Rozmowa z ks. Adamem Gołębiem
W tym tygodniu zapraszamy do lektury rozmowy z ks. Adamem Gołębiem, wicedyrektorem Wydziału Katechetycznego sosnowieckiej Kurii, który od 1 sierpnia administruje parafią Nawiedzenia NMP w Sosnowcu.
Jaką Ksiądz ma receptę na bycie dobrym proboszczem?
Gdybym powiedział, że znam taki przepis – zgrzeszyłbym. Kiedy obejmowałem parafię powiedziałem parafianom, że będę się uczył pewnych rzeczy. Oczywiście nie zaczynam od zera – trochę wiedzy nabyłem się przez 19 lat kapłaństwa. Mam pewną wizję pracy, jednak wszystko uzależnione jest oczywiście od specyfiki parafii. Zasadniczą rolą proboszcza jest wspólne kroczenie z powierzoną wspólnotą do zbawienia. Po drodze trzeba rozwiązywać problemy, jakie się pojawiają – tylko tyle i aż tyle... Często patrząc po latach na kapłanów, myślimy o nich przez pryzmat wybudowanych i wyremontowanych kościołów. To bardzo ważne, ale nie wolno skupić się tylko na tym.
Mówi Ksiądz, że każda parafia jest specyficzna. Co więc jest specyfiką wspólnoty Nawiedzenia NMP w Sosnowcu?
Wciąż poznaję parafię. Wprawdzie mogłem ją obserwować pracując po sąsiedzku, w Wydziale Katechetycznym, ale to zupełnie inne spojrzenie. Już te dwa miesiące pokazują wspaniałych ludzi – otwartych, uśmiechniętych, życzliwych, zapewniających o modlitwie. Jedna z parafianek powiedziała mi "Myśmy tu zawsze szanowali każdego z księży – proboszczów i wikariuszy".
Na tle Zagłębia do tego kościoła przychodzi chyba nieco więcej ludzi...
Coroczne liczenie wiernych dopiero przed nami, ale księża z dekanatu potwierdzają tę obserwację. Sam widzę, że rano na Mszy w tygodniu jest 35-40 osób (przychodzą nawet godzinę wcześniej modląc się wspólnie do samej Mszy św.), w niedzielę też jest dużo wiernych. Bardzo dużo osób uczestniczyło w nabożeństwach fatimskich – także z sąsiednich parafii. Cieszy spory odsetek przystępujących w czasie Mszy do Komunii św. – to pokazuje pewne ugruntowanie wiary. Kościół jest piękny, zrobiony ze smakiem – poprzednik miał wyczucie dobierając kolory, obrazy i wystrój.
Wspólnoty religijne zapewne też działają...
Mamy w parafii Żywy Różaniec, Honorową Straż Najświętszego Serca Pana Jezusa, oazę dorosłych i młodzieżową, ministrantów oraz prężnie działające Koło Przyjaciół Radia Maryja. Ci ludzie bardzo gorliwie modlą się o powołania kapłańskie, za dusze czyśćcowe, zamawiają Msze św. Widać ogromną troskę o cały Kościół. Pamiętają też o zmarłych kapłanach – sporo jest Mszy św. za śp. ks. Zygmunta Hyrę, pierwszego proboszcza i budowniczego kościoła. To wyraz pamięci i wdzięczności.
Parafia liczy 6 tysięcy mieszkańców – niemało... A na początku musiał Ksiądz pracować sam – wikariusz pielgrzymował do Lisieux. To dodatkowe wyzwanie?
Sami ludzie śmiali się, że zostałem puszczony na głęboką wodę, choć pielgrzymka ks. Pawła zakończyła się trochę wcześniej niż zakładano. Starałem się, żeby na niedzielę był drugi ksiądz, pomagający choćby w konfesjonale. Teraz ks. Paweł wrócił i układamy sobie współpracę. Zresztą znamy się trochę, bo kiedy pracowałem w Jaworznie był ministrantem i lektorem w mojej grupie. Bardzo się ucieszyłem, gdy już po odejściu z parafii dowiedziałem się, że poszedł do seminarium.
A jak układały się Księdza relacje z proboszczami?
Miałem wiele szczęścia. W 1997 roku, zaraz po święceniach, trafiłem do parafii Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa w Dąbrowie Górniczej, do ks. Stefana Wyporskiego. Pracowałem tam dwa lata. Następnie spędziłem 5 lat u ks. Józefa Lendy w parafii NMP Nieustającej Pomocy w Jaworznie. Stamtąd decyzją Księdza Biskupa trafiłem do Wolbromia, gdzie proboszczem był najpierw śp. ks. Stanisław Sapilewski, a następnie ks. Mieczysław Raszewski. Potem wróciłem do Jaworzna, ale tym razem do kolegiaty św. Wojciecha i św. Katarzyny, gdzie współpracowałem z ks. Eugeniuszem Cebulskim. Po 4 latach zacząłem pracę w parafii św. Barbary w Sosnowcu u ks. Włodzimierza Sęka. Mam doświadczenie różnych stron naszej zróżnicowanej diecezji, dodatkowo sam pochodzę z diecezji przemyskiej. Wszyscy moi proboszczowie to ludzie całkowicie oddani Kościołowi: ks. Wyporski – budowniczy kościoła, ks. Lenda – pamiętam ogrom nabożeństw i grup oraz stały konfesjonał, ks. Sapilewski – bardzo wymagający, ale przede wszystkim od siebie, był człowiekiem bardzo dbającym o piękno liturgii. Pracując w Wolbromiu miałem też doświadczenie pracy na wsi, bowiem w ramach parafii działał punkt dojazdowy w Kąpielach. U ks. Cebulskiego doświadczyłem pracy w dużej grupie – proboszcz i 7 wikariuszy. U ks. Sęka podziwiałem ogromne zatroskanie o rozwój duchowy parafian i remonty kościoła oraz wspaniałą atmosferę na plebanii – niczym w domu rodzinnym.
Jakie wyzwania w pracy przed Księdzem?
Nie zepsuć tego, co uczynili poprzednicy i twórczo to rozwinąć. Trwają prace remontowe na plebani, niebawem będę chciał przedstawić parafianom założenia dotyczące inwestycji w kościele, choćby dotyczących izolacji i ogrzewania, by było ono wydajniejsze.
Nie brakuje Księdzu katechizowania?
Uczyłem religii 17 lat, aż do objęcia funkcji wicedyrektora Wydziału Katechetycznego. Lubiłem to, zdarzało mi się uczyć równocześnie w dwóch szkołach, miałem doświadczenie dobrej współpracy z gronem pedagogicznym, dyrekcją i dziećmi czy młodzieżą. Teraz też pojawiam się na lekcjach religii, choć w innej roli – jako wizytator.
Jakich mamy katechetów w diecezji?
W zdecydowanej większości bardzo dobrych, oddanych, coraz lepiej wykształconych i przygotowanych do swojej pracy i wymogów współczesności, chętnie angażujących się w różne inicjatywy diecezjalne, parafialne i szkolne. Słyszę o dobrej współpracy z dyrekcją i gronem pedagogicznym, widzę sympatię dzieci i zainteresowanie młodzieży. To buduje nadzieję, na przyciąganie młodych do Jezusa.
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK