O Maryi - nigdy dość!
„Jak przez Maryję Pannę Jezus Chrystus przyszedł na świat, tak również przez Nią powinien królować w świecie. […] Ta, która po raz pierwszy dała Chrystusa światu, objawi Go światu powtórnie.” To nie są słowa jakichś Maryjnych fanatyków. To nie są również słowa żadnego „dewoty”, dla którego Maryja miałaby być ważniejsza od Jezusa. Tak pisał św. Ludwik Maria Grignon de Montfort w swoim Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny. Dziś chyba wielu bałoby się takiego stwierdzenia. Zbyt odważne. Jak powiedzieć, że przyjście Chrystusa miałoby być poprzedzone przyjściem Maryi? Przecież Kościół jest chrystocentryczny. Mamy więc skupiać się wokół Niej, słuchać Jej słów, oczekiwać znaków od Niej?
Dziś wielu „poważnych katolików” boi się Maryi. Boi się o Niej mówić, rozmyślać. Bo to takie proste, może naiwne. Tymczasem - „o Maryi nigdy dość!” Od kogo mam się nauczyć bycia uczniem Chrystusa, jeśli nie od Tej, która była Jego najlepszą uczennicą, która WSZYSTKIE sprawy zachowywała w sercu? Od kogo mam się uczyć pokornego pełnienia woli Ojca, jak nie od Tej, która każe czynić WSZYSTKO, co Bóg powie. Która sama była gotowa, aby stało się w Jej życiu WSZYSTKO według Jego słowa? Od kogo?
Od kogo uczyć się pokory, jak nie od Tej, która sama staje się niewidoczna, aby swoim Magnificat WSZYSTKO przypisać Bożemu działaniu? Wreszcie, przez kogo mam zanosić swe modlitwy i ofiary jak nie przez Nią? Ona która jest Niepokalanym Poczęciem, najdoskonalszym z Bożych stworzeń, czyż wziąwszy w ręce moją modlitwę, mój dar, moją ofiarę, nie zatroszczy się oto, by przedstawić ją Bogu jeszcze czystszą, jeszcze piękniejszą, jeszcze bardziej przyozdobioną?
Taka jest właśnie Maryja. Taka jest nasza Matka, która kocha swe dzieci i chce dla nich tego, co najlepsze i najpiękniejsze. O Maryi zatem nigdy dość! Czy się to komuś podoba czy nie. Ta która już raz zwiastowała przyjście Zbawiciela, jak pełna blasku wschodząca jutrzenka, nie zostawi swoich dzieci nieprzygotowanych, nieostrzeżonych.
I widzimy że przychodzi. Coraz częściej. Intensywniej. Lourdes, Fatima, Kibeho, wiele innych miejsc. I wszędzie powtarza jedno: "pokuta, pokuta, pokuta. Przyjście mego Syna jest coraz bliżej. Nawróćcie się. Usuńcie zło z waszych serc. Nawróćcie się do Serca mojego Syna. Wynagradzajcie za grzeszników i nie bójcie się przyjąć cierpienia. Odmawiajcie różaniec. Tak zbawicie wasze dusze i pomożecie wielu tym, którzy sercem są z dala od mego Syna."
Pobożność Maryjna to nie cukierkowa dewocja z różańcem w ręku. Owszem, jest to pobożność z różańcem w ręku, ale zdecydowana na WSZYSTKO! Wytrwała wobec przeciwności, mocna wobec prześladowań, pokorna wobec upokorzeń i mężna w znoszeniu cierpień. A, co najważniejsze, w każdej sytuacji radosna, pokorna i chętna do ofiarowania wszystkiego, nawet za cenę wspomnianego cierpienia i bólu. Maryja sama mówi w Kibeho do 17-letniej Anathalie: „Jeśli więc przyjmiesz tę misję, musisz także przyjąć cierpienie. Powinnaś je przyjąć radośnie, z miłością i cierpliwością. NIKT nie idzie do Nieba nie doświadczywszy wcześniej cierpienia. A jako dziecko Maryi, masz NIGDY nie wyrzec się krzyża, który dźwigasz.”
Droga z Maryją i jej różańcem, jest drogą pewną, choć drogą skromną i pełną wyrzeczeń. Tą drogą Ona chce nas przygotować na spotkanie z Jej Synem. Razem z nią lepiej poznam swoją słabość i swój grzech, doskonalej ofiaruję się Bogu w sakramencie pokuty i jeszcze piękniej uwielbię go w Eucharystii. Bo Ona będzie tą która Go uwielbi razem ze mną w mym sercu. A Ona to zrobi niewątpliwie lepiej ode mnie. Nie muszę się więc bać postawić wszystkiego na Maryję.
Ks. Andrzej Nackowski
Wydział Duszpasterstwa Ogólnego