Dali Kościołowi kapłanów
Podobnie jak co roku na swojej pielgrzymce w sosnowieckiej Katedrze zgromadziły się osoby, którym winniśmy szczególną wdzięczność – rodzice i dziadkowie kapłanów naszej diecezji. Mszy św. w ich intencji oraz nabożeństwu przewodniczył Ksiądz Biskup Grzegorz Kaszak.
W homilii Ksiądz Biskup przybliżał postać patrona dnia – św. Franciszka z Asyżu, opisując jego duchową przemianę i drogę do świętości, na której nie mógł liczyć na wsparcie swoich najbliższych. Biskup podawał też świętego zakonnika jako przykład na to, że nasze czyny muszą iść w parze z tym, czego nauczamy.
Biskup apelował także do rodziców o szczególną pamięć modlitewną. "Wiecie jaki jest ten świat, ile niesie niebezpieczeństw. Nie zawsze jest przychylny, zwłaszcza dla tych, którzy głoszą Ewangelię i mówią o Jezusie. (...) Dzięki modlitewnemu wsparciu św. Franciszek mógł dokonać tak wielu dzieł – dokonał rzeczywistej naprawy Kościoła. (...)" – mówił Ksiądz Biskup. "Dziękuję z całego serca za to, żeście swoje pociechy Panu Bogu oddali. Dziękuję, że w Waszych domach potrafiliście wytworzyć taką atmosferę, iż zrodziło się powołanie do życia kapłańskiego czy zakonnego. Dziękuję także za to, że obecnie za nich się modlicie. Proszę także, byście do swoich modlitw dołączyli jeszcze jedną – za tych, do których zostają posłani, czy to w szkole, czy na ulicy. Niech Bóg za wszelkie wasze poświęcenie i wyrzeczenie (...) hojnie Wam wynagradza!" – zakończył swoje rozważanie Biskup.
Po Eucharystii wszyscy zebrani przeszli na grób Księdza Biskupa Adama Śmigielskiego, aby w przededniu 6. rocznicy śmierci polecić Bogu pierwszego pasterza diecezji sosnowieckiej. Nikogo nie trzeba było szczególnie zachęcać do modlitwy przy grobie tego, który wielu ich synów wyświęcił na kapłanów – jeszcze przed Mszą św. wielu z nich gromadziło tutaj zapalając znicze i szepcząc "Wieczny odpoczynek...".
Następnie tradycyjnie spotkano się w Domu Katolickim przy kawie i ciastku, w towarzystwie zespołu muzycznego z Kosmolowa, który przedstawiał ks. Jacek Sablik, administrator miejscowej parafii.
"Postawa rodziców – ich modlitwa i uczestnictwo w Liturgii – mają ogromny wpływ na kształtowanie się kapłańskiego powołania. Choć moi rodzice sami ciężko pracowali zawsze dbali o to, żebym był obecny na Mszy św. i nabożeństwach, a swój czas poświęcał przede wszystkim Bogu " – podkreślał wdzięczność swoim rodzicom ks. Jan Rogowski, który dziś wraz z rodzicami obecny był na spotkaniu.
O reakcji na powołanie dzieci
i istocie powołania do bycia matką kapłana
rozmawialiśmy z p. Jolantą Makowską-Lech –
mamą ks. Marcina Lecha i kl. Przemysława Lecha:
Ma Pani jedynie dwójkę dzieci i obaj wybrali drogę życia kapłańskiego. Jakie to uczucie dla matki?
Ich powołanie to ogromne zdziwienie, pomieszane z jednej strony z radością, a z drugiej – ze zmartwieniem. Pozwoliło ono jednak ponownie mocno zwrócić oczy na Pana Boga – dlaczego oni? Co takiego w nich jest? Ale jeśli Bóg chciał ich mieć, to znaczy, że bardzo im zaufał. A jednocześnie zaufał nam. My nijako przy okazji dostaliśmy nowe powołanie – do bycia rodzicami księży.
Który moment jest najtrudniejszy – samo powiedzenie o planach, czy może święcenia, które nieodwołalnie uczyniły z syna kapłana?
Nigdy nie stawaliśmy im na drodze, gdyż z Bogiem się nie walczy. Święcenia diakonatu i święcenia kapłańskie to były ważne, wzruszające momenty. Ale powołanie, droga do kapłaństwa i samo kapłaństwo to rzeczywistość bardzo dynamiczna – wiele się zmienia i w tym cały czas trzeba im towarzyszyć. Tak realizuje się to nasze nowe powołanie. Nadal są naszymi dziećmi i nadal są tylko ludźmi, którzy mają radości i problemy. Wspieramy ich na odległość, ale wierzę, że rola modlitwy jest ogromna.
Jaką rolę odgrywa dom rodzinny w kształtowaniu się powołania?
Modlitwa była w naszym domu obecna od samego początku. Jako dzieci Marcin i Przemek lubili książki i bardzo chcieli, aby im czytać. Kiedy byli mali kupiliśmy "Biblię dla najmłodszych" z obrazkami i zawsze w niedzielę czytaliśmy jakiś fragment, potem o nim rozmawiając. Towarzyszyliśmy im też w modlitwie wieczornej i porannej, przybliżaliśmy do Kościoła, pokazywaliśmy nabożeństwa (pamiętam, że szczególnie pokochali Gorzkie Żale!). I tak się zaczęło – obaj zostali ministrantami i trafili pod opiekę księży, którzy wspierali ich. Nimi także posłużył się Bóg, żeby pomóc wybrać właściwą drogę.
Już wtedy zaczęła Pani przeczuwać, że będą księżmi?
Zwłaszcza u starszego syna wiele na to wskazywało. Obaj bardzo przeżywali wszystkie uroczystości, swoją służbę przy Ołtarzu i poza nim. A przede wszystkim czytali Pismo Święte. Ono zawsze było obecne w ich życiu i towarzyszyło im.
Które powołanie bardziej zaskoczyło?
Choć to Marcin częściej zdradzał chęć pójścia do seminarium, sam moment ogłoszenia tej decyzji był bardziej nieoczekiwany. Zresztą obaj przygotowywali się najpierw na inne studia. Marcin ogłosił to w lutym, jeszcze przed maturą. Przemek – już po maturze, bardzo uroczyście, podczas wspólnego obiadu. Zachęcaliśmy tylko, żeby dobrze to przemyśleli...
Powołanie dziecka wywołuje wiele łez – więcej jest łez smutku czy tych radości, wzruszenia?
To zbyt krótko, żeby tak oceniać i dzielić. Ale często mam łzy pod oczami, nawet na tej Mszy. Zawsze wzruszam się polecając ich Bogu, rozmowa o ich powołaniu wiele kosztuje... To jest piękne, ale i bardzo trudne powołanie. I my już troszkę o tym wiemy...
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK