X katecheza o Chrzcie św.
Po wakacyjnej przerwie zapraszamy do lektury kolejnych katechez o sakramencie Chrztu św. autorstwa ks. dr Włodzimierza Skocznego. Bieżąca zatytułowana jest "Chrzest na życie wieczne". Przypominamy, że istnieje możliwość podjęcia refleksji poprzez korespondencję mailową z Autorem - adres de.baptismo@gmail.com.
Chrzest, czyli zanurzenie w Chrystusie, nie jest jedynym "zanurzeniem" człowieka. Wszyscy jesteśmy zanurzeni w doczesności. Musimy jeść, pić, ubierać się, pracować, dbać o wypoczynek ciała i ducha, podejmować każdego dnia wiele wyborów, które pokazują, że prawdziwie jesteśmy dziećmi tego świata. Nie ma w tym nic złego, bo przecież sam Syn Boży przez swoje Wcielenie przyjął na siebie człowieczą dolę. Zanurzenie w świecie może jednak tak zająć nasze myśli, i tak skupić uwagę na tym, co na ziemi, że zapomnimy o Chrystusie i o powołaniu do życia w wieczności. Troska o codzienny byt, wpisana w życie każdego z nas, zamknie nas na wieczność, gdy uznamy ją za jedyną troskę i w niej złożymy swe nadzieje. Łaska chrztu, która otwiera przed nami perspektywę wieczności, nie działa automatycznie. To, czy rzeczywiście zanurzymy się w Bogu na wieki, zależy od tego, jak pokonamy pokusę zamknięcia nas w doczesności.
W II Księdze Królewskiej (zob. 2 Krl 5,1-27) mamy przedstawioną historię uzdrowienia Naamana. Był on szanowanym dowódcą wojsk króla Aramu. Nie brakowało mu w życiu nic prócz zdrowia. Był chory na trąd. Nieuleczalna choroba niszczyła stopniowo jego ciało. Pewnego dnia jedna ze służebnic zagarniętych w czasie wojennych wypraw z ziemi Izraela opowiedziała mu o proroku, który może u Boga wyprosić jego uzdrowienie. Naaman był rzadkim przypadkiem władcy, który słucha swoich poddanych i za radą niewolnicy pojechał do proroka Elizeusza. Zabrał ze sobą bogate prezenty, obfite wynagrodzenie i z wielkim orszakiem zjawił się przed namiotem proroka. Ten jednak, gdy mu przedstawiono prośbę przybysza, nawet nie wyszedł go przywitać i przez sługi polecił mu obmyć się siedem razy w wodach Jordanu. Na tę radę i postępowanie proroka, Naaman uniósł się gniewem. Inaczej sobie wyobrażał tę wizytę. Duma wodza i jego urażone ambicje spowodowałyby pewnie powrót do domu z niczym, może nawet wymierzenie siłą należnej lekcji szacunku temu nieznanemu prorokowi, gdyby znowu nie słudzy, którzy uspokajając wzburzonego pana, przemówili mu do rozsądku w bardzo pragmatyczny sposób – jak już przejechaliśmy taki kawał drogi, to co ci szkodzi siedem razy zanurzyć się w rzece. Przecież to nic trudnego. I tym razem Naaman okazał się człowiekiem, w którym – zapewne nie bez wewnętrznej walki – rozsądek zwycięży nad uczuciami i postąpił według słów proroka. I stał się cud – trąd ustąpił, a jego ciało "stało się na powrót jak ciało małego dziecka" (2 Krl 5,14).
Uzdrowienie Naamana jest zapowiedzią chrztu świętego, który także obmywa nas z "trądu" grzechu nie przez cudowne właściwości wody, ale za łaską Boga, której woda jest tylko materialnym znakiem. Do cudu by jednak nie doszło, gdyby u Naamana zwyciężyła doczesność – w jego przypadku była to pycha wodza, który zwykł sam podejmować decyzje i rozwiązywać trudności bez oglądania się na opinie poddanych.
Pokusa doczesności, którą pokonał w sobie Naaman, dotknęła jednak kogoś innego. Gdy uzdrowiony wódz wrócił z wdzięcznością do proroka Elizeusza ofiarował mu wszystkie przywiezione przez siebie skarby. Ale ten nie chciał nic z prezentów Naamana, ciesząc się razem z nim, że to Bogu należą się dzięki. Gdy wódz odjechał, jeden ze sług proroka Elizeusza, niejaki Gechazi, zawiedziony i zrozpaczony zupełnie dla niego niezrozumiałą bezinteresownością swego mistrza postanowił sam zadbać o własne interesy. Pospieszył za orszakiem Naamana i kłamiąc, wyłudził nagrodę za uzdrowienie wodza. Gdy wrócił z powrotem do domu proroka nie pochwalił się efektami swojej ziemskiej zapobiegliwości. Przed wzrokiem Elizeusza nic nie udało się ukryć. Skoro tak bardzo pragnął skarbów tej ziemi, to odziedziczył także ich choroby. Trąd Naamana przylgnął do Gechaziego. Zbytnia troska o ziemski dobrobyt, która nie liczy się z Bogiem, zamyka drogę do szczęścia. Kto pragnie doczesności za wszelką cenę zostanie zamknięty w doczesności – nawet gdyby cieszył się wcześniej bliskością proroków.
To dlatego na drodze do chrztu Kościół - świadom pokusy doczesności - stawia katechumenom (lub w przypadku dzieci ich rodzicom) trzy ważne pytania. Pierwsze z nich dotyczy wyrzeczenia się grzechu, drugie wyrzeczenia się wszystkich okoliczności, które prowadzą do grzechu i wreszcie wyrzeczenia się szatana, który jest "głównym sprawcą grzechu". Wszystkie one stanowią wielkie ostrzeżenie, że na drodze do wieczności czeka nas bój, w którym doczesność będzie kusić swoją wyłącznością. Zabezpieczyć się na tym świecie – zrobić karierę, zdobyć pieniądze, władzę, uznanie u ludzi – to zanurzenie w świat, który zapomina o życiu wiecznym. Wielki przemysł powstał tylko po to, by zatrzymać człowieka w doczesności i by przypadkiem nie zapytał, co stanie się, gdy któregoś dnia zgasną kolorowe światełka dyskotek, zamilknie wprowadzający w bezmyślny trans rytm techno i przestanie lać się piwo przy byle okazji.
Pan Jezus wielokrotnie upominał swych uczniów, by "nie starali się zbytnio o życie, o to co będziemy jeść, ani o ciało, czym będziemy się przyodziewać" (zob. Łk 12,22n), ale zalecał: "starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a wszystko będzie wam dodane" (Mt 6,33). W tym tekście całe niebezpieczeństwo zanurzenia w świecie zawiera się w krótkim słowie "zbytnio" – bo dobra jest codzienna troska o chleb i odzienie, ale może się okazać przeszkodą, gdy troszczymy się o nie "zbytnio", tzn. tak, że ginie w nas pragnienie życia wiecznego, a doczesność staje się jedynym horyzontem naszej nadziei.
Zanurzyć się w Chrystusie to przekroczyć doczesność. To wejść do wiecznego odpoczynku, którego nie niszczy "rdza" ani "mól", ani "złodziej nie ukradnie". To poddać się oczyszczającemu działaniu Boga, który jedyny jest w stanie przywrócić nam, jak Naamanowi, nie tylko delikatną skórę niemowlęcia, ale i niewinność dziecka Bożego, która poprzedzała wszelkie "trądy" naszego życia.
Gdy wchodzimy do kościoła, odnajdujemy tam kropielnice, w których w poświęconej wodzie maczamy nasze palce i czynimy znak krzyża. Niech ten prosty gest przypomina nam nasz własny chrzest i otwarte dla nas bramy nieba. Niech nam pomoże przezwyciężać pokusę doczesności i z zanurzenia w świecie pomaga przechodzić w zanurzenie w Bogu. Bo całe nasze życie wiary jest nieustannym powrotem do łaski Chrztu Świętego i Tego, który pierwszy nas umiłował.
Autor niniejszych dziesięciu katechez pragnie serdecznie podziękować wszystkim, którzy towarzyszyli tym rozważaniom modlitwą, wiarą i życzliwym sercem. Zamykając cykl katechez o Chrzcie Świętym pragnie też życzyć, aby udało się nam łaską chrztu żyć i ciągle na nowo radować się z nadziei zbawienia.