Rozmowa z ks. Mariuszem Górszykiem - administratorem parafii św. Katarzyny w Sąspowie
W tym tygodniu zapraszamy do lektury rozmowy z ks. Mariuszem Górszczykiem - administratorem parafii św. Katarzyny w Sąspowie, do niedawna proboszczem będzińskiej parafii pw. św. Brata Alberta.
Ciężko było odejść z Będzina?
Odszedłem z radością. Cieszę się z tego, że mogłem dla parafii św. Brata Alberta tyle w ciągu 3,5 roku zrobić. We wnętrzu świątyni umieściliśmy nowy ołtarz główny z trzema 2 metrowymi figurami oraz trzy ołtarze boczne – Jezusa Miłosiernego, Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. W prezbiterium pojawiło się nowe tabernakulum, granitowy ołtarz wraz z ambonką i sedilla. Kościół został wymalowany, wymieniliśmy też ławki. Dookoła świątyni powstało nowe ogrodzenie, wykostkowano plac i umieszczono na nim nowy krzyż misyjny i tablicę informacyjną oraz posadzono kilkadziesiąt tui.
Tempo – można by powiedzieć – rekordowe...
To była pierwsza parafia, gdzie pełniłem obowiązki proboszcza. Zadziałała ambicja – chciałem pokazać, że mogę coś zrobić. I mimo braku środków, dzięki sponsorowi udało się. To wielkie dzieło Bożej Opatrzności – Pan Bóg przysłał mi człowieka, który pomógł sfinansować wiele spraw. 1/5 środków została złożona przez parafian, zaś 4/5 pochodziło z ofiar sponsora.
Księdza następca to najmłodszy proboszcz w diecezji. Ma Ksiądz dla niego jakieś rady?
Nie – on ma i pewnie będzie jeszcze miał swoje pomysły i plany. Cieszę się z tych, o których już słyszałem wiedząc, że będzie kontynuował moją troskę o parafię.
Obejmując parafię w Sąspowie wraca Ksiądz w swoje rodzinne strony...
Tak. Tutaj mieszkają Krakusi – ludzie o mojej mentalności. Jestem zaszokowany przyjęciem przez parafian i ludzką otwartością, dobrocią i radością oraz potrzebą Księdza, którego chcą mieć na co dzień.
Życzliwe przyjęcie przełoży się także na współpracę z wiernymi?
Tak – już zacząłem realizować kilka spraw gospodarczych, pozornie prozaicznych, jak choćby wymiana śmietnika koło cmentarza. Gdy poprosiłem pomoc przyszło czterdziestu mężczyzn. Mam teraz w planie odkrycie wzgórza kościelnego przez wycięcie wszystkich krzaków. Myślę, że po peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego i relikwii bł. Jana Pawła II, którą będziemy przeżywać 6 września, gdy poproszę nie przyjdzie czterdziestu, ale stu mężczyzn.
Przez tę zmianę ma Ksiądz jako proboszcz niepowtarzalną szansę dwukrotnego przeżycia peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego. Czym jest ona dla parafii?
Ogromnym świętem Bożego Miłosierdzia, w którym przychodzi do nas Ten, który chce nam przebaczyć pod warunkiem, że znajdzie w naszym sercu iskierkę żalu. Chce zakopać wszystkie wyłomy, które powstały na skutek naszej słabości i grzechu. W Sąspowie postanowiłem wydłużyć to święto – malowany jest teraz obraz Jezusa Miłosiernego, który 9 września, rozpoczynając od plebanii, wyruszy do kolejnych domów. Peregrynacja potrwa co najmniej 432 dni.
Czym się różnią mieszkańcy Zagłębia od mieszkańców Małopolski?
Ludzie, których tutaj zastałem to osoby ogromnej wiary i przywiązania do Kościoła, co w Zagłębiu zdarzało się niestety dużo rzadziej. Moją bolączką w Będzinie była mała liczba wiernych w kościele, natomiast tutaj są ludzie, którzy całe życie opierają na związku z Panem Bogiem , do którego zwracają się w każdej potrzebie.
Jakie jeszcze troski i wyzwania materialne stoją przed Księdzem?
Bardzo poważne – co najmniej na 20, 30 lat. Przede wszystkim trzeba stworzyć nowy cmentarz, a to wiąże się z ogromną ilością biurokracji. Na szczęście parafia ma ziemię pod taką inwestycję, jednak kilka tysięcy kosztują same badania geologiczne terenu. Trzeba ocieplić plebanię i wymienić na niej okna. Sam kościół został przez mojego poprzednika, ks. Michała Wójsa, bardzo ładnie urządzony, pięknie wyzłocono ołtarze. Chciałbym tylko wyeksponować to piękno przez doświetlenie świątyni.
Kto jest dla Księdza szczególnym orędownikiem w Niebie, do którego zwraca się Ksiądz o pomoc i wsparcie?
Wracam myślą do św. Brata Alberta , który nie miał nic, a jednak znalazł się ktoś, kogo przysłała Opatrzność i kto mu pomógł pomagać.
A ziemski i bardziej współczesny wzór w duszpasterskiej pracy?
Byłem jako diakon w Radziechowach, gdzie proboszczem był ks. Stanisław Gawlik. Bardzo podobała mi się jego dbałość o świątynię, dzięki której miał szacunek u ludzi, a to z kolei przekładało się na większy wpływ duszpasterski.
Znowu jest Ksiądz na parafii jednoosobowej. To trudne?
Tak, gdyż trzeba zadbać o każdy detal osobiście. Z drugiej strony jestem świadomy, że nie byłoby możliwości utrzymania drugiego kapłana w parafii.
Pamięta Ksiądz o czym było pierwsze kazanie na nowej parafii?
O szacunku dla drugiego człowieka w kontekście wypowiadanych słów, co jest ważne także w relacji między parafianami, a kapłanem.
Czy na wsi proboszcz musi bardziej niż w mieście być częścią życia parafian, choćby przez bywanie na rodzinnych uroczystościach?
Choćbym nie miał czasu, jeśli tylko jestem zaproszony, zawsze idę do rodziny. Pod tym względem Będzin bardziej mnie paraliżował, a tutaj czuję się wśród swoich i wydaje mi się, że dobrze się rozumiemy. Także moja plebania jest otwarta – ludzie przychodzą z problemami, z radościami. Czuje się jak ryba w wodzie.
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK