Okruszyny z Pańskiego Stołu, czyli pokarm na adwentową drogę
Proponujemy przejście drogi Adwentu, żywiąc się okruszynami Bożego Słowa. Jemy po to, aby żyć. Co do tego nie ma wątpliwości. (Tragiczne bywają skutki gdy ktoś odwraca kolejność i żyje, aby jeść. Podobnie ma się z rzeczywistością duchową. Nie należy odwracać kolejności!) Ale dlaczego okruszynami?
1. Po pierwsze, wcale nie najważniejsze: Kto wybiera się w drogę – długą, a taką wydaje się życie chrześcijanina – wie, jak trzeba szanować miejsce w plecaku. Nie za dużo. Bez zbędnego bagażu. Bez 5 par butów, dwóch wieczorowych kreacji i płatków owsianych z dwoma litrami mleka, bo takie akurat śniadania lubię. Wędrówka to wyzwanie, decyzja na trud, niewygody, otarcia stóp, niebezpieczeństwa. Może i są piękne widoki, szerokie perspektywy, miejsce na zachwyt... Ale bez zbytniego romantyzmu! Aby dojść do celu, niezbędny jest pokarm. Boży Pokarm w czasie wędrówki nie może nas przygnieść do ziemi, ale dać siłę niezbędną do pokonania drogi.
2. Po drugie, istotniejsze. Bożego prowiantu nie da się zgromadzić, bo się zepsuje. Tak jak manna psuła się zachłannym Izraelitom. Pożywne może być tylko to, co jesteśmy w stanie strawić. Pożywne stanie się tylko to, co wykorzystamy na energię do działania. W przeciwnym razie spodziewajmy się niestrawności , ociężałości, frustracji i nieprzyjemnych sensacji – duchowych, psychicznych itp. Bożego pokarmu nie wolno marnować. Jeśli ktoś nie potrafi przyswoić jednej czy dwóch okruszyn, po co mu cały bochenek?
3. I po trzecie, najważniejsze: Wprowadzenie do Lekcjonarza Mszalnego w numerze 4 mówi: "Nie w jeden tylko sposób Słowo Boże jest głoszone w czasie sprawowania liturgii i nie zawsze z taką samą skutecznością dociera do serc słuchaczy; zawsze jednak Chrystus jest obecny w swoim Słowie, Ten, który urzeczywistniając misterium zbawienia, uświęca ludzi i oddaje Ojcu doskonały kult." A w punkcie 5 ten sam dokument podkreśla: "Kiedy Kościół w sprawowaniu liturgii czyta zarówno Stary jak i Nowy Testament, zwiastuje jedno i to samo misterium Chrystusa." Co z tego dla nas ważne? Otóż w każdym fragmencie Słowa Bożego jest Bóg. Nawet w tym przespanym czasie pierwszego czytania, którego fragment usłyszałem, bo myślałem czy okno zostawiłem w mieszkaniu zamknięte, czy nie. Bóg jest nawet w tej tylko jednej czy dwóch zwrotkach psalmu, które z polecenia proboszcza się śpiewa (lub recytuje), bo nie można więcej, "żeby nie przedłużać". Bóg jest obecny we fragmentach perykop mszalnych, pociętych przez biblistów (ew. liturgistów), by wpasować się z nimi w rok liturgiczny. Niektórzy uważają, że pociętych nieudolnie, tendencyjnie i przez to wykoślawiających sens Bożego przesłania. Ale Bóg jest. W naszym zasięgu. Wystarczy niewiele Jego Słowa. Wystarczą okruchy...
Zapraszam. Codziennie. Krótko, ale konkretnie. Żebyśmy nie zasłabli w drodze... Abyśmy mieli siłę...
ks. Michał Gogól
Świąteczna "Okruszyna z Pańskiego Stołu"
- podsumowanie adwentowego cyklu rozważań
Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy... (Łk 2,15)
Kontemplując prawdę o Słowie, które stało się Ciałem, pragniemy wszyscy zachwycić się Dobrą Nowiną o Stwórcy, któremu nie jest obojętny los stworzenia; który chce naszego dobra. Bóg obejmuje wszystko co nasze i co w nas, by okazać miłosierdzie i zbawić, a nie potępić i ukarać. Dlatego warto pójść do Betlejem, zobaczyć Jezusa na własne oczy i oddać Mu pokłon.
Pójdźmy i my do Betlejem!
Gdzie ono jest? Tam, gdzie kiepskie warunki mieszkaniowe, gdzie bezdomność, opuszczenie, wilgoć i niewygody, towarzystwo zwierząt, nienawiść panujących, pasterze bez subtelności, nieuczeni ludzie, pokorna Maryja, prosty cieśla, Boscy aniołowie...
To podróż długa i trudna, ale jedyna wyprawa, która sprawi, że postąpimy do przodu na drodze szczęścia.
Spakujmy się na drogę, by usłużyć Dziecinie.
Bez strachu, że na tym stracimy! Boże Narodzenie tego roku niech odnowi nasze serca, niech będzie świętem życia, nada smak rzeczom prostym i zwykłym, przyniesie radość dialogu i zgody, pomnoży chęć do pracy, wzbudzi zachwyt prawdą, spotęguje wytrwałość w modlitwie.
Chodźmy do Betlejem. Przecież to nasze życie...
ks. Michał Gogól
Wigilia Bożego Narodzenia - 24 grudnia 2015
Wzbudził dla nas moc zbawczą
w domu swego sługi Dawida:
jak zapowiedział od dawna
przez usta swych świętych proroków... (Łk 1,69n)
Zachariasz to stary kapłan, któremu z powodu braku wiary, została odebrana mowa. Powody niedowierzania były przynajmniej dwa:
1. Jako kapłan sprawiedliwie i skrupulatnie przestrzegający przepisów, otrzymuje zapowiedź: "Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan" (Łk 1,13). Mógł wewnątrz pytać: "Dlaczego mam nazwać go właśnie tak? Tradycja przecież naucza, że pierworodny powinien nosić imię ojca lub dziadka". Zachariasz był człowiekiem wychowanym w duchu przestrzegania tradycji i religijnych zwyczajów. "Dlaczego nazywać syna Jan? Nie ma nikogo w rodzie o tym imieniu". Zachariasz rozumie bez zbędnych wyjaśnień – Bóg zmieniając imię przerwie jego linię genealogiczną. Bóg mówi pomiędzy wierszami: "Zgódź się! I tak nie macie dzieci. Wasz sposób życia i tak jest bezpłodny, pusty, śmiertelny. Ja go zmienię". On nie dowierza... To się spełni dzięki osobie Jana. On ogłosi: "Izraelici, wasz sposób wierzenia się kończy. Słuchajcie wszyscy: Nadchodzi Mesjasz, który uporządkuje wszystko". I Jan pójdzie na pustynię – nie do świątyni. Syn kapłana...
2. Anioł mówi o zadaniu syna Zachariasza: "Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom" (Łk 1,16-17). Brzmi tutaj proroctwo Malachiasza: "Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi izraelskiej przekleństwem" (Mal 3,23-24). Ale Gabriel mówi wyraźnie o skłonieniu jedynie serc ojców ku synom. Zatem dotychczasowy "porządek" zostanie odwrócony! Synowie nie będą kontynuować linii dziedzictwa materialnego, duchowego, dziedzictwa wartości, idei według porządku ojciec-syn. Teraz ojcowie mają zwrócić się do synów. To się spełni: Zachariasz zwróci swe serce do Jana, Maryja zwróci swe serce do Jezusa...
Einstein mówił: Jest łatwiej człowiekowi rozszczepić atom, niż zmienić to, w co wierzy.
Narodzenie syna i nadanie mu imienia według Bożego polecenia zwraca Zachariaszowi wszystko, co stracił: wiarę i głos, który łamie ciszę. To znak ostatecznego połamania osobistych planów i wizji. Wydawałoby się osobista klęska przeradza się w piękną pieśni chwały. Kapłan czuł podskórnie prawdę, że Bóg jest wierny swym obietnicom, wieczne jest Jego miłosierdzie. Ale potrzeba było w nim czasu... Boży nokaut. I teraz usta kapłana głoszą chwałę Pana. By tak było, serce musi być gorące. Inaczej słowa będą brzmieć fałszywie. To wezwanie do każdego z nas.
Myśl na marginesie: Rozwój, postęp dokonuje się w dwóch kierunkach: ojcowie przekazują nowym pokoleniom doświadczenie (rodzic-dziecku, mistrz-uczniowi, nauczyciel-alumnowi); nowe pokolenie naucza starszych (Jan Chrzciciel-Zachariasza, Jezus-Maryję, chrześcijanie-świat żydowski). Trzeba pozwolić tym mniejszym, młodszym (chrześcijanom), by nauczali.
Zadanie: Jeśli bazujesz ze swoją wiarą tylko na tym, co opanowałeś lata temu – pytaniach i odpowiedziach z katechizmu, to nie źle... ale to bardzo mało. Jeśli dzisiaj odkryjesz coś nowego, przeczytasz, postudiujesz, doinformujesz się, zaktualizujesz (jak software!), a więc rozszerzysz swoją wiarę, to będziesz mógł wiedzieć lepiej i bardziej kim jest Bóg, Jezus i Dobra Nowina.
A więc: przeczytać nową książkę; zrobić coś dotąd nieznanego; odkryć nowe miejsce (nawet w okolicy); poznać osobę, która nie jest taka jak ty; poznać nową kulturę; opanować nowy styl zachowania, umiejętność; zrobić coś inaczej; porzucić coś co robiło się zawsze; zmienić styl wakacji, mówienia, ubierania. Bo gdy nie ma witalności, nowości (tzn. tego Zachariaszowego dziecka wg Bożego projektu), człowiek się przyzwyczaja i umiera – wolno, bez zdawania sobie sprawy, ale nieubłaganie – etapy znamy: bycie bezpłodnym, głuchym, pustym zupełnie.
Zachariasz zrozumiał. Jest stary, ale tylko na zewnątrz. Otrzymał młodość ducha! Żyje nowością Ewangelii.
Środa 23 grudnia 2015
Jan będzie mu na imię (Łk 1,63)
Pokrewieństwo z Bogiem jest ważniejsze niż więzy rodziny ludzkiej. Jan jest dzieckiem obiecanym przez Boga i Elżbieta z Zachariaszem doskonale wiedzą, że priorytetem dla ich syna będzie służenie Boskiemu projektowi.
Dziecko uosabia niewinność, zależność, delikatność. Dziecko niesie w sobie wzrost, przyszłość, nadzieję. Jest nadzieją rodziców na przedłużenie swojego istnienia. Stąd też mocna pokusa, by "poszło w ślady ojca, matki." By zrealizowało to, czego rodzicom nie udało się osiągnąć; by naprawiło popełnione błędy; by podtrzymało interesy rodzinne. Trzeba pamiętać, że plany rodziców wobec swoich dzieci są zawsze na drugim miejscu. Pierwszeństwo należy się Bogu. Boskie pokrewieństwo zapoczątkowuje w nas Jego Królestwo. Każda ludzka decyzja zapadająca w realiach ziemskich, ma konsekwencje w wieczności. Zachariasz już wie: Nie ma prawdziwej służby Bogu bez słuchania Boga! To praktyczna myśl, która towarzyszy naszemu życiu duchowemu: rozważanie i medytacja nad Pismem Świętym, prowadzi do podjęcia postanowienia na konkretny dzień.
Dla Izraelitów imiona były bardzo ważne. W sposób szczególny te, które odnosiły się do Boga i doświadczeń z Nim związanych: Jego miłości, potęgi, świętości. Elżbieta – pełna Boga, Bóg moją przysięgą; Anna – łaskawa; Abigail – radość ojca; Sara – księżniczka; Judyta – chwała Pana; Joanna – dar Pana; Daniel – osądzony przez Boga; Dawid – umiłowany; Józef – oby Bóg pomnożył, Pan dodaje, Samuel – imię Boże; Mateusz – dar od Boga; Jan – Bóg jest łaskawy. Jakie są moje motywy wyboru imion? Estetyczne czy teologiczne? Głębokie czy płytkie? Może warto coś zmienić...
Radość, zdziwienie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), strach, przejęcie – takie są reakcje sąsiadów na wydarzenia mające miejsce w Ain Karim. Pytają "Kimże będzie to dziecię?" Bóg nieustannie zaskakuje. Jaki jest mój stosunek do Jego planu? Czyje projekty są dla mnie ważniejsze? Jego? Moje? Tradycje?
Wtorek 22 grudnia 2015
Wielbi dusza moja Pana... (Łk 1,46)
Jesteśmy dzisiaj świadkami przepięknego hymnu wyśpiewanego na cześć Stwórcy przez najpiękniejszą ze stworzeń – Maryję. Piękno Maryi to jej bezgrzeszność i to jest maksimum piękna, jakie może osiągnąć stworzenie. Piękno hymnu wynika z tego, że traktuje o Bogu, który jest szczytem doskonałości. I tylko takie dzieło jest godne tytułu: najpiękniejsze. Radość, tajemnica, zaskoczenie, lęk, zmieszanie, pragnienie... to wszystko tętni w Matce Bożej. Ale ponad tym jest pewność : "Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny" (Łk 1,49). Maryja wychwala Boga opowiadając o Jego cudach.
Znacznie lepiej widzieć wierność Boga niż niewierności innych ludzi. Boże Narodzenie może być świętem trwającym cały rok, jeśli będziemy z wdzięcznością mówić, jak Bóg wkracza w nasze życie; kiedy dostrzeżemy piękność stworzenia i stworzeń, piękno sztuki, harmonię muzyki... Poezja łączy w sobie piękno i dobro. Kalokagathia. To są atrybuty doskonałego Pana Boga.
Biblijne postaci i wielcy święci wychwalali Boga w hymnach: św. Ambroży, św. Grzegorz z Nazjanzu, św. Franciszek z Asyżu, św. Tomasz z Akwinu, św. Faustyna Kowalska. Sekretarka Bożego Miłosierdzia pisze:
O Wszechmogący, zawsze miłosierny Boże,
Twa litość nigdy niewyczerpana,
Choć nędza moja wielka, jak morze,
Mam ufność zupełną w miłosierdziu Pana.
Mam propozycję, drogi czytelniku: Napisz własny Magnificat!
Dobrze zrozumiałeś: Weź pióro, długopis, ołówek, kartkę lub komputer i napisz swoją własną, niepowtarzalną pieśń chwały!
Za co twa dusza uwielbia Pana? Jakie są wielkie rzeczy, które On uczynił dla ciebie i przez ciebie? Gdzie i przez kogo doświadczyłeś Jego miłości i Jego miłosierdzia?
Dobrej pracy!
Maryjo, Pani znająca sztukę pięknej poezji, uczyń ze mnie piewcę wielkości Boga!
Poniedziałek 21 grudnia 2015
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem (Łk 1,39)
Powtórka z niedzieli. Ojej! Dlaczego?
A dlaczego nie dziwimy się, że codziennie na śniadanie jest chleb? Nie oburzamy się popijając wodę, herbatę, kawę. Dlaczego nie buntujemy się, że Chrystus pod postacią chleba rozdawany w czasie Mszy św. ciągle taki sam? Ten sam smak... Potraktujmy powtórzoną lekcję Ewangelii, jako porcję energii przeznaczoną właśnie na dzisiaj. Ten sam Boży pokarm spożytkujmy do nowych dzieł. Przekształćmy energię Słowa Bożego z dzisiejszych czytań w miłość konkretną. Jak kobiety z Ewangelii. Co to znaczy?
1. Znalazły czas dla siebie. Maryja ofiarowała trzy miesiące swego życia. Znajdźmy i my czas dla innych.
2. Mówią o dobrych rzeczach. Obydwie otrzymały błogosławieństwo na wieczność ponad swoje oczekiwania. Są w stanie rozpoznać dary Boże i powiedzieć "Dziękuję". Podzielmy się dobrymi wiadomościami. Ucieszmy się razem dobrem, które jest. Wystarczy je dostrzec.
3. Wymieniają gesty wzajemnej życzliwości. Życzliwość ośmiela człowieka i stwarza klimat do wypowiedzenia siebie. To jeden z odcieni miłości, którą możemy ofiarować nieznanemu przechodniowi. W końcu jesteśmy jedną ludzką rodziną. Dajmy to odczuć, ot choćby podczas świątecznych zakupów.
Jezus przychodzi, aby nas nawiedzić. Ale nie jest to wizyta przejściowa. Jak odwiedziny u cioci w niedzielę. On przychodzi, by zostać i zamieszkać. Jest Emmanuelem, Bogiem z nami. Możemy Go zawsze znaleźć w Jego domu – kościele. Znajdźmy czas na adorację Najświętszego Sakramentu, by stamtąd zabrać Go do swojego serca i rozdawać Jego miłość innym.
Jest wiele racji by być szczęśliwym w czasie świąt. Zaczerpnijmy mocy na adoracji. Odwiedźmy przyjaciół i bliskich, krewnych. Dajmy im swoją wiarę, czas. Podzielmy swoje błogosławieństwa. Posłużmy biednym.
20 grudnia 2015 - IV Niedziela Adwentu
Oto idę, abym spełniał wolę Twoją (Hbr 10,9)
Boże projekty, czyli prymat miłości. Tak moglibyśmy zatytułować dzisiejszą Liturgię Słowa. Maryja to kobieta służby. Wypowiada siebie odpowiadając aniołowi: «Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!» (Łk 1,38). Wyrusza z pośpiechem w góry po zwiastowaniu. Duch, który na nią zstępuje, nie pozwala zostać w domu. Celem wyprawy Maryi jest towarzyszenie realizacji Bożego dzieła w życiu Elżbiety.
Zorientowanie własnego życia dla innych z miłości, które wyraża się w codziennych gestach, jest możliwe tylko po przyjęciu Jezusa. On – sługa Jahwe – jest dotykalnym znakiem solidarności i miłością w praktyce: uzdrawia, naucza, daje przykład, siłę...
Jezus przychodzi do innych dzisiaj przez naszą pomoc i znaki miłości. Mówienie o Chrystusie nie zawsze jest możliwe, nie zawsze wystarcza. Idąc z wiadrem i szczotką, rękami chętnymi do pracy i swym czasem, w sposób praktyczny realizujemy przykazanie miłości wzajemnej. Tak głosić Chrystusa można zawsze. I ludzie wrażliwi rozpoznają przychodzącego Pana. Siostra Faustyna siedziała długimi dniami na furcie. Chciała być w kaplicy. Tęskniła, by w kościele opowiadać Jezusowi o swojej miłości. Pewnego razu podczas dyżuru przyszedł biedak i poprosił o jedzenie. Ona mu je podała. Później, w czasie modlitwy, Jezus podziękował jej za ten posiłek. Wyjaśnił, że to On sam w osobie tego żebraka przyszedł po pomoc. Dla Pana każdy gest uczyniony z miłością ma ogromne znaczenie.
"A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?" (Łk 1,43) Elżbieta czuła się niegodna i zaskoczona. Wychowana w środowisku żydowskim, u boku męża-kapłana, miała w głowie model: Bóg to Ten, komu się służy. A On staje się tym, który służy. Przychodzi jako sługa. Dary Boga od nas nie zależą. Są darmowe. Ale wzywają do działania.
Przesłanie niedzielnych czytań jest jasne: Mesjasz będzie pochodził z Betlejem, Jego matką jest Maryja, a przyjście ma na celu wypełnienie woli Bożej. W ten sposób realizuje się projekt ludzkości połączonej więzami miłości zaproponowany przez Boga. Celem jest realizacja tego projektu, a nie doraźne zaspokajanie światowych potrzeb i zachcianek. Nie pytajmy, co Kościół może dać światu. Zapytajmy, jak Kościół może zrealizować Boży projekt wobec świata. I z tym nastawieniem pracujmy.
Nie liczy się wcale wspaniałość twego działania,
ale miłość, jaką w nie włożyłeś; nie to, jak wiele uczyniliśmy,
ale przede wszystkim to, jak wiele miłości włożyliśmy w swe czyny.
Bł. Matka Teresa z Kalkuty
(...)zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są
twe możliwości
i jak wielka jest twoja słabość,
zawsze, ilekroć pozwolisz,
by Bóg pokochał innych poprzez Ciebie,
zawsze wtedy jest Boże Narodzenie.
Bł. Matka Teresa z Kalkuty
Sobota 19 grudnia 2015
Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan... (Łk 1,5)
Retrospekcja w odniesieniu do Liturgii Słowa dnia wczorajszego. Jak w filmie oko kamery przenosi nas do wydarzeń sprzed 6 miesięcy. Przekazuje prawdę, że Bóg ogarnia całą historię, aby przeprowadzić plan zbawienia zgodnie z zapowiedziami. Kościół, dobierając adwentowe czytania, chce nam pokazać potęgę Opatrzności. Odnieśmy to do naszego życia. Historie osób nieznanych nagle przecinają się i stają się częścią wspólnej drogi. Kto by pomyślał, że spotkanie na studiach osób z dwóch różnych zakątków Polski zaowocuje miłością i małżeństwem, a kształt ich przeszłości, rodzinnego domu, wychowania będzie teraz wytyczał kurs wspólnej wędrówki. Historie 'niezależne' formują nasze tu i teraz. Klucz wiary otwiera drzwi do wielu 'tajemnic'.
Niemożność wzbudzenia życia. Pismo Święte stawia przed nami ludzi, którzy żyjąc bogobojnie, doświadczają cierpienia z powodu braku potomstwa. Nie udaje się człowiekowi wzbudzić życia. Człowiek dzisiaj próbuje manipulować życiem. Ale jedynie Bóg jest w stanie życie dać. Małżeństwa bezpłodne lub niepłodne mogą być znakiem dla ludzi słabej wiary: to nie człowiek jest jedynym i ostatecznym projektantem rzeczywistości. Bycie znakiem wiąże się z wieloma cierpieniami. Trudności są do przejścia, ponieważ Bóg wybierając do zadań, zawsze daje łaskę do ich realizacji. Można walczyć z Bogiem – jak Jakub. Takie zmaganie wiąże się z utratą sił, wywichnięciem biodra... i otrzymaniem błogosławieństwa. Tego daru kochający Ojciec nigdy nie odmówi umiłowanemu dziecku.
Niemożność posiadania potomstwa pokazuje w sposób duchowy suchość modlitw Zachariasza i Elżbiety. "Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich" (Łk 1,6). Ich życie w górach, niedostępnej krainie, symbolizuje zamknięcie w swoich sprawach. Los służby świątynnej pada na Zachariasza, więc idzie spełnić kapłański obowiązek, przepis Pański. Nawet będąc starym, doświadczonym kapłanem, można popaść w rutynę. Zastąpić żywy kontakt z Bogiem, rytuałem, który należy odprawić. Pytanie do każdego: Msza św., brewiarz, modlitwa jest dla mnie prawdziwym spotkaniem z moim Bogiem, czy tylko aktem religijnym, pobożnym ale suchym (być może w konsekwencji bezpłodnym)?
Gotowość to słowo-klucz adwentu i Zachariaszowej historii w świątyni. Zachariasz składając ofiarę kadzenia, nie był gotowy na spotkanie z Panem. Przeraził się. Oniemiał. Jeśli nie będę gotowy na spotkanie z Panem, który jest obecny (tak jak ten anioł 'stojący' przy ołtarzu), chociaż Go nie dostrzegam oczami, to będę przerażony... A przecież w chwili objawienia Boga, o którego przyjście królestwa dzień w dzień się modlę, mam podnieść głowę. "Nie bój się! (...) Twoja prośba została wysłuchana" (Łk 1,13). Tak w ogóle, to o co się modlę? O co proszę?
Być bardziej wrażliwym/ą na Bożą obecność. Gotowość. Otworzyć oczy na nieskończone cuda, które każdego dnia dokonują się wokół. To lekcje dnia dzisiejszego.
Piątek 18 grudnia 2015
Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański (Mt 1,24)
Nikt z nas nie kocha posłuszeństwa bez otrzymywania wyjaśnień. Józef otrzymał polecenie przez anioła we śnie. Ktoś powie: "Nie dopytał, bo spał". Ale poważnie rzecz ujmując i zwracając uwagę na wszystkie fragmenty w Ewangeliach, dochodzimy do prawdy, że Józef nie mówi nic, aby Bóg mógł powiedzieć wszystko... Bogu podoba się ufne posłuszeństwo, które nie szuka wyjaśnień i uszczegółowień, nie targuje się, nawet po żydowsku: A co ja z tego będę miał? Może właśnie takiego posłuszeństwa Bóg pragnie dla mnie w tym momencie życia. Ukazuje tylko pierwszy etap wędrówki, bez wchodzenia w detale podróży. I mówi jak do Abrama: "Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę" (Rdz 12,1).
Jeśli zaufam i zawierzę, moje życie zostanie nasączone spotkaniami przepełnionymi Jego obecnością i wydarzeniami zmieniającymi moją egzystencję.
Często cofamy się przed wezwaniem (wyzwaniem!), chcąc więcej wyjaśnień, większej pewności, poczucia bezpieczeństwa. Jak Bóg uczynił ze swymi dziećmi w przeszłości, tak samo czyni i dziś. Pragnie, by Mu zaufać. Dzięki zaufaniu i posłuszeństwu odnajdziemy lepszą część, którą Bóg przygotował dla naszego życia.
Czwartek 17 grudnia 2015
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama (Mt 1,1)
Kiedy układa się puzzle, jako instrukcji używa się kompletnego obrazka wydrukowanego na pudełku. Życie człowieka przypomina układanie puzzli. Do dyspozycji jest mnóstwo fragmentów układanki: rodzina, przyjaźnie, znajomości, uczucia, praca, szkoła, problemy ekonomiczne, zdrowie, osobiste sukcesy i upadki. Pamiętajmy, by układać je według wzoru, którym jest obraz Syna Bożego namalowany Ewangelią. Należy kawałki dobierać umiejętnie, nie tracąc wiary, że Bóg potrafi transformować odpowiednio także nasze ciemne strony. On współtworzy ('współstwarza') dzieło. Ostateczna zmiana optyki, a więc odejście z tego świata, ujawni piękno lub fiasko naszej (współ)pracy.
Być może życzylibyśmy sobie, aby Pan Jezus przybył na ziemię w sposób bardziej spektakularny. To nawet widać w konstrukcjach bożonarodzeniowych szopek – światełka, piękne stroje, błyszczące i pachnące sianko, kolory... Przeciwnie, Jego genealogia jest po to, by pokazać nam, że Bóg wchodzi w naszą historię cierpliwie, bez zbędnych fajerwerków. Bóg nie usuwa z historii, którą czyni swoją, grzeszników, choć nie akceptuje grzechu (pod tym względem Maryja jest nowym stworzeniem). Bóg zbawia (Jeszua!) działając w historii, a nie poza nią, wchodząc bez wstydu w łańcuch imion o przeróżnych kolejach losu. Gdy czytamy listę ewangelisty Mateusza z uwagą śledząc odnośniki biblijne, odkrywamy, że pośród przodków Jezusa jest właściwie wszystko: święci, morderca, emigrantka, prostytutka, wiara i grzech, uczciwość i niesprawiedliwość, mądrość i podstęp, szlachetność i niegodziwość. Ta historia obejmuje wszystko, tak Izraelitów jak i narody pogańskie, by zapalić nadzieję, że z wszystkiego, co ludzkie i niedoskonałe, da się uczynić boskie i święte.
Jezus jest synem Dawida... Zapraszam zainteresowanych szaradami (z liczbą 14, imieniem Dawid) do obejrzenia krótkiej lekcji hebrajskiego (https://www.youtube.com/watch?v=oiGMBTlqnEc). Zaczyna się od 5:31. Dodam tylko, iż rzeczownik hebrajski 'dor' (pokolenie) ma pisownię bardzo podobną do imienia Dawid. Zobaczcie poniżej. To także nie jest przypadek! ;)
Środa 16 grudnia 2015
Ja jestem Pan, i nie ma innego (Iz 45,6)
Postrzegamy świat przez filtr, jakim sami jesteśmy. Osoba wrażliwa będzie widzieć sytuacje, które dla niewrażliwych nie istnieją... Osoba kulturalna dostrzeże znaki kultury u spotykanych osób, ale także ich brak... Pesymista widzi rzeczywistość w ciemnych barwach... Dla wierzącego wydarzenia nabierają innego sensu, niż te same widziane przez ateistę... Głuchy postrzega inaczej niż słyszący... To nie znaczy, że coś, czego nie dostrzegam i nie pojmuję, nie istnieje. Przecież gdy zamykam oczy kwiaty nie tracą kolorów, a rzeczy nie znikają. Nie widzimy świata, jaki jest; ujmujemy go na nasz sposób.
Jezus jest Prawdą i chce, byśmy widzieli prawdziwie. Bez skrzywień. W sposób możliwie najprostszy: "Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą" (Łk 7,22).
"Bóg sprawiedliwy i zbawiający nie istnieje poza Mną (Iz 45,21)."
Błogosławiony, czyli szczęśliwy, ten, kto w Niego nie zwątpi.
Wtorek 15 grudnia 2015
Pewien człowiek miał dwóch synów... (Mt 21,28)
Dla kogo bije moje serce? Dla Boga-Ojca? Dla siebie i moich wizji, buntowniczych pomysłów?
"Dziecko..." Słuchając dzisiejszej Ewangelii błyskawicznie kojarzymy Chrystusową przypowieść z Łukaszową wersją o kochającym Ojcu. On też miał dwóch synów: marnotrawnego i tego "porządnego" – obydwaj się pogubili. Przypowieść kończy się szczęśliwie dla tego młodszego – odnalazł się, ożył. Pod znakiem zapytania jest przyszłość tego starszego i "sprawiedliwego", który nie chce wejść na ucztę...
Wróćmy do dzisiejszej Ewangelii. Uczciwość wymaga rozpoznania siebie w pierwszym synu z Jezusowej przypowieści. Jesteśmy katolikami. Najczęściej od niemowlęcia. Wychowani w wierze. Jak ci arcykapłani (na mocy Chrztu!) i starsi. Chcemy służyć Bogu, nawet to deklarujemy. Jakżeby nie?! Ale okazuje się, że nie jesteśmy Mu posłuszni. Deklarujemy pracę i pomoc, ale obietnice nie mają pokrycia... Zakłamanie. "Tak, ale..." Samousprawiedliwienie? Strach? Lenistwo? Jesteśmy kuszeni do taktycznego stosowania kłamstwa: «"Idę, panie", lecz nie poszedł.» Kłamstwo służy nam do zakrycia rzeczywistości, której nie chcemy znać. Ostatecznie obnaża brak wiary. "Uważajcie, aby w kimś z was nie było przewrotnego serca niewiary" (Hbr 3,12).
Nasze działania wyraźnie pokazują, co się komu w duszy gra, co naprawdę jest w naszych sercach. Żaden elektrokardiogram nie wykryje, czy moje serce bije dla Jezusa. Żaden monitor tego nie pokaże. Mówią o tym sposób życia, podejmowane działania, słowa. Tylko Bóg potrafi odczytać EKG serca, ponieważ On zna motywacje, pragnienia – to, czym żyje moje serce.
Bądźmy pewni, że Bóg dokona weryfikacji naszego serca. Rozliczy pracę, nie deklaracje. Prawdziwi synowie nie boją się Ojca. Potrafią odważnie powiedzieć o swym braku chęci. Wiedzą jednocześnie, że nie jest to słuszna postawa. Pokazuje brak pokory wobec tego, od którego otrzymało się tyle dobra – życie i dziedzictwo. Uczyniona refleksja powoduje rewizję podjętej decyzji. Nawrócenie... Za wierność woli Bożej czeka nagroda: "Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego" (Mt 21,31).
Mieć pokorę, która pozwala przyjąć z wdzięcznością Boży plan i jego przesłanie.
Poniedziałek 14 grudnia 2015
Ja też zadam wam jedno pytanie... (Mt 21,24)
Jezus jest mistrzem dyplomacji. Zadając odpowiednio pytanie, wytrąca broń z ręki chcących Go uderzyć. Zostają bez słowa. Arcykapłani i starsi ludu są świadkami nauczania i znaków. Jednocześnie pozostają całkowicie zamknięci w swoich przekonaniach. Zabiegi dyplomatyczne w odniesieniu do "przystępujących", aczkolwiek mających złe intencje zwierzchników Izraela, to Jezusowa walka o nawrócenie człowieka. W dzisiejszej Ewangelii misja dyplomatyczna kończy się fiaskiem. Błyskotliwy sukces, gdyż adwersarze zostają rozbrojeni, ośmieszając się przed zebranymi ("nie wiemy") i wielka klęska, gdyż pozostają przy swoim, nie dając odpowiedzi.
