Cyrenejczycy z diecezji sosnowieckiej - refleksje po peregrynacji
Zakończyła się peregrynacja Symboli Światowych Dni Młodzieży w diecezji sosnowieckiej. Na ile było to możliwe relacjonowaliśmy kolejne etapy wędrówki Krzyża i Ikony po parafiach, szkołach i innych miejscach. Teraz przyszedł czas na kilka słów refleksji i zamyślenia nad tym, czego było nam dane doświadczyć.
ZWYKŁY KRZYŻ
"Zwykły, odrapany, wyróżniający się jedynie wielkością" – tak podsumowała swoje pierwsze wrażenia o Krzyżu ŚDM po uroczystości peregrynacji moja mama. I rzeczywiście – ten Krzyż nie jest imponujący. W wielu kościołach, zwłaszcza tych zabytkowych – także w naszej diecezji, stoją ładniejsze: bogate, złocone, stanowiące popis sztukaterii, przejaw kunsztu i geniuszu rzemiosła. Jedyne co przydaje mu charakteru to odrapania i szramy przypominające ile przejechał i przeszedł, ile rąk go dotykało.
Dlaczego taki zwykły? Żeby był prawdziwszy. Żeby był tak samo prosty i zwyczajny jak ten, na którym umierał sam Jezus. Żeby kontemplować znak w czystej, skondensowanej formie, a nie skupiać się na dodatkach, kwestiach drugo- czy trzeciorzędnych. Przywykliśmy do krzyży jako ozdóbek, nie rażą nas zanadto bogate w zdobienia i powieszone między koralikami na szyjach czy w kolczykach w nosach i uszach osób niemających z wiarą nic wspólnego. Przywykliśmy do Krzyży, które mają "zdobić mieszkanie". Krzyż staje się dekoracją, biżuterią, symbolem religijnego folkloru. Naprzeciw temu wychodzi przed nasze oczy Krzyż w najprostszej wersji – niemal autentyczne narzędzie tortur i symbol okrutnej śmierci. Symbol miłości.
Ale skoro tak, to czemu bez figury Chrystusa, która chyba najbardziej pobudza nas do przeżywania Chrystusowej Męki, która – jeśli dobrze wyrzeźbiona – potrafi poruszyć wyobraźnię, roztkliwić serce? Bo to Krzyż zmartwychwstania. Będąc znakiem męki i hańby pusty Krzyż staje się znakiem zwycięstwa Chrystusa. I przypomina nam o naszych krzyżach codzienności, o naszych kłopotach, chorobach i grzechach, które tam na Golgocie zostały przybite po to, by zatriumfowało życie i zdrowie. Jezus nie pozostał na Krzyżu, nie pozostał w grobie. Jest z nami tu i teraz. Jeden z byłych więźniów Oświęcimia relacjonował: "Esesmani powiesili kiedyś dwóch Żydów i małego chłopca w obecności zgromadzonych więźniów obozu. Mężczyźni umarli szybko, agonia chłopca trwała pół godziny. – Gdzie jest Bóg?! Zapytał wtedy ktoś z szeregu. Odpowiedź padła od razu: - Gdzie On jest? Jest tutaj... wisi na szubienicy". Gdy twoje ciało, serce i dusza umęczone są samotnością wiedz, że od czasu krzyża na pytanie "gdzie ON jest" jest tylko jedna, zrodzona z cierpienia odpowiedź: "jest TUTAJ".
WZROK MATKI
"Matka szczęśliwa
Stópki obmywa
Na najtrudniejszą z dróg.
Zanim w rozpaczy
Przyjdzie zobaczyć
Krew z przebijanych nóg.
Ciałko spłukane
Wyciera sianem,
W słodkim zapachu łąk,
Zanim na wzgórzu,
W skwarze i kurzu
Przytkną gwoździe do rąk."
To fragment przejmującej kolędy Jacka Kaczmarskiego. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego obok Krzyża nie stoi pieta bądź wizerunek z nurtu "stabat Mater" lecz Ikona z małym Jezusem. Wtedy przypomniałem sobie ten utwór...
Kontemplując tę Ikonę stojącą pod Krzyżem mam poczucie ogarnięcia pełni historii zbawienia dokonanej w Jezusie z towarzyszeniem Jego Matki. U Boga trwa nieustanne teraz, czas nie ma tu znaczenia. Świadomość śmierci wpisana jest w ich poważne, pięknie napisane przez artystę twarze. Ich wzrok nie wyraża jednak cierpienia lecz nadzieję i miłość. Na tych rękach Maryi jesteśmy my wszyscy. My, którzy często umieramy dla Boga żyjąc dla świata, w których więcej złości i gniewu niż miłości. Patrząc w Jej oczy możemy powiedzieć "Twój Syn żyje! Ja żyje".
CYRENEJCZYCY CZY APOSTOŁOWIE?
Patronem tej peregrynacji mógłby śmiało zostać Szymon z Cyreny. Wielu do niesienia Krzyża i trwania przy nim było przymuszonych – zwłaszcza młodych, spośród których część odbębniała po prostu kolejny etap przygotowań do bierzmowania. I jak Szymon nie była świadoma w czym uczestniczy. Wielu – niezależnie od wieku – uczestnicząc w spotkaniach zmarnowało ten czas, nie dosięgli głębi, nie otworzyli serc na oścież, aby przewietrzył je powiew Ducha Świętego. Jednak najliczniejsza grupa to ci, którzy w ogóle nie uczestniczyli w peregrynacji – nie wiedzieli o niej, nie chciało im się, szkoda im było czasu, nikt ich nie zachęcił.
Nie będę odkrywczy, kiedy powiem, że najbardziej brakowało w świątyniach młodzieży. Wiele osób zwracało na to uwagę, komentując zdjęcia z różnych parafii i ubolewało, że to przecież Ci, z myślą o których robione są Światowe Dni Młodzieży, powinni być peregrynacją najbardziej zainteresowani. A przy Krzyżu chętniej gromadziły się starsze kobiety i mężczyźni, bezcenny rezerwuar Kościoła na który zawsze można liczyć.
Wielu tak spośród starszych, jak i młodszych przeżyło ten czas mocno, często mocniej niż się spodziewali – dotykając Krzyża i modląc się pod nim pozwolili dotknąć się Krzyżowi. Patrząc na Maryję poczuli Jej spojrzenie. Co zrobić z tak wspaniałym doświadczeniem? Nieść je dalej! To zadanie dla młodych, ale także dla tych starszych – tych, którzy pod Krzyżem zastępowali swoje dzieci i wnuki pogubione na drogach życia. Ten szczególny Krzyż to wezwanie do ewangelizacji i modlitwy. Trzeba nieść Chrystusa tym, którzy o Nim zapomnieli, być apostołami, świadkami wobec diecezjalnych Cyrenejczyków i tych, którzy nawet przymusić się nie dali. Orędzie o Jego miłości musi dotrzeć do dzieci, wnuków, współmałżonków, narzeczonych, przyjaciół, sąsiadów i kolegów z pracy. Tych młodych, bo to ma być ich czas, ale i wszystkich innych. Nie stawiajmy swojego światła pod korcem! Módlmy się i działajmy, choćby włączając się w duchowe przygotowania do Światowych Dni Młodzieży, które trwają we wszystkich dekanatach. Spotkanie z Krzyżem i obecność Maryi do tego właśnie miały umocnić. Odważysz się?
j.c.