Kleryckie rekolekcje powołaniowe-cz.1

Data dodania: 2014.03.08

Zgodnie z zapowiedzią rozpoczynamy nasz cotygodniowy cykl wielkopostnych rozważań o powołaniu, w którym będą nam przewodzili klerycy sosnowieckiego Seminarium. Naszą wędrówkę rozpoczynamy dzisiaj wraz z rokiem I – autorami rozważania są klerycy Karol Goc i Marcin Wiorek:

 

Niedługo minie sześć miesięcy, od kiedy przekroczyliśmy mury seminarium. Jesteśmy rocznikiem wyjątkowym w pełnym tego słowa znaczeniu. Połączenie Seminarium Sosnowieckiego i Częstochowskiego stworzyło pewne trudności, ale też mnóstwo nowych szans i możliwości. Uczymy się jedni od drugich, przekazujemy sobie doświadczenia wynikające z pochodzenia z dwóch różnych diecezji. W starszych rocznikach objawia się to zwiększeniem liczby seminaryjnych inicjatyw i stowarzyszeń. O ile jednak tamte roczniki obciążone są bagażem osobnej, kilkuletniej formacji, to właśnie my mamy szanse stworzyć nowy, w pełni zintegrowany rocznik, bo wszyscy razem zaczynamy od zera, bez schematu "bo wcześniej, to było tak...". Nie ma u nas podziału na "Częstochowę" i "Sosnowiec". Nie da się tego odczuć w rozmowach w pokojach, na zajęciach i przy włączaniu się w seminaryjne przedsięwzięcia.

Pierwsze pół roku w naszej częstochowsko – sosnowieckiej wspólnocie to tzw. okres propedeutyczny. Mieszkamy w osobnej części budynku, mamy osobne posiłki i nabożeństwa. Jest to swego rodzaju "inkubator", pozwalający naszej wspólnocie rocznikowej zżyć się ze sobą, poznać choć w części prawa i obowiązki, co ułatwia płynną adaptację i włączenie się w ogólnoseminaryjną wspólnotę i właściwą formację.

Jest to czas pierwszej próby, zdolności spędzania 24 godzin na dobę przez 7 dni w tygodniu z tymi samymi ludźmi. Jest to też pewnym sprawdzianem zdatności do kapłaństwa, podobnie jak przestrzeganie regulaminu i posłuszeństwo przełożonym.

Nie ukrywajmy, iż pierwszy rocznik ma najwięcej tzw. "oficjów" (z łac. obowiązek), czyli różnego rodzaju prac niezbędnych do wykonania w celu umożliwienia życia seminarium. Do oficjów zaliczamy m. in.: sprzątanie, "portatorkę" (z łac. portare – nosić; czyli roznoszenie posiłków na refektarzu – seminaryjnej jadalni), ale też grabienie liści, odśnieżanie.

"Pierwszy rok formacji, wiele deklaracji..."

Jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu alumna pierwszego roku ma miejsce już w pierwszym tygodniu października. Jest nim immatrykulacja, czyli przyjęcie nowych kleryków w poczet całej wspólnoty i otrzymanie z rąk Księdza Biskupa indeksu. Od tego momentu rozpoczyna się nasza formacja intelektualna, czyli jedna z czterech płaszczyzn rozwoju kandydatów do kapłaństwa, obok formacji duchowej, wspólnotowej i pastoralnej. Równomierny rozwój w tych czterech płaszczyznach jest najważniejszą oznaką zdatności do kapłaństwa.

Choć cel mamy wspólny wiele nas różni: wiek, doświadczenie, środowisko, motywacje. Utarło się powiedzenie, że początki bywają trudne. Ciężko to jednoznacznie ocenić, gdy znajdujemy się zaledwie na początku formacji. Mimo szczerych chęci, w żaden sposób nie możemy zagwarantować, że dobrniemy do końca – po prostu trzeba zdać się na Boga. W tym miejscu przypomniał mi się fragment piosenki, którą śpiewaliśmy podczas przedstawiania się starszym klerykom i przełożonym: "pierwszy rok formacji, wiele deklaracji, ilu z nas wytrzyma, nikt pojęcia ni ma"...

Szczególna uczelnia

Seminarium to nie tylko uczelnia wyższa. Z perspektywy absolwenta świeckiej uczelni można napisać, że jest tu inaczej; ani lepiej, ani gorzej – po prostu inaczej. Typowy student sam decyduje o tym, czy chodzić na poszczególne zajęcia, jest rozliczany praktycznie tylko z egzaminów raz na semestr, w zimowej i letniej sesji egzaminacyjnej. Pod tym względem uczymy się większej sumienności, systematyczności, konsekwencji oraz samodyscypliny.

Po pierwszym semestrze właśnie ten styl życia wydaje się być największą różnicą. Nie ma mowy o wieczornych imprezach, o dorabianiu do studiów. W ramach "wyrównania" nie musimy się troszczyć o dach nad głową, wyżywienie i ciepło w pokojach.

Przyjście z pewnym doświadczeniem wydaje się być plusem. Łatwiej zwalczyć pokusy dotyczące tego, co się w życiu przeżyło. Rzeczy, których doznaliśmy na własnej skórze nie wymagają sprawdzenia. Ktoś, kto przychodzi od razu po maturze z konieczności nie był w stanie poznać "studenckiego życia", wyszaleć się.

 

"Pierwowzorem musi być miłość..."

Każdy z racji naszego ludzkiego sposobu rozumowania i nabytych doświadczeń przychodzi do seminarium z jakimś wyobrażeniem o nim i w konsekwencji o kapłaństwie. I tak jak w małżeństwie młodzi powinni wychodzić za siebie, a nie za swoje wyobrażenie o drugiej połowie, tak seminarium przygotowuje do kapłaństwa, nie do wyobrażenia o kapłaństwie, swojej własnej wizji kapłaństwa. Formacja czasami boleśnie obdziera nas z wyobrażeń. Przypomina to zdzieranie warstw farby z obrazu, aby dojść do pierwowzoru. Tym pierwowzorem musi być miłość. Miłość, czyli brutalnie mówiąc gotowość stracenia życia dla Chrystusa. Stracenia swojego życia, zdrowia, czasu, pieniędzy, szans, kariery dla ludzi oraz dla Boga. Gdy to tracenie odda się Chrystusowi – to nie będzie ono traceniem, ale przelewaniem na inne konto, gdzie "złodziej nie kradnie a rdza i mól nie niszczą". Ale pod jednym warunkiem – że czyni się to wszystko zaczynając od miłości. Czyli kiedyś zapewne przyjdzie ochota powiedzieć swoim owieczkom: "mam was dość, marnuję swój czas". Owszem – będziesz marnował, ale w imię miłości dla Chrystusa. A wtedy żadna strata nie jest strata z perspektywy nagrody.

Jakie mamy motywacje, przychodząc do seminarium? O ile początkowo mogą one być różne, nawet nieszczere, to sześć lat formacji sprawia, że zdecydowana większość ludzi kierujących się względami materialnymi lub wygodnictwem odpada. Jeśli motywacja jest bardziej szlachetna, to wstępujący traktują seminarium jako wyzwanie. Wyzwanie wymagające przede wszystkim mocnego charakteru, a także konsekwencji w podążaniu raz wybraną drogą. Statystyki są nieubłagane – jedynie około połowy z kleryków rozpoczynających formację na pierwszym roku zostaje księżmi. Z roku na rok obserwujemy spadającą coraz bardziej liczbę alumnów.

 

Sztuki walki... o dobro

Osobiście podoba mi się motyw walki – walki o dobro, ale motywowanej wiarą w osobowego Boga. Walki o lepszy świat, ale może przede wszystkim walki o samego siebie. W tym kontekście bardzo podoba mi się scena z końcówki filmu "Władca Pierścieni. Dwie Wieże", gdy w momencie najgorszego kryzysu, gdy brakuje jakiejkolwiek nadziei, Frodo pyta Sama: "Po co to wszystko?". Jego najwierniejszy kompan odpowiada, że na tym świecie ciągle istnieje dobro i warto o to dobro walczyć.

Świat zmierza w kierunku postępu technicznego, ale jednocześnie następuje degradacja osoby ludzkiej. Potrzeba nam przykładów, świadectw ludzi myślących i przede wszystkim postępujących inaczej. Gdy Bóg da ukończyć seminarium, ksiądz ma szansę i możliwości by być światłem oraz drogowskazem ukazującym drogę ku zbawieniu. Bycie kapłanem nie może być traktowane tylko jako zawód, ksiądz musi wierzyć, być autentycznym w tym co robi, traktować to jako misję.

Seminarium to dom ziarna, a ziarno by wydać plon musi obumrzeć, czyli w pewnym sensie wyrzec się siebie dla Chrystusa i bliźnich.

kl. Karol Goc, kl. Marcin Wiorek

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.