Kazanie ks. Kanclerza do górników
W niedzielę, 28 sierpnia, w kopalni Kazimierz Juliusz odprawiona została Msza św. będąca dziękczynieniem za uzyskanie satysfakcjonującego porozumienia kończącego strajk. Homilię podczas Eucharystii, której treść zamieszczamy poniżej, wygłosił Kanclerz sosnowieckiej Kurii, ks. Mariusz Karaś.
Drodzy Bracia i Siostry!
W tej niezwykłej scenerii, na Sali zbornej KWK „Kazimierz – Juliusz", która w ostatnich dniach stała się świadkiem wielu wydarzeń, gromadzimy się dzisiaj wspólnie, w tę kolejną niedzielę roku, by Bogu podziękować za podpisane porozumienie, porozumienie, które daje gwarancje, że nie stracicie pracy, porozumienie, które ma ochronić górnicze rodziny przed głodem, nędzą i eksmisją z zakładowych mieszkań. I choć porozumienie zostało podpisane, to trzeba wielkiej czujności, by słowa wypisane na papierze wcielić w życie.
My kapłani dziękujemy, że tutaj byliście i jesteście. Dziś my kapłani jesteśmy waszymi gośćmi – jesteśmy u was. Naszą parafią stała się ta kopalnia, kościołem w którym odprawia się Msze Świętą stała się ta sala zborna. Wiernymi jesteście wy – z różnych parafii nie tylko Sosnowca, ale i z innych miast.
Dziś na Chrystusowym ołtarzu obok chleba i wina składamy Bogu dary szczególne. Nie jest to już tylko chleb i wino, które za kilka chwil mocą samego Boga, staną się Chrystusowym Ciałem i Chrystusową Krwią. Dziś składamy na tym ołtarzu także bolesne doświadczenia tych, którzy ostatnie dni spędzili pod ziemią, tych którzy protestowali tu na powierzchni. Składamy doświadczenia – bolesne i często naznaczone łzami i lękiem waszych rodzin: żon, dzieci, matek, tych wszystkich, którzy przychodzili tu, by z wami się solidaryzować i łączyć, by w ten sposób pokazać że popierają wasze dążenia. Nie szukali oni sensacji, ale kazała im przyjść tutaj troska o przyszłość, która tu nad kopalnią, nad Sosnowcem, przysłonięta została ciemnymi chmurami. Chcielibyśmy wierzyć, choć nie wszystko od nas zależy, że tak jak za chmurami kryje się słońce i ono w końcu wyjdzie i pojawi się na niebie, tak tu te lęki i nasze niepokoje, które nosimy dziś w naszych sercach – bo nie wiemy co będzie, jak będzie – ustąpią miejsca nadziei na lepsze jutro – bo jutro z pracą, za którą planowo otrzymamy godziwą zapłatę; bo będzie jutro w którym będziemy spokojni, że nikt nas nie usunie z zakładowego mieszkania. Dziś widzimy już pierwsze promienie słońca – nie tylko nad Zagłębiem, ale i nad tą kopalnią.
Dzisiaj cała diecezja, we wszystkich parafiach modli się za was, za tę ostatnią kopalnie w Zagłębiu, kopalnie która w ostatnich tygodniach stała się symbolem tej spracowanej i czasami niesprawiedliwie, nieuczciwie traktowanej ziemi.
Prosimy Boga, by nadzieja w naszych sercach nie umarła i by nie brakło światła rozumu tym, którzy decydować będą nie tylko o tej czy innej kopalni, tym czy innym zakładzie pracy, ale o życiu i przyszłości prostych ludzi, którzy chcą dopracować do emerytury, którzy chcą zarobić na chleb, na utrzymanie rodziny.
O to wszystko dziś prosimy my, tu – w tej Sali zbornej na kopalni „Kazimierz – Juliusz" w Sosnowcu, w kościołach naszej diecezji, ale również i w domach naszych rodaków, którzy słuchają tej mszy świętej dzięki transmisji TV i radia.
Dzisiejsza Liturgia Bożego Słowa mówi o nadziei. Przestrzega jednak przed tym, że tę nadzieję łatwo można zabić, uśmiercić. Mocne i jakże aktualne są słowa z I czytania: „Jeżeli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechu który popełnił. A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał i postępuje wg prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu".
Kochani!
Wiele w tych dniach padało słów. Wiele się mówiło o naszej kopalni w telewizji i w radio. Wiele padało słów tam na dole, ale i tu u góry – na korytarzu czy też przy urzędniczych stołach. Wiele tych słów drażniło, wiele jednak dodawało otuchy i napawało nadzieją. Pewnie niejednemu z nas ciśnie się na usta pytanie: co dalej? Czy za słowami pójdą czyny, konkretne działania? Może i boimy się wszyscy, że na słowach może się zakończyć. Stąd to nasze trwanie tu, na tej kopalni. Żyjemy niestety w czasach kiedy słowa nic nie znaczą, kiedy te słowa odziera się ze znaczenia albo źle się je interpretuje. Za słowami musi iść czyn, konkretny, a nie połowiczny i byle jaki. I do tego zachęca nas pierwsze czytanie.
Nie wystarczy mówić, nawet w najpiękniejszy sposób, o sprawiedliwości, o prawdzie i w tym samym czasie być nieuczciwym i kłamać. Taka postawa, oprócz tego że niesie ze sobą cierpienie i łzy tych oszukiwanych i okłamywanych, okradzionych i wyzyskiwanych, prowadzi do moralnej śmierci tych, którzy tak a nie inaczej postępują. Ta moralna śmierć rozpoczyna się wszędzie tam, gdzie wyrzuca się Boga, gdzie z Niego się szydzi, kpi, gdzie Jego prawo, przykazania, zastępuje się własnym interesem, wygodą i prywatą. Tego doświadczamy i to znamy, dziś i tu!
Nie tylko mówić, ale i żyć i działać, dawać świadectwo tego o czym się mówi. To jest nasze zadanie we współczesnym świecie.
Powiedziałem „nasze", bo dotyczy nas wszystkich – górników, robotników, księży, mężczyzn i kobiet. Trzeba być solidarnym w działaniu, w budowaniu nadziei, pamiętając, że robimy to nie tylko dla siebie, ale i dla innych. W drugim czytaniu św. Paweł Apostoł mówi – nie tylko do Filipian, którym poświęcił cały list, ale do nas wszystkich – tu w Sosnowcu, tu w Zagłębiu, w każdym miejscu naszego ukochanego kraju: (...) dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały (...)". Bądźmy solidarni, bo tylko wtedy osiągniemy zamierzony cel.
Wczoraj kiedy tutaj stałem i patrzyłem na zmęczone i zabrudzone twarze tych, którzy wyjechali z dołu, kiedy patrzyłem na twarze szczęśliwe i zapłakane tych kobiet - żon, matek, córek - które czekały na swoich mężów, synów, ojców; kiedy widziałem przytulającą się do swego ubrudzonego męża górnika dziewczynę w ciąży, zrodziło się pytanie: po co ja tutaj przyjechałem? Odpowiedź przyszła szybko. Przyjechałem zobaczyć bohaterów, bo w telewizji ich nie zobaczę i nie usłyszę. Tam pokazuje się często tych aktorów, czasami bardzo dobrze i długo grających swoje role. Przyjechałem zobaczyć tych, którzy wiedzą czego chcą i nie boją się dla tego czegoś poświęcić nie tylko czasu, ale i sił i zdrowia.
Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie wiara, że to ma sens; gdyby nie miłość do tych, za których się jest odpowiedzialnym, dla których codziennie ryzykuje się życie, by zjechać kilkaset metrów w dół. To nie jest łatwe – zwłaszcza kiedy nasze życie obedrzemy z wiary i miłości; kiedy pozwolimy, by inni – sprytni i inteligentni – tego wszystkiego nas pozbawili.
Mówimy „nie" takim postawom i manipulacjom. Mówimy „tak" wierze i miłości, każdej należącej się pracy, za którą otrzymamy godziwe wynagrodzenie.
Mówimy „tak" poczuciu bezpieczeństwa, którego możemy doświadczyć w zaciszu naszych mieszkań, przed którymi nie ma widma komorniczego działania.
Mówimy „nie" wszelkim politycznym rozgrywkom i manipulacjom, w których liczy się tylko ekonomiczna opłacalność, a wartości i godności pozbawiany jest człowiek i jego praca.
Mówimy „tak" albo „nie" – nie dlatego, że tak wypada, nie dlatego tylko że tak trzeba. Mówimy to wszystko dlatego, że do tego zobowiązuje nas Bóg, że do tego zobowiązują nas także słowa wypowiedziane 15 lat temu, kilka kilometrów stąd, na placu który dziś nazywany jest Papieskim, przez naszego wielkiego rodaka św. Jana Pawła II.
14 czerwca 1999 roku goszczący na Zagłębiowskiej Ziemi papież mówił o zagrożeniu, które pojawia się wszędzie tam, gdzie w imię prawa rynku, ekonomii i tzw. Opłacalności zapomina się o prawach człowieka. „Jest tak – mówił papież – gdy rachunek ekonomiczny usprawiedliwia pozbawienie pracy kogoś, kto wraz z nią traci wszelkie perspektywy na utrzymanie siebie i rodziny".
Papież zwracał uwagę, że każde działanie człowieka musi mieć odniesienie do Boga i do Jego prawa. Bez tego odniesienia do Boga i do Dekalogu człowiek i praca tracą swą godność, sens. Człowiek staje się narzędziem, rzeczą, którą można przestawiać i wyrzucać, a praca – lub jej brak - staje się karą lub środkiem manipulacji i szantażu. Człowiek przestaje być ważnym, staje się narzędziem, liczy się tylko jego produktywność i opłacalność wykonywanej przez niego pracy. Wiemy co to znaczy!
Papież kończył swoje przemówienie jakże mocnymi wtedy, ale i dziś słowami: „Jeżeli o tym dziś mówię, to po to, by uwrażliwić sumienia. Jakkolwiek bowiem struktury państwowe i ekonomiczne nie pozostają bez wpływu na podejście do pracy, to jednak jej godność zależy od ludzkiego sumienia. Tu ostatecznie dokonuje się jej wartościowanie".
To były prorocze słowa!
Kochani Bracia i Siostry. Braci Górnicza!
Nie pozwólmy, aby nikt i nic nie zabiło naszych sumień, naszej wiary, naszej miłości, naszej wrażliwości na dobro, ale i na zło któremu trzeba się przeciwstawiać. „Potrzeba prawego sumienia, aby właściwie rozeznawać ostateczną wartość działania – mówił św. Jan Paweł II w Sosnowcu. Potrzeba też ducha ofiary, aby nie składać na ołtarzu dobrobytu własnego człowieczeństwa i szczęścia innych".
Bądźmy, bądźcie ludźmi żywego sumienia. Umiejmy odczytywać te znaki i wsłuchiwać się w ten głos, który od Boga pochodzi, a który rozbrzmiewa coraz intensywniej w otaczającym nas świecie. Bóg daje nam szanse na – używając słów dzisiejszej ewangelii – by się opamiętać i uwierzyć. Bądźcie sumieniem Zagłębia tzn. tych którzy w tym Zagłębiu pracę stracili, ale i przede wszystkim tych, którzy w tym Zagłębiu o tę pracę i godziwe za nią wynagrodzenie walczą. Niech Pan Bóg Wam górnicy i waszym rodzinom błogosławi. I niech te słowa, które tak często powtarzamy, a które wiszą i wierzę że długo jeszcze wisieć będą nad naszymi głowami, znajdą odzwierciedlenie w waszym życiu. Szczęść Boże! Szczęść Wam Boże! Zawsze! Amen!