Moje spotkanie z bł. Janem Pawłem II – świadectwa
Przed miesiącem prosiliśmy, aby w ramach przygotowania do kanonizacji bł. Jana Pawła II kapłani i świeccy podzielili się swoimi świadectwami ze spotkań z Ojcem Świętym. Nierzadko wiązały się z tym wielkie emocje, które pozostawiły trwały ślad nie tylko w pamięci, ale także odcisnęły się na całym życiu i warto podzielić się nimi z innymi. Dziś, na miesiąc przed kanonizacją, publikujemy kilka spośród nadesłanych wspomnień.
Jeśli ktoś chciałby jeszcze podzielić się swoim świadectwem prosimy o przesłanie go na adres diecezja@diecezja.sosnowiec.pl – tekst i zdjęcia zostaną opublikowane w tym materiale.
p. Mirosława z Sosnowca:
Podczas pielgrzymki do Rzymu mieliśmy audiencję z Ojcem Świętym Janem Pawłem II w Castel Gandolfo. Już samo spotkanie było dla nas wszystkich ogromnym przeżyciem. Gdy ustawialiśmy się do zdjęcia, tradycyjnie stałam w takim miejscu, że wszyscy mnie zastawiali. Było mi z tego powodu bardzo przykro i trochę pomarudziłam pod nosem. Nagle, nie wiem jak się to stało, że Ojciec Święty usłyszał moje narzekania, odwrócił się do mnie i pocieszył mnie słowami: "Nie martw się dziecko, na każdym zdjęciu znajdzie się ktoś, kogo nie widać". Te słowa odmieniły moje życie i podejście do życia!
Ks. Paweł Kempiński:
Znamy słynne powiedzenie, że "wszystkie drogi prowadzą do Rzymu". 27 kwietnia 2014 roku drogi ludzkich serc z całego świata będą skierowane do Wiecznego Miasta. A to dzięki naszemu rodakowi błogosławionemu papieżowi Janowi Pawłowi II, który właśnie w tym dniu, z woli ojca św. Franciszka zostanie ogłoszony świętym.
Trudno jest w kilku słowach opisać przeżycia związane z Osobą przyszłego świętego. Kiedy ksiądz kardynał Karol Wojtyła został papieżem uczęszczałem do szkoły podstawowej. Nie zapomnę nigdy wielkiej radości, jaka panowała w mojej rodzinie oraz w mojej miejscowości z tego powodu. Pamiętam doskonale niedzielę, a więc dzień urzędowego objęcia przez papieża-Polaka tronu piotrowego. Całą rodziną siedzieliśmy przed telewizorem śledząc uroczystości z Watykanu. Pamiętam moją babcię, która ze łzami w oczach, trzymając w ręku różaniec wpatrywała się w ekran telewizora.
Jestem przekonany, że osoba Jana Pawła II wpłynęła na moje życiowe powołanie, jakim jest kapłaństwo. Wszystkie dokonania w moim młodzieńczym życiu inspirowane były działalnością papieża. Cieszę się, że okres mojego bezpośredniego przygotowania do przyjęcia święceń kapłańskich miał miejsce w Krakowie, przy ulicy Bernardyńskiej 3, u stóp Wawelu - mieściła się tam siedziba Częstochowskiego Seminarium Duchowego. U stóp Wawelu przyjąłem wszystkie posługi wymagane do kapłaństwa, oprócz święceń diakonatu i prezbiteratu. Tam również mogłem spotkać wiele osób, które związane były najpierw z kardynałem Karolem Wojtyłą a następnie z papieżem Janem Pawłem II. Nie mogę nie wspomnieć m. in.: panią dr Wandę Półtawską, ks. prof. Stanisława Grzybka, ks. prof. Jerzego Wolnego, ks. prof. Józefa Tischnera, ks. prof. Józefa Życińskiego, oj. prof. Dominika Widera – karmelitę, ks. bpa Miłosława Kołodziejczyka – pierwszego biskupa, którego mianował właśnie Jan Paweł II, ks. kardynała Stanisława Nagyego, ks. kardynała Mariana Jaworskiego, który wtedy pełnił urząd rektora Papieskiej Akademii Teologicznej, czy następcę ks. kardynała Wojtyły, który często odwiedzał gmach naszego seminarium, ks. kardynała Franciszka Macharskiego – metropolitę krakowskiego.
Moje pierwsze osobiste spotkanie z Janem Pawłem II miało miejsce w Częstochowie podczas Światowych Dni Młodzieży w roku 1991. W ramach tego wielkiego religijnego wydarzenia Papież osobiście poświęcił gmach nowo wybudowanego Seminarium Duchownego w tym mieście. Jako alumni mieliśmy możliwość podejść do Ojca św. oraz ucałować Jego rękę. Było to ogromne przeżycie, a wręcz łaska od Boga, dotknąć (wtedy jeszcze nikt przecież nie myślał o tym) świętego.
Osobiste spotkania z błogosławionym Janem Pawłem II miały miejsce w Rzymie. Do dnia dzisiejszego pamiętam najpierw oczekiwanie, a następnie wewnętrzną radość i satysfakcję, że mogę być tak blisko największego autorytetu XX wieku. Pierwsze spotkanie miało miejsce w lipcu 1997 roku. Dosłownie w ostatniej chwili dowiedzieliśmy się, że możemy wziąć udział w prywatnej audiencji, która miała mieć miejsce w Sali Klementyńskiej. Pamiętam była to niedziela, ostatnia przed urlopem Papieża. Audiencja rozpoczęła się o godz. 19:00, odśpiewaniem wspólnego Apelu Jasnogórskiego. Podczas krótkiej rozmowy poprosiłem Ojca św. o różaniec dla mojego proboszcza, ks. Bonifacego Tłustochowicza, który zmagał się z ciężką chorobą. Jan Paweł II spełnił moją prośbę udzielając swego błogosławieństwa. Następne spotkanie miało miejsce w listopadzie 1999 roku, kiedy to uczestniczyliśmy w pielgrzymce dziękczynnej za pobyt papieża w Sosnowcu. Reprezentowałem wtedy grupę osób niepełnosprawnych z naszej diecezji i tak też zostałem przedstawiony przez Księdza Biskupa Adama Śmigielskiego. Nie zapomnę nigdy pytania Ojca św.: "Jaka jest moja rola wśród niepełnosprawnych?" Chaotycznie, ze względu na tremę, coś odpowiedziałem, prosząc o błogosławieństwo. Do dziś wspominam to wydarzenie, jako jedno z najważniejszych w moim życiu.
Do ostatniego mojego spotkania z błogosławionym Janem Pawłem II doszło w maju 2001 roku. Ojciec św. był schorowany, cierpiący. Kiedy jednak spotykał się z rodakami zawsze w Jego oczach widać było radość i serdeczność. Myślę, że nie jest to tylko moja opinia. Tak też było i tym razem. Stanowiliśmy niewielką grupę przedstawicieli miasta Dąbrowa Górnicza, na czele z prezydentem miasta panem Markiem Lipczykiem. Wydarzenie to pozostanie na zawsze w mojej pamięci, ponieważ po raz ostatni mogłem dotknąć i ucałować ręce świętego człowieka.
Po śmierci Jana Pawła II miałem możliwość dwa razy być przy grobie, który znajdował się w grotach watykańskich. Patrząc na ludzi przechodzących koło grobu – przejętych, zamyślonych, często cierpiących, którzy mieli w oczach łzy, uświadomiłem sobie, że śmierć papieża nic nie zmieniła w relacjach Jego z ludźmi, jedynie dała Mu jeszcze większą możliwość i wstawiennictwo za swoim ludem przed naszym Mistrzem Jezusem Chrystusem. Beatyfikację Jana Pawła II przeżyłem w Wiecznym Mieście z rzeszą wiernych z całego świata. Odmawiając krótką modlitwę przy wystawionej w Bazylice św. Piotra trumnie z Jego doczesnymi szczątkami dziękowałem Bogu, że pozwolił mi żyć, uczyć się oraz pracować oraz budować swoje życie na autorytecie błogosławionego, a już niebawem świętego Jana Pawła II.
Ks. Zygmunt Woźniak
Spośród grona wybitnych Profesorów wspominam ks. prof. dr Karola Wojtyłę. Wykładał etykę społeczną dla studentów wszystkich trzech seminariów krakowskich. Był to przedmiot trudny, naszpikowany wieloma terminami łacińskimi, a sam profesor używał języka naukowego, którego przyswojenie zajęło nam sporo czasu.
Choć ks. dr Karol Wojtyła był w czasach gdy studiowałem najmłodszym spośród wykładowców, to jego przedmiot był traktowany jako jeden z najważniejszych w edukacji kapłańskiej.
Prof. Wojtyła był człowiekiem niesłychanie skromnym, jego codzienny strój był prosty, a bardziej wtajemniczeni powiadali, że profesor każdy grosz wydaje bądź na wsparcie biedniejszych studentów, bądź na książki. Często przed i po wykładach można było Go spotkać modlącego się w seminaryjnej kaplicy. Dla nas ów widok był niezwykle budujący i inspirujący.
Na egzaminie ks. prof. Wojtyła był wymagający, ale i tolerancyjny. Dostrzegał zakłopotanie czy tremę zdającego kleryka i niezwykłą łagodnością pomagał przezwyciężać lęk, stres i przystąpić do egzaminu. Sądzę, że zdawał sobie sprawę, iż wykładany przez niego przedmiot nie jest łatwy dla przeciętnego kleryka, stąd też takie podejście do zdających.
Znając niepospolite przymioty młodego księdza profesora, jego ponadprzeciętne zdolności, ale i wielką pracowitość, otoczenie przepowiadało mu dużą karierę – nie tyle jednak kapłańską, co profesorską. Historia pokazała, że trochę się w tych szczytnych prognozach pomylono, bowiem w rok po moich kapłańskich święceniach, w roku 1958 ks. Wojtyła został biskupem, w roku 1963 – arcybiskupem – metropolitą krakowskim, w roku 1967 – kardynałem, a 16 października 1978 roku został wybrany papieżem.
Agnieszka Zimna z parafii św. Katarzyny w Będzinie-Grodźcu (tekst pisany przez autorkę 5 lat temu, w wieku 13 lat)
Pamiętam, kiedy byłam bardzo mała, miałam zaledwie 7 lat, w 2002r. pojechałam na spotkanie Jana Pawła II do Krakowa. Bardzo chciałam pojechać, bo mama i tata dużo mi opowiadali o papieżu, że jest taki dobry i kocha wszystkich ludzi na całym świecie. Mama z tatą się upierali, żebym nie jechała, bo wyruszaliśmy już o 3 w nocy, ale mnie coś ciągnęło do Krakowa. Rodziców to rozczuliło, że tak chcę jechać, żeby się spotkać z papieżem... Wyszło na moje i pojechałam. Pamiętam ten dzień jak dzisiaj. Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłam Ojca Świętego „na żywo". To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Bardzo cieszyłam się z tego wydarzenia. To było dla mnie po prostu coś niesamowitego. Pamiętam dokładnie ten moment i uczucia jakie zawładnęły moim sercem i sercami milionów ludzi.
Zapanowała radość, wszyscy zaczęli śpiewać Abba Ojcze. Ja bardzo płakałam jak mogłam zobaczyć kogoś kto, jak mi mama opowiadała, jest taki dobry, bo ja już wtedy to po części rozumiałam. Na miejscu byliśmy już o 5 rano i oczekiwaliśmy wszyscy na Niego. Jak się podniosły owacje, gdy wjeżdżał na Błonia i usłyszałam cały krzyk i śpiew ludzi, to tak się rozpłakałam ze szczęścia, radości i wzruszenia, że zakonnice, które siedziały przed nami, też płakały. Były pełne zdumienia i podziwu dla mnie – małe, siedmioletniej dziewczynki tak przeżywającej to spotkanie. Przez całą Mszę praktycznie płakałam, nie mogłam opanować swoich emocji i wzruszenia. Ale płacząc nie wiem jakim cudem udało mi się śpiewać do końca. Cała msza na przemian entuzjazm i zasłuchanie. I łzy. Nie zapomnę tego przez całe moje życie. Każda pieśń śpiewana Papieżowi to moje kolejne wzruszenie i wręcz szloch. Największą moją pamiątką po spotkaniu z papieżem jest wspólne zdjęcie Polaków z Nim, na którym odnalazłam siebie i całą moją rodzinę. I tu znów ze łzami pożegnaliśmy tego Wielkiego i tak Drogiego, a nam Bliskiego człowieka, którego kochaliśmy i ufaliśmy Mu bezgranicznie. Zostały mi piękne wspomnienia, które przypominają mi naszego kochanego Ojca Świętego, które będą tak żywe jakby spotkanie było niedawno. To było piękne wydarzenie w moim życiu. Po spotkaniu z papieżem uwierzyłam, że jest ktoś, kto będzie czuwał nade mną i moją rodziną. Jestem otwarta na Jego „drogowskazy". Nie mogą odżałować, że już Go więcej nie zobaczę, ale myślę, że z okna domu Ojca patrzy na mnie i mnie błogosławi. Czuję wielką pustkę po stracie naszego Ojca.. WIELKIEGO OJCA... Chciałabym teraz mając 13 lat spotkać znowu Tego wspaniałego człowieka i słuchać Jego rad jak żyć. Janie Pawle II nauczyłeś mnie jak żyć i jak umierać. I za to serdeczne BÓG ZAPŁAĆ.