Rozmowa z ks. Włodzimierzem Machurą
Co roku przybliżamy wiernym diecezji sosnowieckiej księży, którzy objęli jako proboszczowie i administratorzy nowe parafie. W tym roku nasz cykl rozpoczyna rozmowa z ks. Włodzimierzem Machurą - proboszczem parafii św. Wojciecha w Czeladzi. Za tydzień zamieścimy wywiad z ks. Anatolem Bujakiem - nowym administratorem w Chlinie, a za dwa tygodnie - z ks. Adamem Gołębiem, który administruje parafią Nawiedzenia NMP w Sosnowcu.
To niespotykana sytuacja, że wikariusz parafii zostaje w niej administratorem, a następnie proboszczem...
Faktycznie przeszedłem tutaj wszystkie etapy pracy – jako wikariusz i katecheta z dwoma proboszczami, następnie sam na parafii jako administrator i w końcu proboszcz. Zwłaszcza drugi etap był trudny – trzeba było zarządzać parafią, jednocześnie wykonując wszystkie obowiązki duszpasterskie księdza wikarego. To było wyzwanie psychologiczne – jak sobie poradzę, czy czegoś nie zawalę... To parafia, w której jest konieczność pracy dwóch kapłanów. Mocno wspomógł mnie w tym czasie ks. Rafał Stępniewski.
Co się zmieniło w postrzeganiu wiernych i swojej pracy przy tym "awansie" na administratora?
W postrzeganiu parafian nic się nie zmieniło – ci ludzie przychodząc budują Kościół, wspólnotę. Ja dla wielu z nich byłem już "księdzem proboszczem". Ale zakres pracy zmienił się zdecydowanie – doszła cała gama spraw gospodarczych, odpowiedzialność rozszerza się na inne pola, a jednocześnie nie można zaniedbać nic z dotychczasowej pracy.
W krótkim czasie jest Ksiądz tutaj trzecim proboszczem...
Na pewno każda parafia potrzebuje stabilizacji – to zupełnie naturalne. Wierni potrzebują osoby odpowiedzialnej za wspólnotę, posłanej przez Biskupa...
...a Księdzu tutaj dobrze i nie zamierza prosić Biskupa o przeniesienie?
Nie zamierzam. Wyznaję zasadę, że Bóg przez Księdza Biskupa wyznacza nam zadania – jeśli tu jestem posłany znaczy, że jestem potrzebny właśnie tutaj. Szukanie innych obowiązków w innym miejscu jest bez sensu. Patrzę na kapłaństwo jako sposób życia polegający na wypełnieniu tego, do czego powołuje mnie Bóg i Kościół. Jestem tu po to, by po ludzku czynić wszystko co mogę, a jednocześnie prosić Boga o pomoc.
Zatem w które kolejne miejsca pracy Bóg Księdza powoływał i co Ksiądz wyniósł z tych etapów wikariuszowskiej posługi?
Moją pierwszą parafią w 1992 roku była wspólnota Matki Bożej Nieustającej Pomocy na Osiedlu Stałym w Jaworznie. To cudowne doświadczenie uczenia się kapłańskiej pracy pod okiem wspaniałego proboszcza, ks. Józefa Lendy. Tam też poznałem ruch spotkań małżeńskich i jego członków, z którymi do tej pory utrzymuje serdeczne relacje. To moi przyjaciele, na których mogę liczyć. Każdy kapłan potrzebuje zaplecza duchowego, ale i ludzkiego – ludzi, którzy są i dają świadomość, że jest się potrzebnym, ludzi bliskich, o podobnych wartościach i postrzeganiu świata. Po 5 latach w Jaworznie trafiłem na 9 lat do parafii św. Stanisława w Czeladzi, gdzie proboszczem był śp. ks. Mieczysław Oset. W tamtym czasie podczas pielgrzymek, odpustów, spotkań poznałem wielu moich obecnych parafian. Następnie 4 lata posługiwałem w parafii św. Jana Kantego w Jaworznie-Niedzieliskach, gdzie proboszczem był ks. Władysław Strojek i kolejne 4 lata w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Dąbrowie Górniczej-Strzemieszycach u ks. proboszcza Zbigniewa Książka. W 2014 roku wróciłem do Czeladzi i po raz pierwszy przyszedłem na parafię, gdzie byłem sam z proboszczem – najpierw z ks. Stanisławem Roznerem, a później z ks. Sławomirem Roznerem. Dotychczas pracowałem w większych lub mniejszych składach – w Jaworznie było 5 wikarych, w Czeladzi – 4, w Jaworznie i Strzemieszycach – 2. To zupełnie inne doświadczenie w podziale pracy.
Jak doświadczenia współpracy z proboszczami przenosi Ksiądz na swoją współpracę z wikariuszem?
Gdy patrzę na historię mojego kapłaństwa mogę powiedzieć, że miałem szczęście do proboszczów, łącznie z tymi, którzy towarzyszyli mi w mojej rodzinnej parafii w Targoszycach: śp. ks. Eugeniuszem Kokoszką i obecnym ks. Januszem Rakoczym. Teraz ja uczę się tej współpracy – mogę powiedzieć, że chciałbym być dobrym proboszczem dla parafii, w ścisłej współpracy z księdzem wikariuszem.
Wspomniał Ksiądz o Ruchu Spotkań Małżeńskich. Co to za wspólnota?
Ruch w naszej diecezji działa od prawie 20 lat. Przez swoje przesłanie jest ściśle zakorzeniony w życiu małżeńskim – poza modlitwą i formacją jest nastawiony na rozwiązywanie konkretnych problemów i trudności codziennego życia rodzinnego. To wspaniała odpowiedź na dzisiejsze czasy, kiedy ludzie szukają rzeczy przynoszących wymierny skutek. Małżeństwa wspierają się nawzajem pokazując drogę wyjścia z różnorakich trudności i przez trwanie związku dając świadectwo dla innych. Ruch pomaga w budowaniu wzajemnych relacji między małżonkami oraz z dziećmi. "Rodzina jest drogą Kościoła" – to prawda, którą musimy stale odkrywać. Jeśli Kościół, sam będąc rodziną dzieci Bożych, nie wejdzie w rodziny, zatraci swoją misję. W ramach ruchu oferujemy różnorakie formy: wyjazdy wakacyjne, rekolekcje weekendowe, kursy dla narzeczonych, spotkania w małych grupach, zaangażowanie w kursy Alpha. Bardzo bym chciał taką wspólnotę zbudować w naszej parafii.
Czego Ksiądz może się nauczyć przebywając z rodzinami?
To umocnienie w kapłaństwie. Widząc jak wiele trudności mają w życiu i pokonują je człowiek dostaje sił do pokonywania swoich problemów. Jeśli oni są wierni w małżeństwie, to i mnie ich przykład umacnia w wierności kapłaństwu. Doświadczenie ich trudności sprawia, że lepiej ich rozumiem, odczuwam czym żyją i łatwiej mi trafić do nich z przesłaniem Ewangelii.
Czy parafia św. Wojciecha w Czeladzi to trudne wyzwanie dla kapłana?
To normalna parafia Zagłębia z ok. 20% frekwencją na niedzielnych Mszach św. Żyjemy w takich czasach, że określenia parafii jako "trudna" czy "dobra" powoli tracą sens – wszyscy widzimy i słyszymy jaka jest rzeczywistość wokół nas, w całej Polsce, nawet w tradycyjnie bardziej pobożnych rejonach. Moją misją jest pracować, tak, aby zostać zbawionym. Żeby tak było muszę wypełnić zadanie, do którego posłał mnie Jezus. Siłę do działania znajduję właśnie w tym, że to działanie dla mojego zbawienia. Jeśli Bóg pobłogosławi – będzie odzew w ludziach i możliwość pociągnięcia ich do Boga. Dostrzegam wiele zaanagżowanych osób, z chęcią praktykujących swoją wiarę - to budzi nadzieję. A jednak wielu ludziom brakuje dziś konsekwentnej wiary – tracą więź z Kościołem, praktykują nieregularnie, od święta. Gdy w ubiegłym roku nie było pierwszej Komunii św. – w kościele niemal nie było dzieci, nie było rodziców. Co wcale nie przeszkadzało w dzwonieniu, by spytać się o termin przyszłorocznej Komunii – przecież trzeba wynająć salę... To postawienie sprawy na głowie. Dziś często Bóg przestaje być ważnym, to czas oddzielania wiary od postawy życiowej, często udawania, niekonsekwencji. Godzina w tygodniu jeśli się wierzy i kocha – to nie może być problem. Trzeba się modlić o Bożą interwencję w ludzkich sercach, dawać osobiste świadectwo życia kapłańskiego i zachęcać – budować grupy ministranckie, oazowe, promować wspólnoty w czasie przygotowania do bierzmowania. W czasie Światowych Dni Młodzieży zebrała się grupa 14 wolontariuszy, głównie studentów i pracujących. Dobrze byłoby, żeby był to zaczyn jakiejś wspólnoty.
To troski duchowe, a te materialne?
W każdej parafii potrzeby są spore, a środków wpływa coraz mniej. Kontynuuję zwyczaj poprzedników podając co tydzień w ogłoszeniach wysokość ofiar zebranych na tacę w poprzednią niedzielę. Z tych pieniędzy poza bieżącymi opłatami świeckimi i kościelnymi trzeba wykonywać wszelkie inwestycje. Przed przyjściem wikariusza przeprowadziłem ciągle trwające prace remontowe na plebani. Trzeba pomyśleć o ogrzewaniu kościoła i zmianie jego otoczenia. Pomysły są – trzeba znaleźć środki i ustalić kolejność.
Każdy ksiądz w diecezji ma pewną pasję czy cechę, z którą jest kojarzony. W przypadku Księdza wskazałbym patriotyzm. Jak się Księdzu podziwia umiejscowiony tuż przy wjeździe na plac parafialny mural upamiętniający żołnierzy wyklętych?
To bardzo budujące i piękne przesłanie, dzisiaj bardzo na czasie. Warto doceniać ludzi, którzy walczyli do końca, nie sprzedali się – woleli zginąć niż się poddać. Wiele zawdzięczamy tej ich postawie i wierności. Ale jako ksiądz zawsze podkreślam, że patriotyzmu nie można oddzielać od wiary. Bóg, Honor, Ojczyzna – dopiero to zestawienie ma najgłębszy sens. Patriotyzm musi wyrastać z wiary – pięknie byłoby, gdyby ci, którzy to malowali, mieli kontakt z Bogiem. Od samego początku nasza państwowość związana jest z wiarą o czym przypomina rocznica 1050-lecia Chrztu Polski. Prawdziwy Polak powinien być katolikiem, a prawdziwy katolik na tej ziemi – Polakiem. Aby tak było potrzeba wielkiej świadomości jednego i drugiego.
Czy zatem wśród Księdza ulubionych świętych, do których ma Ksiądz szczególne nabożeństwo, znajdują się polscy święci?
Często modlę się do błogosławionego Michała Kozala i męczenników Dachau. Codziennie wspominam świętych Wojciecha i Stanisława, św. Jadwigę – króla Polski, św. Andrzeja Bobolę, św. Jana Pawła II – oni wiele dali Kościołowi i Ojczyźnie.
A co robi Ksiądz w czasie wolnym?
Rok administrowania i katechizowania to była nieustanna praca. Teraz będzie troszkę więcej wolnych chwil. Lubię czytać książki, zwłaszcza historyczne o początkach naszej państwowości, początkach średniowiecza i II wojnie światowej. Cieszy mnie, że będę miał czas na wyjazdy rekolekcyjne z Ruchem Spotkań Małżeńskich – to bardzo budujący czas.
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK