Sylwestrowo-bezalkoholowo w Sławkowie
Coś się światu pomyliło: nie 22 czerwca, a 31 grudnia przyniósł nam najkrótszą noc w roku. Czyżby prawdziwa noc świętojańska? Wszyscy goście sławkowskiego Domu Strażaka byli zgodni: świt przyszedł za wcześnie, co więcej: żadna czerwcowa noc nie mogłaby być gorętsza. Bądźmy jednak spokojni: nie czarownice, rusałki i dziwożony były sprawcami kalendarzowych zawirowań, a organizatorzy i uczestnicy Bezalkoholowego Balu Sylwestrowego, którzy wspólnie stworzyli niepowtarzalną jakość spotkania, na którym stary rok łączył się z młodym. Taka noc nigdy nie będzie dość długa.
Uściślijmy fakty: 31 grudnia, ok. godz. 20.00, w Domu Strażaka, 150 osób zostało zaproszonych do tańca. Wszyscy zdrowi na ciele i umyśle, wszyscy trzeźwi. Tańczyli. Najmłodszy tancerz miał 10 lat, najstarszy tej jednej nocy również był bardzo młody. Zaczęło się uroczyście i rodzinnie: był polonez, który pierwszy ukazał piękno przybyłych par, a po nim rękojmia przyjaznych intencji: obiad przy wspólnym stole. A dokładnie przy ośmioosobowych stolikach otaczających parkiet. Jeśli ktoś nie znał jeszcze wszystkich swoich sąsiadów, teraz mógł przekonać się, jak wiele przyjemnych interakcji wciąż przed nim, a gdy uwaga sali znów skupiła się na parkiecie, rytm poznawania podyktowała już sama muzyka. I tu należy wspomnieć o dwóch takich, co sprawili, że nawet najbardziej nieśmiały członek tej sylwestrowej rodziny tańczył śmiało naprzeciw szybko zmieniających się partnerów. Dwaj „Ale Wodzireje" od tego momentu do samego rana proponowali uczestnikom konkursy i integracyjne tańce, w które naprawdę trudno było się nie włączyć. Były rytmy greckie, kubańskie, belgijskie i... no cóż - nie sposób przecież wszystkich wymienić, ale wygląda na to, że można niemal wszystkich zadowolić. By zejść z parkietu, potrzeba było ogromnego samozaparcia i może jeszcze silnej pokusy w postaci wyśmienitego jedzenia. Na zmęczonych smakoszy czekał szwedzki stół, który mile zaskakiwał połączeniem swojskości i egzotyki, a także czekoladowe „fondue" z owocami i bitą śmietaną. Słodycz tego deseru na długo pozostanie w naszej pamięci.
Stary rok pożegnaliśmy blaskiem zimnych ogni, nowy przywitaliśmy gorącymi życzeniami. Duch czasu się zmieniał, a jednak nie historia była teraz najważniejsza, tylko osoby, które z nami ją tworzyły. Początek Nowego Roku był więc momentem wzajemnej życzliwości. Był także najlepszą chwilą, by okazać wdzięczność temu Duchowi, który był Osobą i zarazem Twórcą nas i czasu. Tuż po północy modliliśmy się wspólnie, wdzięczni za to, że kolejny rok Miłość podtrzymuje nas w istnieniu, przekazując nam świat w zarządzanie. Specjalne podziękowanie należy się dwom przybyłym na bal kapłanom: bez ich błogosławieństwa to zarządzanie mogłoby się skończyć katastrofą, na którą żaden dzielny strażak ze sławkowskiej remizy nie mógłby nic poradzić.
Nad ranem w domu strażaka zapłonął ogień: na parkiecie zebrały się pary darzące się iskierką gorętszego uczucia, by odpalając od pierwszego małżeństwa trzymaną w ręku świecę, zostać poruszonym i pociągniętym do walca, a podczas unoszenia się i opadania, utrzymać wspólny płomień. Ładny był to taniec i piękne zakończenie nocy sylwestrowej.
Wielkie brawa dla organizatorów: Wspólnoty Dorosłych oraz Domowego Kościoła z Ruchu Światło-Życie, a także grupie „alewodzireje.pl". Może za rok znowu ogłoszą bal?
Katarzyna Olszewska
Foto: Marek Nackowki, Renata Iwaszenko