Co zbawia - wiara czy instytucja?
Ani sama instytucja, ani sama wiara nas nie zbawia. Katolicka refleksja teologiczna wystrzega się tak formułowanych twierdzeń. W miejsce owego "czy" sama proponuje ona przyimek „i”. To Bóg zbawia. Dokonał tego w osobie naszego Pana Jezusa Chrystusa. My zaś czerpiemy z dzieła zbawienia zarówno w wierze Kościoła, jak i poprzez jego instytucje. Stąd w życiu każdego z nas potrzeba i pogłębianej nieustannie wiary, i czerpania z daru Kościoła jako instytucji. Ba, trzeba nawet wiary w tę instytucję!
Kościół przekazuje życie
Trudno uznać, że jest ona darem Jezusa. Tak bardzo wydaje się nieraz ociężała i skostniała. A co dopiero mówić o wierze w nią! Bywa, że cała aparatura formuł, rytuałów i reguł przestaje być rozumiana, a nawet drażni. Organizacja, a właściwie często biurokracja, która nie raz tak bardzo ciąży, jest jednak konieczna, gdyż strzeże i przekazuje życie Boże. To zatem warunek istnienia naszej wspólnoty wiary, która jest czymś innym niż prywatna religia jednostki, rodząca się i ginąca wraz z nią. Dzięki instytucjom Kościoła łączymy z wiarą Apostołów, św. Augustyna, św. Tomasza z Akwinu, św. Grzegorza Wielkiego czy św. Maksymiliana Kolbe.
Instytucja to służba
Prawdą jest jednak, że żaden rytuał nie zwalnia nas z miłości. Instytucjonalne zabezpieczenia są bowiem tylko ramami i środkami, by właśnie ona wzrastała. Całą instytucjonalną stronę Kościoła musimy rozumieć zatem jako służbę Chrystusowi i ludziom ze względu na Chrystusa; a środki zmierzające do tego celu muszą być poddane temu, co w Kościele jest duchowe i Boże. Wszystko musi żyć i prowadzić ku naszemu prawdziwemu życiu w Bogu! Gdytak się nie dzieje, rozwiązaniem nie jest prosta rezygnacja z instytucji, a raczej poszukiwanie jej właściwego dostosowania czy też uwspółcześnienia. Oznacza to, że jej odnowiona forma zapewni przenoszenie od zawsze obecnej i istotnie niezmiennej treści wiary.
Młyny kościelne mielą powoli
Często jednak po prostu nie wiadomo, jak to dostosowanie ma wyglądać. Również Kościół pewnych rzeczy nie wie, a przynajmniej nie wie od razu. Poszukuje zatem adekwatnych form, które w pędzie cywilizacyjnego rozwoju i wszechogarniających przemian okażą się najodpowiedniejsze. Owszem, musi się na przestrzeni wieków pokornie tego uczyć. Strzec bowiem bezcennego depozytu z jednej strony, odpowiadać na wyzwania współczesności i potrzeby ludzi z drugiej – to zadanie Kościoła od jego zarania. Właściwie nigdy się to nie udaje w całej pełni. Kościół wydaje się więc pozostawać jakby w tyle obserwowanego wszędzie wyścigu współczesności. Młyny kościelne mielą powoli, jak nieraz, nie bez słuszności, mawiamy. Obawiać należałoby się jednak nie tyle zbyt długich niekiedy rozważań, co pochopności i eksperymentów w tym względzie. W każdym razie trudno oczekiwać od instytucji Kościoła jakiegoś nowinkarstwa. Stawką bowiem pozostaje tutaj tak bezcenna czystość doktryny, czyli prawda wiary.
Współodpowiedzialność
Niebezpieczeństwo pojawia się i z tej strony, że grzeszni ludzie instytucji wolą spocząć i jakoś urządzić się w rzeczach, programach i zautomatyzowanych procesach. Oddala się więc perspektywa przygody wiary i czystej miłości, wkrada zaś oziębłość funkcjonowania instytucji z jej bezdusznością. Ba, nieraz pojawia się też gorzki smak zgorszenia działaniami grzeszników, którzy instytucję tworzą. Nie chodzi o nawrócenie instytucji, ale osobistą przemianę tworzących ją ludzi. Nasza współodpowiedzialność wyraża się tu w modlitwie za nich i trosce o osobiste nawrócenie.
Ks. dr Paweł Pielka
wykładowca Eklezjologii
Uniwersytet Papieski Jana Pawła II
w Krakowie