszcze w innych przypadkach, nie tylko w mianowniku. Ciekawe – do dziś mnie to zastanawia - jaką minę mieli pasażerowie pociągu także wtedy, kiedy Ksiądz profesor przekonywał, że zaimki wskazujące „ten, ta, to” – „hic, haec, hoc”, brzmią o wiele piękniej niż tylko w powszechnie używanej formie w genetivusie czy dativusie (dopełniaczu albo celowniku – to dla tych którzy już trochę łaciny zapomnieli). I jeszcze można uniknąć podejrzenia o przeklinanie – tłumaczył ks. Mariusz Karaś.
Ks. Władysław Golis przyszedł na świat 26 czerwca 1927 roku we wsi Kawodrza Dolna, należącej do parafii św. Barbary w Częstochowie. Po ukończeniu szkoły podstawowej oraz dwuletniej Szkoły Handlowej, w 1948 roku wstąpił do Częstochowskiego Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie przyjął pięć lat później, w 1953 roku. Ukończył studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, uzyskując tytuł magistra teologii. Przez wiele lat wykładał języki klasyczne w seminariach duchownych oraz w Niższym Seminarium Duchownym w Częstochowie, gdzie pracował przez ponad ćwierć wieku.
Trumna z ciałem zmarłego kapłana została odprowadzona na cmentarz św. Rocha w Częstochowie.
tekst: Mikołaj Wójtowicz
zdjęć: fot. Natanael Brewczyński/Radio Fiat