Radość Ojca - IV Niedziela Wielkiego Postu
Liturgia niedzieli radości (laetare) podaje nam do rozważenia przypowieść o miłosierdziu Ojca. Ten fragment Łukaszowej Ewangelii należy czytać w kontekście poprzednich historii: o zagubionej owcy (Łk 15,4-7) i drachmie (Łk 15,8-10). To swego rodzaju tryptyk, którego myśl przewodnią stanowi radość z odzyskania tego, co zaginęło, przepadło, definitywnie zostało zniszczone, zgładzone, zabite, zgubione (gr. apollymi).
Zaprasza wszystkich
Pan Jezus mówi nam, że Bogu zależy na zbawieniu każdego zaginionego. Boża akcja ratunkowa adresowana jest do wszystkich. Jest uniwersalna. Świadczy o tym sam tekst, gdy weźmiemy pod lupę biblisty jego gramatykę: owca w języku greckim ma rodzaj nijaki; drachma jest rodzaju żeńskiego; syn rodzaju męskiego; zwierzę, rzecz, człowiek wskazują na całość stworzenia; do radości zapraszani są przyjaciele i sąsiedzi (rodzaj męski, liczba mnoga), przyjaciółki i sąsiadki (rodzaj żeński, liczba mnoga), a w końcu cały dom. Warstwa literalna opowiadań pokazuje, że nikt nie jest wyłączony. Miłość znajduje zawsze miejsce dla innych, zaprasza do bycia razem, nie wyklucza...
«Moje dziecko...»
Radości z odzyskania ukochanej osoby nie da się przeżywać «tak troszkę», z umiarem, zachowując reguły dobrego wychowania i nienagannych manier. Ojciec wzrusza się na widok wracającego syna, wybiega naprzeciw niego, rzuca mu się na szyję i całuje go (por. Łk 15,20). Cieszy się szczęściem najdroższego dla niego stworzenia. Na bok idą wszystkie konwenanse, bo odzyskuje osobę, za którą tęsknił, przez którą nie mógł zmrużyć oka z troski. Przecież wcześniej patrzył jak dorasta, jak staje się coraz bardziej samodzielny.
Gdzie savoir vivre?
Ktoś mógłby skomentować: «phi, przecież tak nie wypada». Ale na taki głos stać jedynie zimnego obserwatora, niezaangażowanego w sprawy rodziny. Bo jeśli umiem sobie powiedzieć w momencie największego szczęścia «Uspokój się!» i to zadziała, to albo moja miłość jest słaba (nie «z całego serca», por. Mk 12,30-31), albo strata wcale nie była taka dotkliwa, albo też osoba nie była priorytetem, a rozstanie z nią nawet mnie nie wzruszyło. Dawid z radości tańczył przed Arką Przymierza, za co wzgardziła nim ukochana Mikal (2Sm 6,12-23). Chrystus mówi o radości aniołów Bożych w niebie, także o radości Ojca. Powiedzenie takim osobom: «Zachowujcie się, bo nie wypada! Stanowisko i godność urzędu wam na to nie pozwala» byłoby co najmniej zuchwałe i gorsze od postawy Marty, która w domu w Betanii próbowała podporządkować sobie Pana Jezusa: «Powiedz jej, żeby mi pomogła» (Łk 10,40). Mówić Bogu i Niebu, jakie mają mieć maniery, to raczej faux pas ze strony człowieka...
Po prostu cielę...
Niebagatelny w przypowieści jest wątek «utuczonego cielęcia». Ten zwrot powtarza się trzykrotnie jak mantra. Ojciec nie nakazuje zabić tak po prostu zwierzę, ale ubić je rytualnie, złożyć w ofierze. Tak zwykło się robić, by podziękować za coś Bogu (greckie słowo thyō znaczy «spalić na ofiarę, złożyć ofiarę, zabić ofiarę»). Ojcu chodziło o dziękczynienie Bogu za powrót zagubionego syna. Ofiara z cielęcia (bądź kozła, baranka) była dla Boga. Spalano dla Niego tylko część tłuszczu zwierzęcia. Wracała też do Niego krew ofiarna, której nie można było spożywać ludziom. Mięso natomiast służyło do zorganizowania biesiady. «Cielę utuczone» wskazuje na hojność i wielkość wdzięczności ofiarującego.
Ten "porządny"
Bardzo interesująca jest jednak przewrotność starszego syna. Pewien szczegół może umknąć niewprawnemu czytelnikowi. Starszy syn reinterpretuje wydarzenia i przypisuje ojcu grzech bałwochwalstwa. «Kazałeś zabić dla niego utuczone cielę» (Łk 15,30). W oczach «porządnego» syna, uczta wyprawiona przez ojca, jest aktem idolatrii. Dlatego też niejako rzuca mu w twarz oskarżenie: «Ty ubóstwiłeś mojego młodszego brata i jemu oddajesz boską cześć». To nawiązanie do ofiar, także z ludzi, składanych bożkom, o których czytamy wiele razy w Starym Testamencie. Starszy syn dodaje, że jego brat roztrwonił połowę życia ojca (gr. bios) z nierządnicami. Przesuwa w ten sposób akcent przestępstwa brata na aspekt moralny. Ale w gruncie rzeczy to to samo, o co oskarża ojca. Zdrada prawdziwego Boga była traktowana jako nierząd. Nie dziwi więc fakt, że starszy syn uderza w nutę rozwiązłości seksualnej swojego młodszego brata.
Kto się jeszcze zagubił?
Sprawa cielęcia ujawnia, że nie tylko młodszy syn zagubił się w dalekich stronach (jak owca, która odłączyła się od stada). Zagubiony jest także starszy syn (greckie słowo presbyteros, którym dzisiaj określa się także kapłana), ten «porządny». Nieco inaczej, bo zatracił się w rodzinnym domu (jak drachma pewnej kobiety). Pierworodny nie widzi już piękna bycia dziedzicem, nie zachwyca go to, co ma, dzięki ojcu. Ten starszy syn robi afront tacie. Nie chce wziąć udziału w przyjęciu. Rodzic wychodzi po niego, a pamiętajmy jak w innej przypowieści zostają ukarani niewdzięczni goście (por. Mt 22,2-7). Swój żal wylewa w progu domu, gdzie trwa uczta: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi» (Łk 15,29). Traktuje siebie jako niewolnika (greckie słowo douleuō oznacza służyć, być niewolnikiem). Bycie synem jest dla niego synonimem obowiązku i wierności «regułom domu». Suche, ale pewne... byle jakie, ale stabilne...
W tym dramatycznym momencie kończy się opowieść. Bo Jezus zna swoich słuchaczy. To faryzeusze i uczeni w piśmie. Pogardzający grzesznikami; zuchwali w mówieniu, jak Bóg powinien postąpić z niewiernymi. Dla nich też jeeeeszcze są otwarte drzwi, a Ojciec wychodzi i zaprasza ich do swej radości...
Ks. Michał Gogól
Papieski Uniwersytet Gregoriański
w Rzymie