Diecezjalna studnia w Afryce - rozmowa z o. M. Zagułą
Zapewne niewielu z nas wie, że w niewielkiej, afrykańskiej miejscowości Irakoulga od półtora roku stoi studnia, której budowę ufundowali mieszkańcy diecezji sosnowieckiej z udziałem Księdza Biskupa Grzegorza Kaszaka. Inicjatorem jej budowy jest pochodzący z parafii św. Jadwigi w Dąbrowie Górniczej o. Marcin Zaguła ze zgromadzenia Misjonarzy Afryki. Podczas rekolekcji, które głosił w Sosnowcu, udało nam się zapytać go o misyjne doświadczenia i historię "naszej" studni.
Jak rozpoczęło się Ojca powołanie zakonne i misyjne?
W 2001 roku, po ukończeniu studiów na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, wstąpiłem do zgromadzenia tzw. Ojców Białych, czyli Misjonarzy Afryki. Nasza formacja rozpoczyna się dwuletnimi studiami filozoficznymi w Polsce. Nowicjat odbywałem już w Afryce – w Burkina Faso. Po roku rozpocząłem staż w tamtejszej diecezji Dori. Od 2007 roku odbywałem studia teologiczne na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Po przyjętych w Polsce w 2010 roku święceniach kapłańskich zostałem ponownie skierowany do diecezji Dori w Burkina Faso – parafia Aribinda, zamieszkała przez ludy Kurumba, Fulan, Tauregów i Mossi. Obecnie, od roku, pracuję w Lublinie jako animator powołaniowy zgromadzenia, jednak mam nadzieję, że wrócę do siebie, czyli do Burkina Faso.
Ilu kapłanów liczy zgromadzenie Misjonarzy Afryki?
1300 współbraci (w tym 16 Polaków) i 500 osób na etapie formacji. Wiele powołań mamy spośród ludzi, wśród których posługujemy w Afryce.
Jakim krajem jest Burkina Faso?
To dawna kolonia francuska w Afryce Zachodniej dawniej znana jako Górna Wolta, wielkością zbliżona do Polski. Burkina Faso to jeden z najbiedniejszych krajów świata leżący w strefie subsaharyjskiej, bez dostępu do morza. Ludzie są biedni i potrzebujący, ale szczęśliwi. Mieszkańcy w zdecydowanej większości są muzułmanami.
Pracował Ojciec w parafii trzykrotnie większej od diecezji sosnowieckiej...
Rzeczywiście nasza parafia ma 6,5 tys. km2 i składa się z 85 wiosek. Na terenie parafii mieszka 140 tysięcy osób, z czego katolików jest zaledwie ok. 1100. W 19 miejscowościach są kościoły, kaplice lub miejsca modlitwy. Do każdego z nich dojeżdżamy co ok. sześć tygodni. Ludzie mają więc rzadką styczność z kapłanem i możliwość uczestniczenia w Mszy św., jednak każda wioska ma swojego katechistę, prowadzącego regularne niedzielne modlitwy z Liturgią Słowa. W dwóch wioskach katechista lub siostry zakonne mogą rozdzielać także przechowywaną tam Komunię św. Kiedy kapłan przyjeżdża przeprowadza spowiedź, odprawia Mszę św. Ludzie zawsze oczekują nas z niecierpliwością, liturgia trwa wiele godzin.
Skąd inicjatywa budowy studni?
Kiedy zostałem wyświęcony na kapłana i wróciłem do Afryki poproszono mnie, abym został ekonomem parafialnym i uporządkował budowlane projekty. Diecezja Dori leży blisko Sahary – temperatury są bardzo wysokie, dochodzą do 50o w cieniu w ciągu dnia, a w nocy do 44o. W takich miejscach woda jest na wagę złota. Wiele z wiosek nie miało jednak do niej żadnego dostępu – rano kobiety chodziły ponad 10 kilometrów, aby ją przynieść. Rozpoczęliśmy zbiórkę pieniędzy i budowę kilku studni głębinowych.
Jak w tym wszystkim znalazła się diecezja sosnowiecka?
Od samego początku bardzo wspierał mnie Ksiądz Biskup Grzegorz Kaszak. Zaraz po święceniach ofiarował w imieniu diecezji pieniądze na rozpoczęcie jakiegoś projektu. W 2013 roku, podczas swojego pierwszego urlopu, gościłem także w kilkunastu parafiach głosząc konferencje misyjne i zbierając ofiary. Studnie głębinowe są bardzo drogie – kosztują ok. 13-14 tysięcy euro, przede wszystkim ze względu na głębokość, wynoszącą ponad 100 m. Jednak udało się zebrać wystarczające środki, które przeznaczyliśmy na studnię w Irakouldze. Wioska liczy 2,5 tysiąca mieszkańców, ale ze studni korzystają także mieszkańcy okolicznych miejscowości.
Byliśmy pełni obaw, bo woda trysnęła dopiero przy drugim podejściu – znaleźliśmy ją na głębokości 107 metrów. Moment, kiedy zaczęła bić, to wielka radość dla wszystkich – mieszkańcy uświadomili sobie, że skończyły się wielokilometrowe wędrówki. Co ważne, studnia znajduje się w odległości ok. 400 metrów od szkoły podstawowej, niedaleko placówki misyjnej.
Czy budowa studni to rodzaj "miękkiej ewangelizacji"?
Ewangelia mówi o pomaganiu innym. Trudno mówić o Jezusie, że jest wodą życia, odmawiając ludziom wody, jeśli tylko ma się takie możliwości. Zaraz po wybudowaniu studni w wiosce zgłosiło się 60 osób, które chciały przygotowywać się do Chrztu. Czteroletni katechumenat zweryfikuje, ilu przyszło tylko ze względu na wodę, a ile ze względu na Jezusa. Jednak nie konwersja jest celem – ze studni korzystają przecież wszyscy mieszkańcy, także muzułmanie. Także w internacie, który prowadzimy na terenie misji, na 40 mieszkających tam dziewcząt, tylko 6 jest chrześcijankami. I choć nie taki jest bezpośredni cel, często przybliża to ludzi do Boga.
Jak układają się relacje z Islamem?
Islam, który poznałem w tej części Afryki, jest łagodny. Wspólnie prowadziliśmy wiele projektów charytatywnych dla mieszkańców. Póki co słabo, choć coraz częściej, odczuwalne są nastroje radykalizujące, wrogo nastawione. Konwersje z islamu, które stanowią większość z 40 udzielanych w ciągu roku Chrztów, bywają niebezpieczne dla tych osób. Czeka ich śmierć społeczna, odcięcie od najbliższych, ale także wydany wyrok śmierci, który na szczęście u nas nie jest wykonywany. Na szczęście ci ludzie nie muszą wyjeżdżać, chrześcijanie wspierają się nawzajem, my także pomagamy, jesteśmy blisko z naszymi wiernymi, wszystkich znamy po imieniu...
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK