Rozmowa z ks. Wiesławem Żmiją - administratorem parafii św. Franciszka w Sosnowcu
Rozmowa z ks. Wiesławem Żmiją - nowym administratorem parafii św. Franciszka z Asyżu w Sosnowcu, dotychczasowym wikariuszem w parafii św. Wojciecha i św. Katarzyny w Jaworznie.
Zostaje Ksiądz administratorem parafii – czy to duża zmiana jakościowa w życiu kapłana?
Źle znoszę zmiany miejsc i przywiązuje się do ludzi, wśród których przychodzi mi pracować. Jednak czuję się dobrze widząc, że funkcja proboszcza-administratora inaczej ustawia kapłana w parafii. Nie jest on już odpowiedzialny za konkretną działkę – dzieci, młodzież, ministrantów, scholę itp., ale za całą parafię, w tym sferę materialną, która jest dla mnie nowością i bardzo mnie angażuje. Wymaga tego dobro wiernych i zaspokojenie naszych wspólnych potrzeb, aby modlić się w godnych warunkach.
Ksiądz Pawlukiewicz mówił o swoich kolegach kapłanach, że kiedy obejmują funkcję proboszcza to dojrzewają i dorośleją. Czuje się Ksiądz dojrzalszy dzięki nowym obowiązkom?
Nie – takie rzeczy przychodzą z czasem, kiedy człowiek zaczyna inaczej podchodzić do wielu spraw. Chyba ciągle jestem bardziej wikarym niż proboszczem.
Póki co jest Ksiądz sam na parafii – nowy wikary pojawi się dopiero pod koniec sierpnia. Czy ten brak kogoś, kto by Księdza trochę wprowadził w nowe środowisko nie jest dodatkowym ciężarem?
To jest dobry czas – człowiek jest bardziej odkrywczy nie patrzy cudzymi oczyma, lecz wyrabia sobie własne zdanie. Poza tym wszystkie drogi prowadzą teraz do mnie i mam dużo większą możliwość styku z parafianami.
Jaka to jest parafia, jak by ją Ksiądz mógł scharakteryzować?
Póki co ciągle nieznana, jestem jej ciekaw. Nie starałem się zbierać wiadomości o niej, życie samo przyniesie wzajemne poznanie.
Wiele osób przychodzi na Msze Święte?
To bardzo smutna kwestia – praktykuje poniżej 10%, choć wiem, że jest okres wakacyjny i to także ma wpływ. Przez cztery niedziele widziałem półtora ministranta – to daje do myślenia. Ale lubię zdobywać niezdobytych, więc motywuje mnie to i nakręca do pracy.
A ruchy przy parafii?
Jestem także w trakcie ich odczytywania, a okres wakacyjny nie jest do tego dobry. Trudno przyjść z gotowym zestawem i parafię przykryć czapką – najpierw trzeba ją odczytać, także od strony tego co już jest i działa.
Dużo widać trosk materialnych? Pewnie też ciągle jest Ksiądz w trakcie ich odkrywania...
Raczej zakrywania! Odkryte, nieocieplone było piętro plebanii, którą dodatkowo trzeba odwodnić. Musi to być bezwzględnie zrobione. Dużym wyzwaniem materialnym jest też kościół – jego ocieplenie i ogrzewanie. Jestem w trakcie poznawania planu przygotowanego przez poprzednika, ks. Leszka Turka oraz radzenia się fachowców i duszpasterzy.
Jest szansa, że uda się to na kolejny sezon cieplny?
To byłby cud. Nie liczę na niego tak na początek...
A inne potrzeby?
Trzeba je będzie na razie tonować i jedynie aktualizować czy konserwować to, co zrobili poprzednicy. W świątyni panuje modlitewny klimat. Chcę kontynuować zamysł pierwszego proboszcza, ks. Franciszka Błasika i jego następcy.
Przychodzą do Księdza parafianie z pomysłami, słowami zachęty i zapewnieniem wsparcia?