Bóg używa różnych dróg, by dotrzeć do człowieka. Chce przeprowadzić akcję ratunkową. Ostatecznie jej efekt zależy jednak od adresata. Podobnie jak z listem – można odmówić jego odebrania. Można przyjąć list i nie otworzyć... Pierwsze czytanie opowiada o wydarzeniu z czasów wędrówki narodu wybranego po pustyni. Bóg przekonał Balaama, by ten nie prorokował przeciw Izraelowi. Posłużył się snem i... oślicą, która przemówiła. Akcja dyplomatyczna się powiodła (Por. Lb 22-24). W Wieczerniku Pan Jezus podał umoczony kawałek chleba Judaszowi, by ten przez akt skruchy nie poszedł drogą rozpaczy i potępienia. Ta interwencja nie przebiła się przez mur serca zdrajcy. Kiedy Jezus zostaje spoliczkowany w pałacu arcykapłana, zadaje oprawcy pytanie: Dlaczego mnie bijesz? Ewangelia nie mówi, jakie skutki wywołało ono w życiu żołnierza... Czytając Janowy tekst notujemy, że uderzenie w twarz od "Malchusa srogiego" już się nie powtórzyło...
Dzisiejsze słowo Boże zawiera przestrogę przed zamykaniem się na znaki Boże i zadowoleniem z własnego stylu życia. To przestroga przed złym korzystaniem z daru wolności. Bądźmy wrażliwi na Boże zachęty. Odstąpmy od forsowania swojej opcji. Pamiętajmy, że w ekstremalnych przypadkach niezrealizowane własne aspiracje sprawiają, że zaczyna się znieważać Boga; prowadzą nawet do wyżywania się na Nim. Uczmy się Boskiej dyplomacji, odpowiednio zadając pytania tym, którzy są nam nieprzychylni. To poniedziałkowa lekcja z Pisma Świętego...
13 grudnia 2015 - III Niedziela Adwentu
Ciesz się i wesel z całego serca (So 3,14)
Trzecia niedziela Adwentu odsłania przed nami sekrety ewangelicznej radości. Wymieńmy kilka:
1. Miłość. A precyzyjniej: poczucie bycia kochanym i świadomość, jak wiele dobra daje moja miłość. Spójrzmy na Boga: On jest zakochany w człowieku, a Jego miłość nie jest wyrachowana, nie kalkuluje, nie zna miary, nie zniechęca się, ani nie słabnie w przeciwnościach. Bóg kocha świętych i grzeszników. Inaczej, ale nigdy mniej... Jeśli pozwolimy ogarnąć się tej miłości, to z radością dostrzeżemy, że stajemy się do Niego podobni i zaczynamy kochać biednych i bogatych, przyjaciół i nieprzyjaciół...
2. Bliskość tego, kogo się kocha. Popatrzmy na zakochanych z wzajemnością. Pragną być ze sobą bez przerwy. Tacy zakochani promieniują szczęściem. Nawet wojna, brzydki krajobraz, nie najlepsze sąsiedztwo nie są w stanie odebrać radości. Nie jest możliwym, abyśmy żyli szczęśliwie sami. Radość z wzajemnej bliskości rozlewa się na innych.
3. Nawrócenie, czyli spotkanie kogoś wielkiego, kto swym majestatem nie przygniata, lecz podnosi i otwiera szansę nowego życia. Wielkość spotkanego wzywa do zupełnie nowego ustawienia życia. Nawrócenie odsłania nowy cel i ujawnia nowy sens ludzkiego życia. Człowiek, który znalazł sens, swoją misję, właściwą drogę, promieniuje radością. Jan Chrzciciel spotkał Jezusa jeszcze w łonie matki. Dlatego dawał napomnienia ludowi i głosił dobrą nowinę. Szaweł z Tarsu spotkał się z Jezusem na drodze do Damaszku. Dlatego z podniesioną głową pisze do Filipian: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!"
4. Serce, które umie dawać. Jan Chrzciciel wybiera dla siebie pustynię, ale nie zamyka swego serca na tych, którzy przychodzą. Tłumy pytają: "Cóż mamy czynić?". On im odpowiadał: "Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni". Szczęście nie jest w zbieraniu. Ci mają, którzy innym dają. Mądre rozdawanie jest zawsze drogą do szczęścia.
5. Świadomość, że nikt nie został przeze mnie skrzywdzony i umiejętność cieszenia się tym, co posiadam. Szczęście jest w zasięgu każdego człowieka. Kto pełni wolę Ojca Niebieskiego, nie będzie go pozbawiony. Szczęście codzienności, szczęście rzeczy małych. Nawet dla poborców podatkowych i żołnierzy – zawodów przynoszących hańbę, ponieważ będących w służbie znienawidzonych Rzymian – Bóg zaplanował szczęście. Zalecenie jest jasne: nie nadużywać, nie wykorzystywać, nie wzbogacać się na ludzkiej krzywdzie. Wykonywać swoje obowiązki, odrzucając chciwość i łakomstwo.
6. Zaufanie Bogu w każdej sytuacji. Bóg jest ich Panem. Nie może wydarzyć się nic, co nie zostało przewidziane. Poczucie bezpieczeństwa daje niesamowity komfort i pozwala z optymizmem przeżywać każdy dzień.
7. Świadomość celu, czyli szczęśliwego życia w wieczności. Chociaż tu i teraz postępujemy z płaczem niosąc ziarno na zasiew, to powrócimy do domu Ojca z radością niosąc swoje snopy (por. Ps 126,6). Wszystkie przeszkody są możliwe do pokonania. Nawet wykańczający rak, niemoc nałogu, utrata pracy. Dostrzeżenie pozytywnego zakończenia chwilowo trudnej sytuacji pozwala nie popadać w pesymizm. Razem z Bogiem będziemy się wiecznie radować Jego chwałą, gdy otrze z naszych oczu wszelką łzę.
Sobota 12 grudnia 2015
(...) nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. (Mt 17,12)
Umiejętność czytania znaków. Niezbędna do poruszania się na drodze, w czasie wędrówki w górach, w komunikacji językowej. Trzeba znać litery, zasady językowe, uwrażliwić zmysł słuchu i wzrok oraz zaangażować rozum, aby zrozumieć sens przekazu. Konsekwencją jest dobre stosowanie lekarstwa, świadomość, co znajduje się w słoiku, puszce...
Bóg zawarł swe przesłanie w natchnionych księgach. Znaki dawane przez Niego są po to, by nam pomóc, by nas chronić. Pan Bóg jest niesamowicie praktyczny. Najpiękniejszym ogłoszeniem Bożej miłości jest to, że "Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3,16).
Ludzie, którzy w czasach Jezusa znali Pisma, a więc powinni być przygotowani do Jego przyjęcia, wykorzystywali Pismo do powątpiewania, kontestowania : "najpierw musi przyjść Eliasz" (Mt 17,10). Inteligencja biblijnych ekspertów była niewolnicą ich idei. Jeśli byliby otwarci na Pisma, przyjęliby posłanie Jana Chrzciciela i weszli na drogę nawrócenia, jak robiła to ludność okolicy nad Jordanem, Jerozolimy i Judei.
Pomódlmy się dzisiaj szczególnie o umiejętność czytania Bożych znaków i aplikowania ich przesłania w swoim życiu.
Piątek 11 grudnia 2015
(...) mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny (Mt 11,19)
Dziecinada. Kaprysy. Humory. A jako efekt obwinianie za własne niepowodzenia Boga. Powraca temat ostatniej niedzieli. Kto nie szuka rozwiązań, szuka problemów, wymówek, usprawiedliwień... Najlepszy sposób, aby czynić zło i pozostać w efekcie smutnym.
Wypełnianie Bożych przykazań to postawa człowieka mądrego. Mądry daje się kształtować Bogu, a nie przychodzi z własną wizją i gotowymi rozwiązaniami. Zacznijmy realizować wolę Bożą, a minie niezadowolenie z tego co się ma, narzekanie, kwękanie, szemranie. Mądry chrześcijanin nie interpretuje przewrotnie rzeczywistości, ale potrafi przekształcić trudności w miłość i zobaczyć te same rzeczy w nowy sposób.
Mądrość Boża odsłania zło jako zło i dobro jako dobro. Jezus wypomina "temu pokoleniu" brak rozeznania. To ślepcy. Brak dyspozycyjności serca, zamyka na łaskę, zaślepia. Sposób odbioru przez współczesnych osoby Jana Chrzciciela i osoby Jezusa nie zmienia jednak Bożego planu i nie wpływa na zachowanie Eliasza i Mesjasza. Z łaski skorzysta ten, kto się na nią otwiera.
Trzeba umieć znaleźć w drugiej osobie dobro. Tym dobrem się zachwycić i ucieszyć. Nie szukać usprawiedliwień, by nie akceptować osób, jakimi są. Nie mieć programu na innych. Czy umiem cieszyć się dobrem obecnym w innych osobach; dobrami Boga uczynionymi dla mnie i innych?
Ideałem Królestwa jest stać się dzieckiem. Ale bycie dzieckiem nie oznacza bycia dziecinnym.
Czwartek 10 grudnia 2015
Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on (Mt 11,11)
Jak pojąć dzisiejsze słowa? Z pewnością nie jest to Jezusowa kokieteria. Raczej nieudolność ludzkiego języka, którym ewangelista posłużył się w przekazaniu rzeczywistości niematerialnej. "Mniejszy", "większy"... Podskórnie czujemy, że Pan Jezus chce powiedzieć: rzeczywistość królestwa Bożego mierzy się inną skalą niż tę ziemską. Jak bowiem przyrównać narodzenie z niewiasty do narodzenia z Ducha Świętego? To tak, jakby próbować porównać świat dziecka w łonie matki z tym światem, w którym żyjemy teraz. Tam pływaliśmy, a pokarm dostawaliśmy przez pępowinę. Tutaj poruszamy się wyprostowani używając nóg, a pożywienie przyswajamy przez skomplikowany układ pokarmowy, którego początek stanowią usta... Bez porównania!
Wejście do Królestwa Bożego zakłada gwałt, czyli stanowczą wolę współpracy z łaską do końca, by zwyciężyć nasze upodobania i namiętności. Największym niebezpieczeństwem jest ulec iluzji panowania nad sytuacją... Musimy współpracować z Bogiem w zbawieniu, przygotowując Mu drogę. Za każdym razem, gdy akceptuję krzyż w moim życiu, gdy akceptuję śmierć, którą inni mi dają, zadaję gwałt sobie samemu i zdobywam królestwo niebieskie.
Środa 9 grudnia 2015
(...) Ja was pokrzepię (Mt 11,28)
Pan Bóg jest w relacji z człowiekiem szalenie prawdziwy. W rzeczywistości po grzechu rajskim trud, zmęczenie, osłabienie są wpisane w życie człowieka, w przeżywanie codzienności. Najbardziej zniechęca rutyna: trzeba nieustannie powtarzać czynności. Codzienne jedzenie, mycie się, u mężczyzn golenie (przynajmniej okresowe), spanie, wstawanie... Gdy ktoś przerazi się codziennością, może wpaść w depresję. Można także stać się niewolnikiem codziennej rutyny.
Człowiek ma skłonność do zniechęcania się, ale Bóg nigdy się nami nie znudzi. Nie "weźmie sobie wolnego" od człowieka, nie wypisze zwolnienia. Bóg mówi: "Chcę z wami być, chcę dzielić wasz trud. Chcę ubrać waszą kondycję na siebie". I tak stało się w tajemnicy wcielenia.
Myśl na Rok Miłosierdzia: Bóg nie męczy się w przebaczaniu... On sam jest źródłem energii. Żaden napój nie doda skrzydeł, ani kawa nie pobudzi. Podłączmy się do reaktora Bożej mocy, byśmy potrafili odpuszczać naszym winowajcom. Tylko wtedy otrzymamy przebaczenie i znajdziemy ukojenie dla dusz naszych!
8 grudnia 2015 - Niepokalane Poczęcie NMP
Bóg posłał... (Łk 1,26)
Niepokalane Poczęcie. Święto optymizmu chrześcijańskiego, które celebruje dzisiaj Kościół. Koresponduje ze światłem, którym promieniuje Narodzenie Pańskie. Początek Roku Miłosierdzia, aby odzyskać czystość, szczerość, prawość, świętość. To nasz ideał, o którym mówi czytanie z listu do Efezjan: "Abyśmy byli święci i nieskalani" przed Bożym obliczem.
"Gdzie jesteś?" To pytanie do każdego z nas. Na jakim jesteś etapie życia? W rzeczywistości grzechu czy w świetle Bożej obecności; ukryty w krzakach ze wstydu przed Panem czy odważnie stający do pełnienia Jego misji?
Grzech burzy harmonię. Jest jak złośliwy nowotwór niszczący organizm, w którym się uaktywnił. Pierwsze czytanie uświadamia, że wywołuje z pewnością dwa skutki: kłamstwo i strach. W rzeczywistości po grzechu mąż nie ufa żonie, obwiniamy się nawzajem, rośnie wrogość. Pojawia się niepewność przed zmierzeniem się z czymś nowym. To skutkiem grzechu jest niegościnność w spotkaniu z Panem, który przychodzi. Po grzechu, gdy słyszymy Boże kroki, unikamy spotkania, ukrywając się za krzakami. Podobnie jak Adam z Ewą w Edenie. Od momentu rajskiego upadku wszelkie zmiany sprawiają nam przykrość. Po tym zranieniu Bóg jawi się jako wprowadzający bałagan w nasze myśli, stawiający pod znakiem zapytania nasze programy na szczęście i obracający w kryzys nasze pewności...
Odpowiedź człowieka bez grzechu na Boże propozycje i pytania oraz reakcja na Jego obecność są odważne i prawdziwe. Widzimy to w Matce Boga. Maryja dopytuje posłańca, wyraża nawet wątpliwości – to jest prawdziwe. Ale wypowiada odważnie: "Amen." Maryja, która nie zna grzechu, jest obrazem człowieka, wchodzącego w dialog z Bogiem. Choć Bóg – po naszemu – obala Jej własne projekty, nie niszczy święta; choć nie wypełnia snów o zwyczajnym życiu rodzinnym, nie zabiera pokoju. Kiedy przyjmiemy – jak Maryja – Boże słowa do naszego odkupionego i oczyszczonego serca, także nasze ciało – jak Maryi – zajaśnieje Jego chwałą!
Inicjatywa zawsze wychodzi od Boga. To Bóg przechadza się w raju. To Bóg posyła anioła.Człowiek stoi niejako w miejscu. Powinien czujnie oczekiwać. Trwa nasz Adwent. Bądźmy czujni, żeby się nie przestraszyć Bożego przyjścia (przejścia), nie uciec, nie schować się, nie przegapić chwili...
Poniedziałek 7 grudnia 2015
(...) starali się go wnieść i położyć przed Nim (Łk 5,18)
Przykład modlitwy bez słów. Nie mówią nic ci, którzy spuszczają sparaliżowanego przez dach. Nie mówi nic chory. A każdy wie, o co chodzi. Przedstawić Jezusowi prośbę bez słowa. On wie. Wtedy nie ma fałszu, który może zabrzmieć w słowach. U Boga nie ma segregacji, jak w poczekalni szpitalnego oddziału ratunkowego. Każdy ma do Niego bezpośredni dostęp.
Wiara, nadzieja, miłość łączy zdrowych i chorych. Ludzie niosący na materacu człowieka są obrazem Kościoła. Przychodzą na myśl słowa papieża Franciszka, że Kościół ma być szpitalem polowym. Jutro otwarcie roku miłosierdzia. W szpitalu polowym nie jest pięknie, higienicznie, a obsługa nie zawsze na najwyższym poziomie. Czasem trzeba zdejmować dachy, przepychać się pośród innych. Zawsze w posłudze miłosierdzia wobec ludzi. Jak Jezus – z prześcieradłem i miednicą.
Dzięki wierze czterech mężów dokonuje się odpuszczenie grzechów(!). Ostatecznie przecież uzdrowienie cielesne jest tylko efektem szemrań faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Dla wierzących cud niedostrzegalny okiem, dla wątpiących znak uzdrowienia...
Czego oczekujemy od spotkania z Jezusem? Czy ja odnajduję się w Kościele-szpitalu polowym? Na jakim miejscu? Wspólnota Kościoła użycza Tobie i mnie wiary, gdy moja słabnie; gdy grzech tak paraliżuje, że sam nie mam możliwości stanąć przed Panem.
6 grudnia 2015 - II Niedziela Adwentu
Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara... (Łk 3,1)
Zaakceptować historię. Także swoją osobistą. Bez kompleksów. Dla realizacji woli Bożej nie ma barier i okoliczności wykluczających. Nie stanowią problemu wady, okupacja, polityczne impasy. Pan Bóg szuka rozwiązań, a nie problemów.
Historia nie jest rzeczywistością bez znaczenia, ale medium przekazującym wiadomości i bodźce, które mają być czytane i pojmowane jako wezwanie do nawrócenia. Dlatego Bóg posyła proroka Jana w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara, gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny; za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza. Na konkretny czas została przeznaczona Boża łaska. W takim kontekście zapytajmy: Jak jest ze mną? Jeśli łatwiej mi znaleźć wymówkę niż zaangażować się w rozwiązywanie problemu, to nie jestem jeszcze człowiekiem adwentu. Zamiast prostować ścieżki, przygotowywać drogę, dyskutuję nad dylatacjami i procentowym nachyleniem terenu... ostatecznie marnuję łaskę...
Należy być pewnym, że Pan Bóg będzie angażował swoje siły, jeśli tylko człowiek pozytywnie odpowie na Jego wezwanie. I to jest doskonała wiadomość! Jeśli wchodzimy z kimś w spółkę, to zawsze uwzględniamy środki i zobowiązania obu stron. Spółka z Bogiem daje po ludzku nieograniczone możliwości. Czytając dokładnie tekst z Księgi Barucha, widzimy, że to Bóg czyni prostymi nasze drogi, gdy tylko zdecydowaliśmy się iść za Jego głosem. Projekt pochodzi od Boga, On właściwie daje środki, wystarczy nasza zgoda, wierność i wytrwałość.
Dla każdego wzrostu i rozwoju sprawa wytrwałości i cierpliwości jest istotna. Chcemy widzieć natychmiast rezultaty, owoce, być pocieszeni natychmiast, otrzymać pokój wewnętrzny. Nasiona Królestwa Bożego rosną w sposób ciągły, ale wzrost zależy także od warunków, jakie się im stworzy. Potrzeba nam wytrwałego i cierpliwego życia.
Sobota 5 grudnia 2015
A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi... (Mt 9,36)
Kto podąża śladem liturgii Adwentu i prawdziwie oczekuje na paruzję, daleki jest od wizji romantyczno-sentymentalnej. Dzisiaj przed oczyma mamy bardzo konkretne obrazy: deszcz na twoje zboże, chleb soczysty i pożywny, trzoda, woły, osły, pasza, przewiązywanie ran, leczenie sińców, wskrzeszanie umarłych, egzorcyzmy, oczyszczanie trędowatych. Jezus naucza i leczy. Mesjasz wyzwala swój lud od cierpienia, niesprawiedliwości i niewoli. Takim jest Jego Królestwo. Jakie są nasze konkrety? Przecież jako obywatele tego Królestwa, mamy do wypełnienia konkretne zadania.
Ewangelia mówi o tym, że Jezus litował się nad cierpiącymi. Grecki czasownik przetłumaczony jako "litować się" oznacza dosłownie odczuwać tak wielkie wzruszenie, jak podczas płaczu. Aż poruszają się wnętrzności, jak podczas łkania. To takie samo wzruszenie, jakiego doznaje Samarytanin widzący na pół martwego człowieka oraz kochający ojciec dostrzegający swojego młodszego syna wracającego w podartych łachmanach do domu. Jeśli Bóg nie mówi: "Nic mnie to nie obchodzi", to i uczeń Chrystusa nie może powiedzieć, że nie obchodzi go los Janka z sąsiedniego bloku, co mu nogę odjęli, a on z rozpaczy zapija smutki co wieczór w barze...
Kiedy Bóg powołuje, także wyposaża. Mówimy: łaska stanu. Prośba do Boga, aby wyprawił robotników na swoje żniwo jest wołaniem, aby ponowił wielkie powołania sprzed wieków (Abrama, Samuela, Apostołów, Szawła z Tarsu, Franciszka z Asyżu). Aby pokonał opory i trudności, które rozpoznajemy w nas. Dzięki tej modlitwie to właśnie my stajemy się dyspozycyjni na każdą inicjatywę zamierzoną przez Boga. Modlitwa o żniwiarzy dotyka przede wszystkim nas samych.
Piątek 4 grudnia 2015
W ów dzień głusi usłyszą słowa księgi,
a oczy niewidomych, wolne od mroku
i od ciemności, będą widzieć. (Iz 29,18)
Wspólna niedola to okazja do solidarności. Głos dwóch niewidomych wołających za Chrystusem jest lepiej słyszalny niż jednego proszącego. Bóg lubi, gdy jesteśmy solidarni (por. "Ojcze nasz...")
Niepełnosprawność w jakiejś sferze to zawsze szansa na dostrzeżenie i pogłębienie innych darów, które dla zdrowych często pozostają niezauważone. Ślepcy z dzisiejszej Ewangelii mieli wiarę wystarczającą do cudu i niesamowitą wrażliwość serca – dzięki łasce poznali w przechodzącym Jezusie Syna Dawida, obiecanego Mesjasza.
Brak posłuszeństwa Jezusowi, nawet w imię radości i wdzięczności, może zablokować strumień Bożej łaski dla innych. Uzdrowieni, pomimo zakazu, roznieśli wieść po okolicy. Narazili na szwank misję zbawienia. Ważniejsze było dla nich świadectwo własnego zdrowia niż świadectwo o Jezusie i wypełnienie Jego woli. Odzyskując wzrok, stracili pokorę.
Czwartek 3 grudnia 2015
(...) słów moich słucha i wypełnia je... (Mt 7,24)
W Ziemi Świętej są takie miejsca, które wydają się być bezpieczne. Kotliny, osłonięte od wiatru, nadmiernego słońca. Wprost idealne do zamieszkania. Gdy jednak nadejdzie czas gwałtownych opadów, w takim miejscu może pojawić się rwący strumień spływający z gór lub nawet rzeka okresowa. Głupim jest ten, który wybiera takie miejsce na budowę domu. Jego przyszłość jest, delikatnie mówiąc, bardzo niepewna.
Konstruując życie należy zacząć od solidnych fundamentów. Trzeba oprzeć się na skale, którą jest Bóg. "Pan jest wiekuistą Skałą!" (Iz 26,4)
Słuchać i wypełniać... Punkt odniesienia, to Słowo Boga. Pewność, trwałość - pomimo burz - daje codzienne wypełnianie woli Boga.
Nie należy gwarancji szukać w człowieku, sympatiach, znajomościach, zachciankach. Taka opcja może być łatwa i przyjemna, choć nie zawsze. Może być efektem błędu uczynionego na początku... A wówczas cały wysiłek – choć sam w sobie szlachetny – na marne. Przyszłość domu zbudowanego na takim miałkim gruncie jest po prostu niepewna. W ostatecznym rozrachunku nie opłaca się wybierać innego fundamentu niż Bóg.
Pamiętam kazanie ks. Edwarda Stańka po fatalnym i niedokończonym ingresie do katedry warszawskiej w 2006 roku. Przy całym zgorszeniu, rozczarowaniu i zamieszaniu, ks. Staniek przypomniał wszystkim: "Kościół, do którego należymy, jest zbudowany na Chrystusie, a nie na Wielgusie." ( http://www.opoka.org.pl/biblioteka/B/BA/Staniek/2007/01/07/44.mp3)
Nasze miasto, miasto Boże, Kościół, tylko wtedy przetrwa, gdy będzie budowany na Chrystusie i Jego nauce, a mieszkańcy codziennie będą zaangażowani w wypełnianie woli założyciela.
Środa 2 grudnia 2015
Oto nasz Bóg,
Ten, któremuśmy zaufali, że nas wybawi;
oto Pan, w którym złożyliśmy naszą ufność:
cieszmy się i radujmy z Jego zbawienia! (Iz 25,9)
Jezus ociera łzy i daje cudowny pokarm. Wypełniają się zapowiedzi mesjańskie.
Boży dar nie jest nigdy skrojony na miarę. Bóg daje ponad to, co wystarcza. Uczta nie jest przygotowana ze zwykłych produktów i artykułów, ale najwyborniejszych win i mięs; kielich jest pełny po brzegi; po rozmnożeniu siedmiu chlebów i kilku rybek zostaje aż siedem koszów ułomków. Ci, którzy zaufali Bogu, którzy przychodzą do Jezusa, nie zostają odprawieni z kwitkiem. Ostateczne zwycięstwo należy do nich, chorzy doświadczają uzdrowień.
Na początku adwentu pojawia się obraz uczty. Czegoś, co zagrzewa do wysiłku. Czegoś, co sprawia, że chce się nam przygotowywać. Skoro Bóg ufundował tak wielkie nagrody, skoro chorzy odzyskują zdrowie i nie brak nikomu chleba, to przecież warto się starać!
Cud rozmnożenia chleba nie jest demonstracją czarodziejskich umiejętności Jezusa, ale znakiem, zapowiedzią czegoś większego – cudu Eucharystii. To pokarm na naszą drogę i przedsmak raju.
Boży dar należy rozdawać, należy się nim dzielić. Wówczas cudownie mnoży się w rękach. Nauczyciel, profesor, dzieląc się wiedzą, pomnaża ją w swych uczniach.
Nie można marnować Bożych darów. Nie wyrzuca się resztek, okruchów i ułomków. Z szacunkiem należy zebrać, bo ta sama łaska nigdy się nie wróci.
Wtorek 1 grudnia 2015
Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie (Łk 10,21)
Pierwsze czytanie to Izajaszowa wizja dotycząca Mesjasza i Jego czasów. Będą to wspaniałomyślne rządy potomka Jessego, wybrańca Bożego.
Ewangelia także mówi o wybraniu prostaczków (dosłownie niemowląt, dzieci) i uczniów do oglądania czasów mesjańskich. I tu może pojawić się mały skandalik. A dlaczego akurat to pokolenie Betlejemity zostało wybrane? Dlaczego grupa rybaków, poborca podatkowy, prostoduszni i dziecinni, a nie mądrzy, inteligentni, sprytni dostąpili zaszczytu oglądania czasów Chrystusa, czyli Pomazańca Pańskiego? Ktoś może być zbulwersowany: Dlaczego nie ja?
Popatrzmy z innej strony: Nikt nie ma pretensji, gdy bogaty przedsiębiorca sponsoruje w rodzinnej miejscowości stadion sportowy lub zaoferuje elektryczne oświetlenie przy ulicach. Czemu zatem oburzać się na Boga, który będąc Panem wszystkiego, pochyla się nad słabymi, najbiedniejszymi i tymi którzy nie mają w ogóle głosu? Boża wola, jako Stworzyciela, Pana i Ojca jest ważniejsza niż zachcianki, życzenia, zamiary i postanowienia ludzi, choćby byli prorokami i królami. Notabene nie wszyscy prostaczkowie i biedni żyjący w czasach Chrystusa mieli okazję doświadczyć Jego cudów. Nawet nie wszyscy żyjący w Galilei czy Jerozolimie. Nie każdy był uczniem, a do ścisłego grona Pan Jezus wybrał tylko Dwunastu...
Bóg zarządza swymi dobrami, darami i łaską wspaniałomyślnie (gr. eudokia) i nikt nie powinien mieć pretensji, że nie otrzymał tak samo. Jeśli pojawiają się pretensje, to znaczy, że nie do końca pojmujemy naszą pozycję w relacji Stwórca-stworzenie. Więcej pokory!
Poniedziałek 30 listopada 2015
Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy,
tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. (Rz 10,17)
Uczniowie Jana Chrzciciela słuchali mów Jezusa z Nazaretu. Na pewnym etapie życia usłyszeli "Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi" (Mt 4,19).
"Pójdź za Mną" to najpiękniejsza propozycja, którą Bóg może dać istotom ludzkim. "Pójdź za mną" znaczy "Stań się jak Ja". Pójść za Nim, by być jak On, by upodobnić się do Niego. Naśladować Syna Bożego, by się naprawdę dzieckiem Bożym stać.
Zostało napisane, że uczniowie poszli za Jezusem. Wiemy jak. Judasz zdradził, Piotr się wyparł, w Ogrodzie Oliwnym wszyscy się rozpierzchli, Tomasz miał nieprzeciętne problemy z prawdą o zmartwychwstaniu...
Podobnie idziemy za Jezusem także my. Niewierność, zdrada (a więc grzech), brak wiary, swoje wizje i projekty stanowią część naszego powołania. Są pewnym etapem, jak u Apostołów. Jezus nie cofa swego "Pójdź za Mną". Nie odwołuje swego projektu wobec nas. Wzywa takimi, jakimi jesteśmy.
Kolejność Bożego algorytmu jest następująca: 1. usłyszeć co mówi Jezus, 2. uwierzyć ("przyjąć sercem"), 3. żyć według Jezusowej instrukcji. Najwięcej problemów mamy z trzecim krokiem. Słowa Jezusa muszą z instrukcji stać się naszym sposobem postępowania.
29 listopada 2015 - I Niedziela Adwentu
A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy,
ponieważ zbliża się wasze odkupienie (Łk 21,28)
Pokonać strach. Dzisiejsze czytania chcą ukształtować ludzi nadziei w obliczu niepewnej przyszłości.
- Proszę księdza, pierwsze czytanie może tak, ale nie wydaje mi się, aby takie było przesłanie Ewangelii... Tam jest straszna, apokaliptyczna wizja!
- Owszem. Słońce definiuje dzień i noc, księżyc – tygodnie i miesiące, gwiazdy – kierunek. Kiedy brak punktów odniesienia, wydaje się, że to już koniec świata. Zaczyna panować strach. Morze, które jest symbolem zła dla żydów, zdaje się zalewać wszystko. Ewangelia opisuje przeciwieństwo tego, co Bóg uczynił w akcie stworzenia, w którym uporządkował świat. Dzisiaj widzimy w Ewangelii, że wraca chaos. Zło niszczy harmonię, sprowadza śmierć.
Nasz horyzont bezpieczeństwa został skonstruowany z czasem dzięki stałości instytucji i wypróbowanych tradycji. Dzisiaj słyszymy, że odziedziczona pewność przekształci się w wątpliwości i lęk. Z powodu głośnego propagowania "nowych dróg", pożądania prawa do absolutnej swobody, wielu zaczyna odczuwać strach. Zbiorowy strach z powodu "tego wszystkiego, co ma nastąpić..." Może w dniach bezlitosnego terroryzmu, fanatycznego ISIS, znamy go lepiej niż nasi ojcowie. To też znak czasu.
Ale z całą pewnością przesłanie Liturgii Słowa dzisiaj jest następujące: Należy pokonać strach.
Skąd on pochodzi? Gdzie rodzi się moja niepewność? Otóż źródłem jest postawa, że mam więcej zaufania do tego, co tu i teraz, niż do Boga. Że martwię się wyglądem, zdrowiem, a zapominam o Bogu. Dbam o ciało i uciechy, a o Boga traktuję (jeśli w ogóle) jako niedzielny dodatek. A przecież On jest Stworzycielem. Nic nie jest potężniejsze od Niego. Ani człowiek, ani anioł, ani Szatan. Wiara była prześladowana i będzie prześladowana. Tylko ostatecznie "kogóż mam się lękać? (...) przed kim mam się trwożyć? (Ps 27,1)
Bóg mówi w pierwszy dzień Adwentu 2015 każdemu z nas:
"Miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat." (J 16,33)
"Oto nadchodzą dni, kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź." (Jer 33,14)
"Nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie." (Łk 21,28)