Popielgrzymkowe świadectwa
23 sierpnia, w dniu wyruszenia na pątniczy szlak Sosnowieckiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę, Ksiądz Biskup Piotr Skucha powiedział, że "kto nie przyniesie z tej pielgrzymki Boga, zawsze przyniesie za mało". Dziś, w niemal dwa tygodnie po pielgrzymce, przedstawiamy świadectwa pątników mówiące jaki duchowy bagaż zabrali ze sobą w trasę i z czym wrócili sprzed Tronu Jasnogórskiej Pani.
Z pielgrzymami rozmawialiśmy podczas spotkania popielgrzymkowego, które 1 września o g. 15 odbyło się w parafii Matki Bożej Bolesnej w Czeladzi (fotorelacja na dole tego artykułu).
"Na pielgrzymce byłam 9 raz – 4 raz z zagłębiowską, a wcześniej z jaworznicką. Uważam jednak, że nie ma znaczenia kiedy i którędy. Cel jest jeden – Jasna Góra. Pielgrzymowanie to dla mnie przeżycie duchowe, poświęcenie tych kilku dni Bogu. Człowiek maszeruje, modli się i myśli co zmienić w swoim życiu, żeby było lepsze. Mimo różnic związanych z otaczającymi ludźmi, pogodą czy trasą z roku na rok człowiek przeżywa pielgrzymkę coraz głębiej" tłumaczyła Agnieszka z gr. 4. Dodaje, że każda pielgrzymka jest dla niej podziękowaniem za drugie życie, jakie dostała po ciężkiej operacji.
"To moja druga pielgrzymka i zakochałem się w tej formie modlitwy. Bywałem na różnych rekolekcjach, ale to najgłębsza forma refleksji nad Bogiem, modlitwą, samym sobą i wszystkim, co nas spotyka w życiu" – mówi Julian z gr. 7. Zapytany z czego to wynika stwierdza, że człowiek głębiej przeżywa cel mierząc się z trudnościami i problemami – bolącymi nogami czy spaniem na ziemi. "To wszystko jest piękne – że niesie się flagę, że jeden drugiemu pomoże, że poniesie plecak. To zbliża ludzi – wspaniała rzecz!" – dodaje zaznaczając, że ma swoją małą satysfakcję, bo zgodnie z apelem księdza przewodnika zorganizował nocleg dla kilku osób ze swojej grupy.
Jeden z pytanych przez nas uczestników, Marcin z gr. 7, "zaliczył" w tym roku obie pielgrzymki – poza zagłębiowską (na której był w tym roku już 4 raz), był także na olkuskiej. "Obie pielgrzymki przeżyłem bardzo owocnie pod względem modlitwy. To, co daje droga z Olkusza to większe poczucie wspólnoty, jakie buduje spanie na polu namiotowym. Mamy więcej czasu dla siebie i możliwości spędzenia go razem" – tłumaczy zaznaczając, że właściwie wychował się na pielgrzymce zagłębiowskiej i dlatego ma do niej szczególny sentyment. "Pielgrzymka obrazuje nasze życie. Ten trud jest naszym postem, a umartwienie można ofiarować w niesionych intencjach" – dodaje Marcin.
"Byłam w tym roku na wycieczce we Włoszech, byłam nad morzem, ale pielgrzymka bije to wszystko na głowę! Trzeba raz to przeżyć i wtedy człowiek będzie chodził co rok" – mówi Urszula z gr. 8. "Trudy się nie liczą! Człowiek się wycisza i wraca uduchowiony" – dodaje.
Wszyscy zaznaczają, że na pielgrzymce spotkać można wspaniałych ludzi, że wiele emocji, które przeżywają, jest nie do opisania. I jednoznaczne polecają wszystkim taką kilkudniową wędrówkę.
Większość pielgrzymów cieszy się ze zmian, jakie rozpoczął nowy dyrektor. Zwracają uwagę m.in. na radosny koncert zespołu Pielgrzym w Nieradzie czy nabożeństwo pokutne oraz Eucharystię, która "wywędrowała" z niewielkiego kościoła w Zendku, dzięki czemu gromadzi nie tylko więcej osób, ale pozwala na zobaczenie co dzieje się przy ołtarzu. Z ogromnym entuzjazmem przyjęto także zaangażowanie i fragmenty drogi przebyte z Pasterzem diecezji – Księdzem Biskupem Grzegorzem Kaszakiem. Dużą tęsknotę wyrażali z kolei pielgrzymi za noclegiem w Częstochowie i wspólnym zakończeniem pielgrzymki 26 sierpnia. Wprawdzie znaczna część została na Imieninach Matki Boskiej śpiąc podobnie jak w latach ubiegłych w szkole, jednak oficjalnie pielgrzymka zakończyła się 25 sierpnia.
Świadectwa nadesłane mailem:
Jakiś czas temu miałem możliwość uczestniczenia już po raz piąty, w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. Bez wahania muszę stwierdzić że był to niesamowity czas. Często ludzie pytają mnie po co tam chodzę, co mi to daje i tak dalej. I wbrew pozorom odpowiedź nie jest łatwa. To co fizyczne czyli tańce, muzyka, śpiewy, można z łatwością opisać ale jeśli chodzi o sprawy duchowe, o to co dzieje się w moim sercu i w mojej duszy, jest już nie do opisania - to po prostu trzeba przeżyć! Trzy dni pieszo, w upale, z plecakiem na plecach i często z odciskami na stopach ale gdy jest się już u celu, zalewa mnie prawdziwe szczęście, radość z tego, że pomimo wszystkich trudności pokonałem swoje słabości i jestem! Aż łezka kręci się w oku! Pielgrzymowanie potrafi uzależnić!
Sebastian, g. 4
Moje wrażenia: Poznałam świetnych ludzi, czuję się "jak nowo narodzona", trochę wiara w siebie jest większa dzięki wam, bo na pielgrzymce po prostu pokazywałam w śpiewie co czuję. Modliłam się o zdrowie dla mojego taty i wujka, który walczy z ciężką chorobą. Ze wszystkimi ludźmi modliliśmy się wspólnie, pomagaliśmy sobie w drodze, po prostu byliśmy jedną jedenastkową rodzinką. Należę do ruchu światło-życie od roku i była to moja pierwsza pielgrzymka. Chciałam dać siebie na próbę, wypróbować swoją wiarę - czy wytrwam, czy jestem już do końca pewna, że Bóg jest dla mnie najważniejszy.
Agata, g. 11
Po co pielgrzymować? Gdyby chodziło o te 15 sekund przed obrazem poprzedzone kolejką sięgającą 20-45 minut oraz trzema lub sześcioma dniami marszu, to nie miało by to większego sensu z dwóch przyczyn. Po pierwsze obraz nie jest celem ostatecznym, bo nie oddaje się czci desce i farbie lecz osobie, którą przedstawia. Nie jest też miejscem zamieszkania tej osoby, lecz oknem, przez które się ją ogląda. Tutaj jest to Najświętsza Maryja Panna, która tę ma właściwość, że całą swą moc czerpie z łaski. Nie ufa innym źródłom, inspiracjom, motywacjom. Dlatego jest Niepokalana – bo zaufała. Dlatego jest pośredniczką – bo sama z siebie nie wnosi nic, lecz wszystko co przynosi, to sam Chrystus. Nie bez przyczyny trzyma go na jednej ręce, a drugą na niego wskazuje. Jest drogowskazem, wzorem, jak również nieocenioną pomocą, nieustanną wspomożycielką. Chrześcijanin ma się stać takim, jak ona – od początku do końca. Maryja jednak istotnie różni się ode mnie. Oprócz tego, że jest dziewicą bez grzechu, również jej pielgrzymka jest inna. Ona nie musi iść do Jezusa, lecz z Jezusem w sercu wyrusza w drogę, by zanieść go do Elżbiety, Zachariasza i Jana, do Betlejem, do Jerozolimy i na cały świat. To jest właśnie po drugie – na tej drodze nie tylko szukam Jezusa, lecz przede wszystkim niosę go w świat. Dużo ważniejsze jest to, co stanie się po wyjściu z Kaplicy Cudownego Obrazu, niż przed, bo wtedy właśnie ujawnia się wartość przebytej drogi, doświadczeń radosnych i trudnych, zmęczenia, potu i otarć, śpiewu i pokuty.
W tym roku uczestniczyłem w Sosnowieckiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę w obu jej wariantach. Można zapytać, po co iść jednego roku na dwie pielgrzymki? Zdecydowałem się na to z dwóch powodów. Pierwszym był fakt, że w dwóch poprzednich sezonach nie pielgrzymowałem na Jasną Górę, ponieważ byłem w Madrycie na Światowych Dniach Młodzieży oraz na rekolekcjach liturgicznych w Krościenku. Drugim powodem jest to, że właśnie kończę studia i najprawdopodobniej są to moje ostatnie swobodne wakacje przez najbliższe dekady. Podejrzewam, że gdyby dostępne były trzy warianty pielgrzymki, to tego roku zaliczyłbym hattricka. Niezaprzeczalnie była to okazja do porównania obu tych pielgrzymek jak również sprawdzenia siebie pod kątem wytrzymałości fizycznej, psychicznej i duchowej. W obu przypadkach moja pielgrzymka rozpoczęła się w Będzinie – pielgrzymowałem z grupą Zielono-Czarną (par. św. Trójcy w Będzinie) oraz z Grupą IV (dek. św. Jadwigi Śląskiej). Obie te pielgrzymki różni trasa, ilość dni, długość odcinków, charakter noclegu. Razem z Zielono-Czarną przeżyłem marsz w upale mierzącym 40°C jak również w deszczu, noc w namiocie przy gwałtownej burzy z rozświetlającymi niebo błyskawicami i łunie pożaru domu, który spłonął tuż obok naszego pola namiotowego. Pierwszy raz w życiu nocowałem w namiocie, będąc jednocześnie jego posiadaczem, goszcząc dwóch młodych ludzi, dla których miałem być autorytetem i wsparciem. Pierwszy raz w życiu nocowałem w miejscu, gdzie brak oświetlenia w całej okolicy oraz brak zachmurzenia pozwoliły mi dojrzeć rozgwieżdżone niebo i ramię naszej galaktyki – Drogę Mleczną. Doświadczyłem łaski marszu, biegu i normalnego funkcjonowania pomimo pęcherzy na stopach oraz naciągniętych i opuchniętych mięśni śródstopia i palców, jak również kosmicznych kolejek do przenośnych toalet, które przeszły do legendy i śpiewano o nich pieśni. Doświadczenie spowiedzi, codziennej modlitwy, wieczornych nabożeństw, modlitwy wstawienniczej – to poruszało duszę, gdy ciało chciało już spać. Żałuję, że byłem za słabo zorganizowany, by skorzystać z łaski namiotu adoracji. Po tym wszystkim ledwie trzydniowa pielgrzymka z Syberki wydała mi się spacerem, każdy postój przychodził wcześniej, niż się spodziewałem – z wyjątkiem Nierady, która zawsze daje w kość, jednakże w tym roku było mi bez porównania łatwiej. Bardzo ważnym doświadczeniem była modlitwa wieczorna w Zendku oraz nabożeństwo pokutne drugiego dnia.
Obie te pielgrzymki łączył cel – Jasna Góra. W obu cennym doświadczeniem było nabożeństwo pokutne, modlitwa wieczorna, koncert zespołu Pielgrzym oraz obecność pasterza diecezji – biskupa Grzegorza Kaszaka, który w obu przypadkach sprawował Mszę świętą na trasie, szedł w grupach spowiadając oraz przewodniczył Mszy Świętej na Wałach Jasnej Góry. Za drugim razem dane mi było służyć przy ołtarzu w tej Mszy Świętej oraz czytać część wezwań modlitwy wiernych. Także za drugim razem udało mi się dostać do Kaplicy Cudownego Obrazu na Apel Jasnogórski. Nie jestem w stanie oddać tych wszystkich doświadczeń łącznie dziewięciu dni wędrówki, jednak ufam, że będzie mi dane wydać owoce tych dni, których niewielkim elementem jest tych kilka zdań.
Sebastian, g. 4
Fotorelacja ze spotkania popielgrzymkowego. Dyrektor pielgrzymki, ks. Józef Handerek, dziękował wszystkim pielgrzymom (zwłaszcza grupom muzycznym, porządkowym, medycznym, sprzątającym, kwatermistrzowskim i wszystkim trudzącym się nad sprawnym przebiegiem wędrówki), wysłuchiwał wątpliwości i zastrzeżeń oraz przedstawiał plany na kolejne lata.