Nasi diakoni z tytułami magistrów

Data dodania: 2015.02.18

17 lutego trójka naszych diakonów, którzy w maju przyjmą święcenia kapłańskie, obroniła swoje prace magisterskie tym samym uzyskując tytuły magistrów teologii. Jako jeden z pierwszych gratulacje nowym magistrom złożył Ksiądz Biskup Grzegorz Kaszak.

Tematyka prac była zróżnicowana – dk mgr Adrian Łukowicz poświęcił ją zagadnieniu "Akolita i Nadzwyczajny Szafarz Komunii Św. w posłudze kościoła", dk mgr Michał Fucia skupił się na kwestii "Satanizmu w Polsce jako wyzwaniu duszpastersko-społecznemu", zaś dk mgr Karol Nędza przedłożył pracę zatytułowaną "Aksjologia w ujęciu ks. Józefa Tischnera".

Komentarze świeżo upieczonych magistrów:

dk. mgr Karol Nędza:

Przygotowując się duchowo do przyjęcia święceń kapłańskich, nie zapominamy także o formacji intelektualnej. Każdy diakon, przed tym jak Ksiądz Biskup nałoży na niego swe ręce, musi udowodnić, że podsiada wystarczającą wiedzę z zakresu świętej teologii i obronić tytuł magistra. Egzamin, który odbył się 17.02. 2015 r. w naszym Seminarium był dla nas właśnie tym ostatnim. Po sześciu latach studiów i wielu egzaminach, to dziś był ten najważniejszy. Choć jest to egzamin Ex universa theologia, co oznacza, że obejmował on zakres wszystkich sześciu lat studiów, to dzięki łasce Bożej i życzliwości profesorów, udało się osiągnąć tak upragniony koniec.

Ostatni egzamin to jednak nie koniec formacji intelektualnej. Teraz dopiero, za Sokratesem możemy powtórzyć, że wiemy, czego jeszcze nie wiemy, i jak wiele trzeba nam jeszcze poznać i zrozumieć. Lecz z tego materiału egzaminować nas będzie już samo życie. Wspólnie dziękując Bogu za wszelkie łaski podczas tych lat seminaryjnych odśpiewaliśmy Te Deum.

dk mgr Michał Fucia:

Poziom stresu w organizmie każdego żaka jest wprost proporcjonalny do rangi starcia intelektualnego, z którym będzie musiał się on w najbliższym czasie zmierzyć. Zasada ta potwierdza się również i wtedy, gdy oczekiwanym starciem okazuje się to najważniejsze w całym toku studiów – obrona pracy magisterskiej. I choć ładnie opracowane tezy cieszyły oko, to serce pełne było smutku, a rozum zwątpienia. I tak, przy niemałych oporach fizyczno-duchowych, rozpoczął się festiwal przyswajania wiedzy. Tęsknota za wolnym czasem była bliska tej, jaką czuł Adam Mickiewicz za ojczyzną. Gdy nadszedł jednak wielki dzień zweryfikowania wiedzy z czterech dziedzin teologii i własnoręcznie napisanej pracy magisterskiej, jak to zwykle bywa przy tego typu sytuacjach, w serca zdających wlał się lekki niepokój. Szybka wizyta w seminaryjnej kaplicy u Najwyższego, nieco poprawiła morale i stan ducha. Złudne nadzieje na bezstresowe przebrnięcie tegoż egzaminu mijają, gdy czas wejść na ring w celu odbycia intelektualnego sparingu z szerokim gronem egzaminatorów. Ja sam na ich pięciu. Walka to nierówna, ale cóż, choć nie jestem torreadorem, to musiałem chwycić tego byka za rogi. Początek wyszedł nieźle. A to ważne, bowiem przyjąłem zasadę stosowaną podczas skoków narciarskich – jak najlepiej wyjść z progu. Trójjedyność Boga i znajomość tych, co to się z nią na przestrzeni wieków nie zgadzali, nie okazała się trudnym wyzwaniem. Podobnież było z dzieleniem się wiedzą odnoście pobytu satanistów w Polsce, którzy byli tematem mojej pracy magisterskiej. Lekko oberwałem od teologii fundamentalnej, ale taktyczny manewr przemieszczenia się na stanowisko zdawania teologii moralnej, przywróciło pewność siebie. Niewielka konsternacja pojawiła się podczas pytań z dziedziny biblistyki, kiedy to mój kompan w egzaminacyjnej niedoli, nie był w stanie do końca odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Ostatecznie odbiło się ono od niego i rykoszetem poleciało wprost na mnie. Ale że Opatrzność Boża czuwa, a św. Józef z Kupertynu – patron zdających egzaminy - był nam tego dnia przychylny, odpowiedź na to ostatnie już w czasie całej, egzaminacyjnej bitwy pytanie, okazała się strzałem w dziesiątkę. Gdy kurz wojenny opadł, przyszedł czas na liczenie rannych i poszukiwanie zaginionych. Okazało się, że wszyscy diakoni podchodzący do egzaminu magisterskiego, przeszli go pomyślnie i to z bardzo dobrymi wynikami. Tak więc egzamin wieńczący sześcioletnie studia teologiczne, nie jest taki straszny, jak go malują.

 

dk mgr Adrian Łukowicz:

Przygotowując się do egzaminu magisterskiego natrafiłem przez przypadek w Piśmie Świętym na następujące zdanie św. Pawła: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp 4, 13). Cytat ten doskonale pasował do mojego położenia. Skrypt 86-stronicowy, cztery różne działy teologii i materiał z sześciu lat studiów! Bez Bożej pomocy się nie obejdzie! A tu św. Paweł poucza mnie: "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia", "Wszystko mogę w Tym" czyli w Chrystusie Jezusie! On przecież mnie powołał do swojej służby i przez te sześć lat studiów teologicznych dawał mi siłę do nauki i błogosławił w niej. Skoro czynił to przez te sześć lat to dlaczego teraz na końcu drogi miało by być inaczej?

Nadszedł dzień egzaminu. Mając w pamięci ten cytat świętego Pawła i owe przemyślenia śmiało wszedłem do sali egzaminacyjnej. Udało mi się odpowiedzieć na każde pytanie zadane przez profesorów. Po 15 minutach ogłoszono wyniki. Zdałem na ocenę bardzo dobrą. A jak mogło by być inaczej? Jeśli Bóg z nami to któż może być przeciwko nam? Jeżeli ktoś postawi na Chrystusa to na pewno nigdy się nie zawiedzie. Mówię to w pełni świadomie bo sam tego doświadczyłem. Jezus pomógł zakończyć mi pewien etap mojego życia, za co Mu jestem wdzięczny. Czuje ulgę, radość, a zarazem spokój. Wiem że: "W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem!". Chwała Panu!

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.