"Przez zły śpiew można przewrócić świat do góry nogami"
Rozmowa z ks. prof. dr hab. Kazimierzem Szymonikiem, dyrygentem chóralnym oraz wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie i Wyższego Seminarium Duchownego w Częstochowie, przeprowadzona podczas sympozjum "Kolędy i pastorałki w kulturze polskiej".
Jaka jest współczesna muzyka?
Przede wszystkim bardzo różna. Oczywiście są wielcy kompozytorzy, tworzący także wspaniałe kompozycje sakralne. Mówiąc natomiast o złej muzyce, mam na myśli przede wszystkim muzykę popularną. Jej celem nie jest już formowanie człowieka, ale osiągnięcie wysokiej sprzedaży, handel. Jednak naiwnością byłoby twierdzenie, że chodzi tylko o komercję – często celem jest także degradacja i zdemoralizowanie człowieka, sprawienie, aby się bawił i nie przejmował niczym innym. Rozbawionym człowiekiem łatwiej się rządzi.
Destrukcja współczesnej muzyki zaczęła się od 1968 roku i amerykańskiego Woodstocku. Od tamtej pory cały czas promowana jest muzyka, która nie buduje człowieka i jego osobowości, ale złe dźwięki, wprowadzające destrukcję i chaos w organizmie i psychice.
Jak się to przekłada na muzykę wykonywaną w świątyniach?
Benedykt XVI określił korzystanie przez Kościół ze złej muzyki jako "prostytucję z antykulturą". Celem muzyki sakralnej zawsze musi być budowanie człowieka, a nie pusta rozrywka.
Co Księdza najbardziej oburza w muzycznych udziwnieniach stosowanych podczas liturgii?
To, że nie pilnujemy własnych tradycji oraz że nie przestrzegamy dokumentów Kościoła. Mówią one wyraźnie, że pierwszym śpiewem liturgicznym jest śpiew gregoriański. Mamy też wspaniały repertuar pieśni z tradycji ludowej, a zarzucamy to wszystko, promując nieprzygotowane osoby z nienastrojonymi gitarami, kiepsko nagłośnione i śpiewające w zły sposób, jednocześnie przekraczające nauczanie Kościoła. Benedykt XVI pisał, że aby śpiew był uznany przez Kościół musi być znakomity w każdym aspekcie – tekstu, muzyki i wykonania. W chorale gregoriańskim tekst jest z Pisma Świętego, a melodię napisali średniowieczni mistycy podczas modlitwy. Można popsuć wykonanie, ale to tylko jeden z elementów. We współczesnym piosenkarstwie, także paraliturgicznym, tekst jest banalny, muzyka amatorska, a wykonanie tragiczne.
Jak się to ma do formacji kleryków? Jak formować ich gusta i wyczulić na takie zagrożenia?
Prowadząc dni skupienia dla przyszłych księży, uczulałem ich na jedno – nie muszą być ekspertami, którzy sami zrobią wszystko perfekcyjnie. Muszą mieć wiedzę i umieć poprosić odpowiednią osobę, promować określone zjawiska i zachowania. Tutaj wzorem jest dla mnie ks. Szwarlik, patron będzińskiego festiwalu kolęd i proboszcz parafii Świętej Trójcy w Będzinie. Sam śpiewał średnio, ale umiał – nawet w największe święto – poprosić dobrego kaznodzieję, śpiewaka o przewodniczenie liturgii. Nie eksponował siebie, wiedząc, że inni zrobią to lepiej. Kapłan powinien być pokornym managerem obdarzonym świetnym gustem. To kwestia odpowiedzialności – to, że ksiądz słabo śpiewa nie znaczy, że w parafii śpiew ma być zaniechany. On musi to zorganizować, choćby przez zatrudnienie organisty, który będzie prowadził także chór czy scholę.
Dochodzimy do kwestii zasadniczej, która była tematem wykładu Księdza podczas sympozjum – po co w ogóle Kościołowi potrzebna jest muzyka?
Magisterium Kościoła głosi, że muzyka to "chwała Boża i uświęcenie wiernych", ale nie jest to odpowiedź kompletna. Aby taką była, należy zastanowić się nad Objawieniem, dlatego najpierw zająłem się fragmentami z Pisma Świętego dotyczącymi muzyki, a jest ich aż 309 w Starym Testamencie i 36 w Nowym. Bardzo ciekawe są także pisma filozofów greckich – wspomnieć warto Sokratesa, Platona i Arystotelesa. Wychowawczą rolę muzyki dostrzegli także pierwsi chrześcijanie, stąd wiele uwagi poświęciłem roli muzyki w pierwotnym Kościele.
Często błędnie zaczynamy rozważania dotyczące muzyki sakralnej dopiero od Grzegorza Wielkiego, który wszystko skodyfikował. Tymczasem warto wspomnieć dwa wcześniejsze dokumenty, w których wymienione są papieskie zarządzenia dotyczące śpiewu – Liber Pontificalis oraz De convivio sive prandio atque cenis Monachorum. Na epitafium papieża Honoriusza z 638 r. znajduje się napis: "Biegły w śpiewie sakralnym umiał jako pasterz przywieść swoje owce do życia, gdyż z zapałem idąc w ślady wielkiego Grzegorza przeniósł na siebie także jego zasługi. Nie znam innego papieża, który przed rozpoczęciem pontyfikatu byłby lepiej przygotowany do reformy i organizacji śpiewu rzymskiego". Warto wspomnieć także rolę świeckich – choćby Karola Wielkiego, dążącego do zjednoczenia państwa m.in. przez ujednolicenie liturgii.
Czym jest muzyka, że należy się nią zajmować? Benedykt XVI zauważa, że do Wielkiej Rewolucji Francuskiej była jedna muzyka, która wychowywała człowieka – niezależnie od tego, czy słuchamy Bacha czy Mozarta w obu przypadkach w cudowny sposób odczuwamy czym jest Gloria Dei i uczestniczymy w misterium nieskończonego piękna, które pozwala nam doświadczyć obecności Boga. Późniejsze czasy wprowadzają pewien rozziew – muzyka kościelna musi iść swoją drogą, gdyż muzyka świecka zaczyna tracić swoją funkcję budowania człowieka. Niezwykle ciekawe jest przemówienie, wygłoszone przez Benedykta XVI w 2008 roku w Paryżu do najważniejszych osób i artystów Francji. Papież tłumaczył pracę średniowiecznych mnichów – ich celem nie było ratowanie kultury antycznej, ale szukanie Boga i zastanawianie się nad tym, co przemijające, aby szukać tego, co jest wieczne. Dlatego dbali oni o bibliotekę, szkołę i Słowo. A Słowo (Logos) powinno być zawsze "śpiewane wobec aniołów", jak poucza Psalm.
Bardzo ostre sformułowania pojawiają się w medytacji św. Bernarda z Clairvaux przekazanej przez św. Augustyna – zły śpiew mnichów określony jest terminem regio dissimilitudinis – "kraina gdzie wszystko jest na opak". Przez zły śpiew można przewrócić świat do góry nogami, a kultura śpiewu jest kulturą bytu.
Bogusław Kaczyński stwierdził kiedyś, że opera jest dziełem kompletnym, zawierającym wszystko. Ja cofnąłbym się o tysiąc lat i stwierdził, że piękna, rozbudowana liturgia miała wszystkie elementy, które potem wykorzystano w operze. Jej wyższość polega jednak na tym, że gdy w liturgii głosimy prawdę, w operze wszystko może być udawane.
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK