Olkusz: Poświęcenie obrazu bł. M. Binkiewicza

Data dodania: 2016.06.14

12 czerwca 2016, o godz. 13.00, w Bazylice pw. Św. Andrzeja Ap. w Olkuszu nastąpiło poświecenie obrazu Błogosławionego Maksymiliana Binkiewicza. Poświęcenia dokonał, a także przewodniczył sprawowanej Eucharystii oraz Kazanie wygłosił ks. prof. dr. hab. Jan Związek,

który przygotowywał potrzebną dla Watykanu dokumentację, aby przedstawić jako kandydata na Ołtarze ks. M. Binkiewicza. Zaproszony gość podczas kazania mówił o błogosławionym Maksymilianie Binkiewiczu - kapłanie, harcerzu, absolwencie Gimnazjum im. Króla Kazimierza Wielkiego w Olkuszu z roku 1926. Kontynuacją istnienia tego Gimnazjum jest Liceum im. Króla K. Wielkiego w Olkuszu - obchodzące w tym roku swoje stulecie - którego Dyrekcja i inni przedstawiciele oraz sztandar, obecni byli podczas tej Eucharystii.

Bł. M. Binkiewicz zmarł śmiercią męczeńską w obozie koncentracyjnym w Dachau. Podczas tej uroczystej Mszy Św. obecny był również Burmistrz Olkusza Pan Roman Piaśnik, radni miasta, przedstawiciele i władze starostwa olkuskiego. Przybyli też harcerze, a także Komitet absolwentów I Liceum Ogólnokształcącego – inicjator tej uroczystości ku czci Bł. M. Binkiewicza. Ks. prob. Mieczysław Miarka dziękował przybyłym, m.in. artystom, Państwu Wywiołom, którzy namalowali piękny obraz Błogosławionego oraz innym artystom za jego piękne portrety rysunkowe. Wśród zaproszonych gości obecna była także rodzina Błogosławionego M. Binkiewicza. Dekanat Olkuski reprezentował dziekan ks. Henryk Chmieła oraz wicedziekan ks. Stanisław Parkita i inni kapłani. Licznie przybyli też wierni świeccy.

Ks. prof. Jan Związek w kazaniu powiedział m.in.: - Wyniesienie na ołtarze jednego spośród naszych rodaków jest bardzo wielkim wydarzeniem... . Urodził się niedaleko stąd, w Żarnowcu, 21 listopada 1908 roku, rodzice jego prowadzili niewielkie gospodarstwo rolne... oraz posiadali w Żarnowcu niewielki sklepik. Jedno i drugie - nie było to wielkie, dochodowe przedsiębiorstwo. Nędza zaglądała do rodzinnego domu. Po urodzeniu Maksymilian należał do dzieci bardzo wątłych, wydawało się, że dni, lata jego życia są policzone. I kiedy dzieci przygotowywały się do pierwszej Komunii Świętej, rodzice, a zwłaszcza Matka ofiarowała go Bogu. Razem z mężem prosili, aby miejscowy ksiądz proboszcz przygotował ich dziecko w domu do I Komunii Świętej. I ksiądz proboszcz się zgodził. Kiedy udzielono mu Pierwszej Komunii Świętej, nagle zdrowie zaczęło się polepszać. Wyzdrowiał. Tak jak każde dziecko w tamtych czasach, chodził do miejscowej szkoły ludowej, na niewysokim poziomie, ale to już była szkoła polska, nie rosyjska. Kiedy skończył tą szkołę, rodzice, ponieważ lepiej im się powodziło, zdecydowali się, ażeby oddać go do szkoły średniej, do Pilicy, gdzie było gimnazjum. Tam również zamieszkał. Po ukończeniu kilku klas, zdecydował się jednak, żeby przyjść do znacznie większą sławą cieszącego się gimnazjum, właśnie tu, w Olkuszu. Do gimnazjum już zorganizowanego według norm szkolnictwa polskiego - II-ej Rzeczypospolitej Polskiej. I właśnie tu, w Olkuszu, mieszkał, kończył gimnazjum. Słynęło (gimnayjum) z wychowania patriotycznego i religijnego. To tutaj błogosławiony dzisiaj Maksymilian uczył się prawdziwej wierności Bogu i prawdziwej wierności swojej Ojczyźnie. Bo takie były zwyczaje, taka była nauka skautingu, który dopiero wchodził na ziemie polskie, z którego zrodziło się harcerstwo polskie. Maksymilian nie był tylko zwykłym druhem. Był tak zaangażowany w działalność harcerstwa, że prowadził, był przykładem, wzorem dla innych. On organizował życie harcerskie tutaj, zarówno religijne, ale też i patriotyczne. Skończył gimnazjum, kiedy na ziemiach polskich odbywały się pierwsze matury, kiedy uczniowie-absolwenci otrzymywali świadectwa dojrzałości. W czerwcu 1926 roku otrzymał w tutejszym gimnazjum imienia Króla Kazimierza Wielkiego świadectwo dojrzałości, świadectwo, które upoważniało go do podjęcia studiów wyższej uczelni.

Wybrał drogę; może w jego świadomości - wymodlonej przez matkę - właśnie tą drogą miała być droga do Chrystusowego kapłaństwa. Powinien był zgłosić się do seminarium duchownego Kielcach, ale sława uniwersytetu krakowskiego w II Rzeczypospolitej była tak wielka, że ściągała młodzież nie tylko z Krakowa, z diecezji krakowskiej, ale i z całej okolicy. Maksymilian wybrał wówczas częstochowskie seminarium duchowne, które mieściło się pod Wawelem w Krakowie. Biskup częstochowski Teodor Kubina przyjął do naszego seminarium dzisiejszego błogosławionego. Musiał być dobrym uczniem, dobrym klerykiem, dobrym studentem na wydziale teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego, bo kiedy przyjął święcenia kapłańskie w 1931 roku, normalnie biskup powinien go skierować do pracy duszpasterskiej parafialnej. A biskup, mądry, roztropny biskup, Teodor Kubina, postanowił zostawić go w seminarium jako wychowawcę. Absolwent kończący przed wakacjami seminarium duchowne, po wakacjach był już wychowawcą swoich kolegów, kleryków seminarium częstochowskiego. Nie zmarnował tej okazji, że był w Krakowie. Udał się jeszcze raz na Uniwersytet Jagielloński, na wydział filozoficzny, gdzie rozpoczął pisać pracę na temat wychowania młodzieży. Nie zdążył napisać tej pracy, ale magisterium otrzymał z teologii moralnej, pod kierunkiem, znanego w czasie II Rzeczypospolitej, ks. prof. Władysława Wichra. I wtedy biskup, w 33 roku, tego młodego, tak bardzo obiecującego kapłana, skierował właśnie do wychowywania młodzieży w trudnych warunkach, w trudnym środowisku Zagłębia Dąbrowskiego, w samym Sosnowcu. Bardzo dużo mu powierzył obowiązków: nauczyciela religii, prefekta etatowego religii w gimnazjach sosnowieckich. W czterech gimnazjach miał pełne etaty . Wywiązywał się z tych obowiązków bardzo dobrze. Poświęcił się tej młodzieży, był też drogowskazem dla swoich kolegów - nauczycieli różnych przedmiotów. Ale w 1934 roku biskup Kubina przejął w Wieluniu, na własność diecezji częstochowskiej, gimnazjum realne, które było w bardzo ciężkich warunkach, zapewniając, że zostanie wyremontowane, że zostanie zaangażowana odpowiednia kadra nauczycielska. A do pracy katechetycznej, nauczania religii i wychowania uczniów wezwał ks. mgra Maksymiliana Binkiewicza. Wypadło mu na tym stanowisku wykonywać swoje obowiązki aż do 1-go września 1939 roku. Obowiązki wykonywał bardzo dobrze. Zorganizował bursę dla uczniów, dla których gromadził wszelkie środki wyżywienia, utrzymania, ubrania. I to wszystko było jego dziełem... .

Moi drodzy, przyszła wojna i jak wiemy Wieluń był pierwszym miastem, na które spadły bomby z samolotów niemieckich. Miasto zostało spalone, szpital, dawna kolegiata wieluńska została zbombardowana. Ksiądz Binkiewicz nie mógł już uczyć w nowych warunkach. Szkoły nie było. Wysłany został wówczas za Wieluń, do takiej niewielkiej miejscowości Konopnica, w której w ciągu niecałych dwóch lat prowadził pracę duszpasterską; ale prowadził bardzo wzorowo. Wszyscy ludzie lgnęli właśnie do niego, do swojego duszpasterza, bo był to jedyny przedstawiciel polskiego porządku w miejscowości, wobec znienawidzonej władzy okupacyjnej. Przyszedł dzień 6-go października1941 roku. Wraz ze wszystkimi księżmi katolickimi, pracującymi w ziemi wieluńskiej, młodymi i starszymi, zdrowymi i chorymi, został aresztowany przez gestapo wieluńskie, wywieziony do obozu przejściowego w Konstantynowie koło Łodzi, a stąd 27 października tegoż roku, w zamkniętych wagonach towarowych, gdzie drzwi były zabite deskami, do obozu koncentracyjnego w Dachau; trzy dni okupanci wieźli tych więźniów, tych kapłanów, bez jedzenia, bez picia. Kiedy przybyli do obozu koncentracyjnego, będący tam, uwięzieni wcześniej ich koledzy, nie rozpoznawali ich. Ks. M. Binkiewicz doprowadzony został, wraz z innymi księżmi, do najtrudniejszego bloku obozowego, 28-go. Niemieccy strażnicy dla polskich księży zorganizowali okupacyjny wielki post, przy mrozie 15-20 stopni wypędzali tych więźniów na mróz, na zewnątrz. Kilka godzin trzymali w takiej sytuacji, przy biciu, przy torturowaniu oraz przy wykonywaniu strasznych ćwiczeń fizycznych. Ksiądz Binkiewicz znosił to wszystko cierpliwie. Co więcej, kiedy trzeba było przynosić ciężkie kotły w żywnością, ważące 80 kilogramów – dwóch niosło – starzy księża, schorowani, już nie podołali tym obowiązkom - on kilka razy wracał, żeby zastąpić swoich kolegów. Kapo obozowy zauważył to i jednego razu, 23-go czerwca 1942 roku, tak go straszliwie skatował, że ten ledwie został przyniesiony na swoje łóżko, na kojkę obozową, gdzie prawie już nieprzytomny był... . Jego kolega, kapłan z Łodzi, mówi, że słyszał tylko szept cichej modlitwy, jaki wychodził z ust ks. Maksymiliana. Nad ranem, 24-go czerwca 1942 roku, skonał. W obozie rozeszła się wieść wśród księży, że zmarł święty, męczennik spośród duchowieństwa z ziemi wieluńskiej.

Moi Drodzy, można by jeszcze wiele mówić jak wyglądał proces beatyfikacyjny..., tylko ogólnie powiem. Ten proces rozpoczął biskup włocławski, bo z Włocławka został zamordowany biskup Kozal w tym samym obozie. I jak ogłoszony został błogosławionym, to biskup włocławski Muszyński zdecydował się, że trzeba zorganizować, przeprowadzić proces beatyfikacyjny wszystkich męczenników z czasów okupacji hitlerowskiej, zamordowanych w Dachau, w innych obozach koncentracyjnych, zamordowanych na placówkach duszpasterskich, jak też i świeckich wiernych. I proces trwał, moi Drodzy, jedenaście lat, kiedy trzeba było sprawdzić każdy szczegół z życia tych męczenników. I w dniu 13 czerwca 1999 roku nasz papież, dziś Święty Jan Paweł II, w Warszawie na Placu Teatralnym, ogłosił wszystkim, całemu światu, że z Polski 108-miu męczenników z czasów wojny, zostało ogłoszonych błogosławionymi . Wiek dwudziesty bowiem, jak potem powie Jan Paweł II, był wiekiem męczenników za wiarę. I jednym z nich był właśnie Błogosławiony Maksymilian Binkiewicz.

Co nam zostaje? Moi Drodzy zostaje nam dzisiaj, tutaj poczucie wielkiej dumy, że to, co zaowocowało i wydało tak piękne owoce świętości w życiu Błogosławionego, miało swój początek właśnie w tym miejscu. W Waszym Olkuszu, w Waszym gimnazjum, w Waszej organizacji harcerskiej. I z dumą możecie, i wszyscy możemy mówić, że spośród nas właśnie wyszedł w świat Błogosławiony. I dlatego też dobrze jest pamiętać o tym wydarzeniu. A jednocześnie Boga prosić za jego wstawiennictwem, byśmy w naszym życiu potrafili naśladować wielki przepiękny przykład Błogosławionego Maksymiliana Binkiewicza.

opracowanie tekstu i FOTO Tomasz Wilczyński

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.