Owszem, choć niezbyt wielu. Daje komunikaty, żeby przekazywali mi pomocne adresy, pomysły i przemyślenia, jednak nie lubię rzucania się komuś na szyję – poznajmy się, wzbudźmy wzajemne zaufanie i bądźmy dla siebie wiarygodni. Pewien dystans, który z czasem będzie się, mam nadzieję, zmniejszał podoba mi się. Zapewne współpraca przy inwestycjach będzie jednak duża – jestem zdania, że nie można ludzi uszczęśliwiać na siłę, trzeba ich włączać, bo to nasz wspólny kościół i wspólna musi być troska o niego, wysiłek i radość.
Kto jest dla Księdza autorytetem i wzorem w kapłańskiej pracy?
W sprawach duszpasterstwa moim mistrzem jest ks. Marek Szeląg, proboszcz parafii w Chechle. Miałem okazję pracować z nim w jednym dekanacie i poznać ludzi, których on wychował, co było dla mnie fenomenalnym doświadczeniem. Zaś w sprawach materialnych autorytetem jest ks. Piotr Sulek, do niedawna proboszcz mojej rodzinnej parafii w Tarnawie Dolnej (diecezja krakowska), oprócz niego ks. Stanisław Fert – mój pierwszy proboszcz z Jaroszowca, ks. Józef Lenda z Jaworzna i wielu innych, których trudno wymienić.
Nazwisko ks. Szeląga przewija się w tych rozmowach dość często. Na czym polega fenomen tego kapłana?
To wspaniały mówca dysponujący przemyślaną strategią duszpasterską, która z czasem nabiera rozmachu, a nie wypala się. Języczkiem uwagi jego duszpasterstwa jest młodzież. Spod jego ręki wychodzą ludzie, który potem są samodzielni, mocni i wierni Kościołowi, także osoby po mocnych nawróceniach. Mówią o sobie, że ukończyli WSS – Wyższą Szkołę Szelągizmu. Ja podobno zrobiłem ją zaocznie. U niego wszystko oscyluje wokół liturgii, do której miłość zaszczepiło we mnie seminarium kieleckie.
A taki szczególny orędownik w Niebie, do którego zwraca się Ksiądz o wsparcie?
Nie ma świętego Wiesława, a na drugie mam Józef, stąd mam patrona w Opiekunie Świętej Rodziny. Mam też dużą słabość do świętych dominikanów, a teraz liczę na orędownictwo patrona parafii, św. Franciszka.
Myśli Ksiądz, że przybliżanie tej postaci wiernym i jej ożywianie jest w dzisiejszych czasach zasadne?
Oczywiście, ale problem ze świętymi to pokazać, że nie są tacy jak się wydają – odlegli od rzeczywistości i prozy życia, niedzisiejsi. Jak wstawić ich między supermarkety, media, seksualizację rzeczywistości wokół? Jak ich zaktualizować i pokazać, że oni mają dziś wszystkim coś do powiedzenia i są poza czasem?
Mam wrażenie, że św. Franciszek całkiem dobrze został zasymilowany przez nasze czasy, tylko stało się to ze stratą dla niego. Z wielkiego mistyka i reformatora Kościoła stał się tkliwym, cukierkowym patronem wszelkiej maści ekologów i obrońców praw zwierząt, którego stygmaty na obrazach giną pod rękawami habitu i w sierści głaskanych wilków... Jest szansa przywrócić go także w sferze duchowości?
Nie wiem czy jest szansa, ale na pewno jest sens i potrzeba. Jeśli jego nauczanie scharakteryzować słowami „Miłości, która Jesteś niemiłowana", to dzisiejsze czasy w ogóle nie odkryły św. Franciszka robiąc amputację zasadniczych części jego nauczania. To czym się fascynują to nie jest istota.
Jakby Ksiądz mógł opisać swoją kapłańską drogę i kolejne miejsca posługi...
Kolejne parafie, w których pracowałem to NMP Wspomożycielki Wiernych w Jaroszowcu, św. Tomasza na sosnowieckiej Pogoni, NMP Nieustającej Pomocy w Jaworznie-Ciężkowicach i świętych Wojciecha i Katarzyny w Jaworznie. W każdej z tych parafii zajmowałem się młodzieżą – katechizowałem (to było dla mnie łowisko. Świetnie jest w duszpasterstwie, kiedy kapłan uczy w szkole dzieci ze swojego terenu), opiekowałem się ministrantami, scholą, zespołami muzycznymi, organizowałem pielgrzymki i wyjazdy, wydawałem gazetkę. W Ciężkowicach zaczęła się także moja przygoda z grupą teatralną, z którą zrobiliśmy 3 spektakle. Ta działalność rozwinęła się później na ostatniej parafii w Jaworznie, gdyż nie zajmowałem się ministrantami, przez co miałem więcej czasu.
Wrócimy zaraz do teatru ale jeszcze kilka słów o ministrantach – mówi Ksiądz, że to ważne i trudne wyzwanie dla kapłanów. Co dzieje się z ministrantami w diecezji, że w niektórych parafiach nie widać ich wcale, a Ci którzy są opadają w gorliwości? Są na to jakieś recepty?
Odkryłem to na Pogoni – pochodzę z wiejskiej parafii i dla mnie Kościół był czymś po prostu ważnym. W miastach jest inaczej – oczywiście są osoby bardzo związane z Kościołem, ale średnia lokuje się gdzie indziej. Dla młodych osób bycie ministrantem, scholistką czy oazowiczką nie tylko nie jest nobilitujące, ale nieraz jest powodem do negatywnych zjawisk i wyśmiewania. Uznałem, że trzeba dać im czynniki, które dadzą im poczucie wartości i frajdę. Oni muszą czuć się grupą rówieśniczą sensownie spędzającą czas, która stawia sobie wyzwania nie tylko związane z służbą przy ołtarzu ale np. zdobycie nocą Babiej Góry czy poradzenia sobie tydzień pod namiotami. Do tego – obok duchowości – edukacja liturgiczna. Ministrant czy lektor to osoba występująca publicznie, która nie chce się skompromitować. Dlatego musi być formacja, która nauczy go dobrej służby i rozkocha w liturgii sprawiając, że zrozumie swoje czynności zbliżając się przez to do Chrystusa.
Grupa teatralna to Księdza „dziecko" i nawet teraz, kiedy o tym wspominam uśmiecha się Ksiądz szeroko. Jak to się zaczęło?
Z taką grupą zetknąłem się w seminarium, które dało mi wiedzę nie tylko książkową. Prowadzili ją zawodowi aktorzy z teatru im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, wychodziły z tego świetne rzeczy. Zaczynałem tam od oświetlenia, bo z wykształcenia świeckiego jestem elektronikiem. Potem – choć pomysł chodził mi po głowie już na pierwszej parafii, udało się go zrealizować w Ciężkowicach. Po trzech latach pracy zacząłem drążyć ten temat z młodzieżą. Chciałem zrealizować „Brata naszego Boga", ale po trzech dniach czytania im na wspólnym wyjeździe sztuki stwierdzili, żebym dał spokój bo nie ma szans żebyśmy to zrobili. Znalazłem inny scenariusz i dawną parafiankę, która będąc instruktorką teatralną dzieliła się z nami wiedzą i doświadczeniem. Potem wsparł ją także jej przyjaciel – zawodowy reżyser. I tak się rozwijaliśmy...
Co teraz z tą grupą po przejściu Księdza do Sosnowca?
Pięknie mnie pożegnali, rozstałem się z nimi jak z dziećmi. Odwiedzają mnie i w nowej parafii zagrają nasz najnowszy spektakl „O mały włos", który będzie można zobaczyć też 11 sierpnia w Złotym Potoku, podczas pielgrzymki na Jasną Górę. Zachęcam gorąco księży i katechetów do tej formy duszpasterskiej. Wszelkie formy teatralne oscylują wokół słowa, a ono jest w centrum misyjnej działalności Kościoła. Jeśli zrobi się to dobrze, będzie się kręcić wokół Słowa przez duże „S". To bardzo pracochłonne zajęcie, ale dużo daje i może być narzędziem, które wyrzeźbi młodego człowieka dając mu kompetencje w wielu dziedzinach. Sporo ludzi można dzięki temu przybliżyć Kościołowi, bo oni nie chcą być biernymi uczestnikami i oczekują zaangażowania. Kościół to organizm, w którym żyć ma nie tylko kapłan przy ołtarzu. Z Tabernakulum trzeba czerpać moc i przekazywać ją ludziom, ale musi się to wyrażać w konkretnym czynie, musi być apostolskie. Teatr jest do tego świetną okazją i polecam go wszystkim.
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK