Rozmowa z ks. Markiem Cudą
Kontynuując wakacyjny cykl wywiadów z kapłanami, którzy w tym roku obejmują nowe funkcje, w tym tygodniu przepytaliśmy ks. Marka Cudę - administratora parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Wysokiej. Ostatnio ks. Marek pracował jako wikariusz w parafii św. Józefa w Sosnowcu.
Jak został Ksiądz przyjęty przez wiernych parafii Wysoka?
To było przyjęcie iście królewskie – nie spodziewałem się czegoś takiego. Na inaugurację, która odbyła się 7 lipca, przybyli sołtysi, delegacje Straży Pożarnych, Koła Gospodyń, młodzieży, dzieci. Odkąd tu jestem odczuwam wielką życzliwość, dobroć, serdeczność i otwartość. Na pewno na bliższe poznanie przyjdzie jeszcze czas – szansą do tego będzie chociażby kolęda. Będę także uczył w szkole co pogłębi kontakt nie tylko z dziećmi, ale i rodzicami.
Jakie ma Ksiądz plany duszpasterskie i jak postrzega swoją pracę z tymi ludźmi?
W kazaniu podczas instalacji powiedziałem, że pierwszym obowiązkiem księdza jest prowadzenie ludzi do świętości, ale musi się to działać w dwie strony – także ludzie muszę pomagać kapłanowi w jej zdobywaniu. Na pierwszym miejscu musi być droga do Boga przez sakramenty – przede wszystkim Mszę św. i spowiedź. Od strony duszpasterskiej moja praca nie będzie się różnić od dotychczasowej w randze wikariusza. Znacznie większa jest tylko odpowiedzialność – ta duchowa, za powierzonych ludzi i ta administracyjna, za sprawy materialne. Na pewno będę kontynuował działania poprzedników, szczególnie ostatniego z nich, ks. Andrzeja Wieczorka. Z nowych duszpasterskich inicjatyw chciałbym w każdą sobotę przed Mszą św. dać ludziom okazję do prywatnej adoracji Najświętszego Sakramentu.
A sprawy materialne?
Trzeba upiększać kościół, podejmować drobne remonty i naprawy. Czeka nas pewnie malowanie świątyni, remontuję także ogrodzenie cmentarza.
Którzy księża z dotychczasowych parafii stanowią szczególną inspirację w Księdza posłudze?
Przez 23 lata kapłaństwa miałem tylko 4 proboszczów – śp. ks. Eugeniusza Stępnia w Będzinie – Łagiszy, ks. Mariana Jankowskiego w Wojkowicach – Żychcicach (pracowałem tam aż 9 lat), ks. Tadeusza Kamińskiego w parafii św. Floriana w Sosnowcu – Zagórzu i w końcu ostatnio ks. Donata Manterysa w sosnowieckiej parafii św. Józefa. Mogę powiedzieć, że miałem szczęście do dobrych proboszczów i od każdego z nich mogłem się wiele nauczyć. Zaczerpnięte wzory będę przenosił w swoją obecną pracę.
A kiedy przyjdzie się zwracać o pomoc i wsparcie nieba czyjego wstawiennictwa szczególnie będzie Ksiądz upraszał?
Moje życie, zwłaszcza kapłańskie, układało się zawsze w bliskości Matki Boskiej – moja rodzinna parafia oddalona jest o 5 km od Piekar Śląskich, gdzie często pielgrzymowałem. Także dwie pierwsze parafie, w których pracowałem miały wezwania maryjne. W Seminarium wpadła mi w ręce książka Karola Wojtyły "Brat naszego Boga" o św. Bracie Albercie (wtedy jeszcze Słudze Bożym) i ta postać także mnie zainspirowała i inspiruje do dziś. Jego charyzmat jest szczególnie aktualny dzisiaj, kiedy trzeba wychodzić do najbiedniejszych, których nie brakuje w każdej parafii.
Dotychczas pracował Ksiądz w większych parafiach, głównie miejskich, teraz trafia Ksiądz do niewielkiej parafii na wsi. Jakie widzi Ksiądz różnice?
Dużo większe jest zainteresowanie parafią, ale także samym księdzem. Powiedziałem na instalacji, że plebania jest otwarta dla wszystkich ludzi i grup. Chcę z nimi dzielić ich radości i troski.
Boi się Ksiądz czegoś w tej posłudze?
Na pewno jestem wypełniony "Bożym lękiem" – gdyby go nie było oznaczałoby to brak pokory. Ale pomaga świadomość, że jako kapłan nie jestem sam – jest w mojej pracy i życiu Pan Jezus. Mieszkając na plebanii przylegającej do kościoła mam go dosłownie tuż obok, za ścianą, niemal na wyciągnięcie ręki. To także chcę przekazać ludziom – że żaden z nas nigdy nie jest sam!
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK