"Tu wszystko jest na swoim miejscu" - pielgrzymkowe świadectwa
Pielgrzymka to nie jest prosta droga, wędrowanie, jakie znamy z górskich wypraw czy spacerów po mieście. Pielgrzymka to wyrzeczenie, modlitwa i wspólnota. Dzielony wspólnie trud przybliża nas do siebie i Boga. 23 sierpnia, kiedy Ksiądz Biskup Grzegorz Kaszak Mszą św. rozpoczynał zagłębiowską część diecezjalnego pielgrzymowania, apelował, aby na szlaku być obecnym nie tylko ciałem, ale i duchem, a swoje trudy i wyrzeczenia ofiarować Bogu. "Pielgrzymka to czas odnowienia naszej przyjaźni z Jezusem, w czasie którego będziemy przez wstawiennictwo Maryi prosili Boga, aby pokazał nam, co jeszcze trzeba w sobie przemienić. Trzeba podjąć trud modlitwy, choć pokusa, aby przejść szlak zajmując się zbędnymi rzeczami czy rozmową będzie wielka" – mówił ordynariusz sosnowiecki. Nasi diecezjanie od lat nie marnują czasu – pielgrzymują wytrwale i owocnie, a swoimi doświadczeniami chętnie się dzielą.
Najstarszy stażem pielgrzym, jakiego udało mi się spotkać, to 70-letni pan Rajmund, który do Maryi szedł w tym roku 35. raz. Swoje pielgrzymowanie rozpoczął w stanie wojennym – wtedy był to wyraz buntu. Zapewne widział więc rozpędzony wojskowy samochód, który w 1982 roku wpadł w jedną z grup, o czym opowiadał inny z pątników... To były trudne czasy, ale i dziś nie brakuje spraw wymagających Bożej interwencji. W skali narodowej i osobistej.
"To jest zew – kiedy przychodzi 23 sierpnia człowiek zostawia wszystko i idzie" – tłumaczy pan Rajmund. Zapytany po co iść na pielgrzymkę odpowiada: "To wejście w siebie, czas na przemyślenie i uporządkowanie tego, co przez nieraz chaotycznie przeżyty rok zdążyło się nagromadzić. A jednocześnie jest się wśród przyjaznych ludzi. Słyszymy straszne historie z całego świata – człowiek zaczyna się bać. A tutaj wszystko jest na swoim miejscu – każdy sobie pomaga, uśmiecha się. Budujące są spotkania z ludźmi, u których nocujemy – to już właściwie rodzina, z którą utrzymuję stały kontakt także poza pielgrzymką".
Dorota idzie dwudziesty siódmy raz wraz z całą rodziną. "Nikt mi nie wmówi, że się nie da – nie ma takiej możliwości! Jak się chce – zawsze można! Chodzą ludzie starsi, chorzy, chodziłam z małymi dziećmi, które wychowywały się na pielgrzymce. W dobie pampersów i gotowego jedzenia, samochodów dojeżdżających na postoje główną przeszkodą, którą trzeba zwalczyć, są działania złego, który zrobi wszystko, byśmy nie wyruszyli" – mówi. I dodaje, że co roku przed pielgrzymką trudności się piętrzą. Potwierdza to pan Krzysztof – nawrócony przed laty alkoholik, który pielgrzymowaniem dziękuje za wolność od nałogu, jaką uzyskał. 23 sierpnia ledwo wstał z łóżka i z trudem wsiadł do auta – kręgosłup bezlitośnie wypomniał wiek. "Pomodliłem się i postanowiłem ruszyć. Pierwszy dzień był trudny, noc przespałem dobrze, a rano obudziłem się bez bólu. Dziś właściwie nie idę, a frunę" – uśmiecha się i przekonuje, że diabeł robi wokół pielgrzymki czarną robotę, bo wie jakie owoce może dać pielgrzymka. "Dla ludzi poszukujących to wspaniała okazja do refleksji nad Bogiem, szansa na porozmawianie z księdzem i innymi pielgrzymami" – wyjaśnia.
"Chodzę niemal od początku – z dziećmi, wnukami. Chcę dziękować za uzyskane łaski, prosić o rozwiązanie problemów. Bo z Bogiem każdy człowiek może rozwiązać wszystkie problemy" – mówi Anna. Zapytana co daje pielgrzymowanie z dziećmi podkreśla, że to "uczenie ponoszenia trudów życia i przełamywania barier". Po raz dziesiąty z dotkniętym zespołem Downa synem Mateuszem pielgrzymuje Andrzej. Inspiracją stała się Ewangelia o pielgrzymce Jezusa do Jerozolimy, kiedy ten miał 12 lat. I właśnie na 12. urodziny Mateusza, obchodzone zresztą podczas pielgrzymki, wyruszyli po raz pierwszy. "Dla wspólnie pielgrzymujących rodzin to czas umocnienia relacji, szansa na omodlenie wszystkich spraw naszych i ludzi z otoczenia" – tłumaczy.
"Zaczęłam chodzić na pielgrzymki jako nastolatka prosząc o dobrego męża. Po ślubie nie mogliśmy mieć dzieci, mąż popadł w nałóg alkoholowy. Podczas jednej z pielgrzymek, na którą poszłam, mój mąż przepił wszystkie pieniądze, które były w domu. Robiłam Bogu i Maryi wyrzuty, pytałam czemu tak się stało. Teraz już wiem – dzięki temu miałam odwagę posłać męża na leczenie. W tym roku mija 20 lat odkąd jest trzeźwy. Jednak dalej nie mieliśmy dzieci. Kiedy pojawiło się potomstwo? Gdy to mój mąż zaczął gorliwie się modlić na Jasnej Górze w dniu śmierci Jana Pawła II. To wstawiennictwu Maryi Jasnogórskiej i świętego papieża zawdzięczam, że po 17 latach małżeństwa urodził się syn, z którym dziś pielgrzymuję. Bóg ma swoje plany – kiedy mąż pił, jego wiara była słabsza, to odbiłoby się także na dziecku. Teraz razem chodzimy do kościoła" – opowiada drżącym głosem jedna z pątniczek. Swoją pierwszą pielgrzymkę z synem (jeden z jej etapów) odbyła, gdy miał on siedem miesięcy. W tym roku po raz pierwszy przeszedł całą trasę. "Sam o to poprosił" – cieszy się matka.
"Jak grupa się rozśpiewała, to żyć nie umierać. Jak śpiewam nie czuję bólu nóg" – mówi 9-letni Kacper, który pielgrzymuje po raz... dziesiąty (to jego druga pielgrzymka w tym roku). Marysia ma 7 lat i do Maryi udaje się siódmy raz. 12-letnia Emilka z Piekar Śląskich jest na pielgrzymce po raz trzeci. Zabrała ją babcia. "Tu nawet godzinki czy różańce są fajniejsze" – mówi i dojrzale dodaje, że "na pielgrzymce liczy się czas spędzony z Bogiem".
20-letni Przemek jest na pielgrzymce siedemnasty raz. "Mama zabrała mnie jak miałem rok i tak już zostało. W tym roku to już trzecie wędrowanie na Jasną Górę – poszedłem z grupą zielono-czarną w pielgrzymce olkuskiej (dzięki zaproszeniu Marka Lubachy) i z gośćmi z zagranicy w ramach dni w diecezjach ŚDM" – mówi dodając, że szuka tu przyszłej żony i gorliwie modli się w tej intencji. Poproszony o porównanie pielgrzymek stwierdza, że na obu można spotkać Boga i świetnie spożytkować czas dla niego i dla innych ludzi. Choć ta olkuska wydaje się bardziej roztańczona i tutaj pojawiają się akcenty znane z działań ks. Piotra Pisarczyka – taniec belgijski i tunak na leśnym postoju za Zendkiem wielu wciągnął do zabawy, a niewątpliwie nawet u tych, którzy tylko patrzyli, wywołał uśmiech na twarzy.
"Ta pielgrzymka to kontynuacja Światowych Dni Młodzieży, w czasie których dało się mocno odczuć działanie Ducha Świętego. Byłem wolontariuszem, poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy nakłonili mnie, abym się wybrał. I tak trafiłem między wspaniałych ludzi, do najlepszej grupy ze wspaniałym, zawsze uśmiechniętym duszpasterzem" – mówi Krzysztof z grupy 14. Na pielgrzymce modli się za całą swoją rodzinę – o umocnienie fizyczne i duchowe. Jest jednym z wielu, który podkreśla jak niesamowitym przeżyciem była adoracja Najświętszego Sakramentu w Zendku, prowadzona przez ks. Krzysztofa Bendkowskiego.
"Pielgrzymki nauczyły mnie dziecięcego oddania i zaufania Maryi. Ona pomaga mi zwalczać moje lęki, wspomogła w znalezieniu pracy" – mówi Emilia, pielgrzymująca po raz szesnasty. Znacznie starsza od niej pani Wanda zwraca uwagę, żeby wykorzystywać, niemal wyciskać każdą chwilę – modlitwa, to modlitwa, śpiew, to śpiew – wszystko na 120%. Nagroda za to może być wielka – czułe spojrzenie Maryi i poczucie błogości przed Jej wizerunkiem, podczas składania imieninowych życzeń. Wszak 26 sierpnia to imieniny Jasnogórskiej Pani – dobrze, że pielgrzymi tacy jak pani Wanda jeszcze o tym pamiętają. I życzą Maryi, by sami byli tacy, jak chce Bóg.
W czasie obu sierpniowych pielgrzymek biskup ordynariusz towarzyszył pątnikom na szlaku, przemierzając odcinek drogi z każdą z grup. To okazja do rozmowy na ważne tematy. Skorzystał z niej przed rokiem Kacper, który szedł wtedy po raz pierwszy. "Tu można odkryć i wzmocnić wiarę" – mówi o pielgrzymce. A wie co mówi – niedawno przeżył swoje głębokie nawrócenie i wyzwolił się z problemów alkoholowych. Nieco dziwnie przy zapisie w parafii patrzono na jego tatuaże, ale kolejny raz okazało się, że ocenianie książki po okładce może być bardzo mylące. Rozmowa z biskupem pozwoliła mu rozeznać powołanie, poukładać świeże sprawy z Bogiem, do którego powrót zaczął od... internetowych filmów i kółka różańcowego, przed którym początkowo mocno się wzbraniał. A jednak Maryja przygarnęła go do siebie. Świadectw nawrócenia jest więcej – w jednej z grup do Maryi szedł były świadek Jehowy, który w wieku 25 lat uznał, że to w co wierzy to kłamstwo i przeszedł na łono Kościoła. Do pielgrzymowania namówiła go ówczesna narzeczona – teraz już żona.
Wielu starszych pątników zwraca uwagę, że pielgrzymka się kurczy. "W grupie bywało nas 250 osób, na całej pielgrzymce – 2,5 tysiąca" – mówi wspomniany na początku pan Rajmund. Trzeba zaszczepiać potrzebę pielgrzymowania w innych – to obowiązek każdego z nas – zgodnie podkreślają wszyscy "pielgrzymkomaniacy". Ogromna w tym zasługa duszpasterzy – przewodników i ojców duchownych grup, ale i tych, którzy permanentnie prowadzą formację parafialną. Tym bardziej znaczącym momentem było także "losowanie księży" – po nabożeństwie pokutnym w Mierzęcicach kilkaset osób zdecydowało się modlić codziennie przez rok za jednego, konkretnego kapłana naszej diecezji. Grupą, w której wciąż przybywa ludzi, jest prowadzona przez ks. Jana Rogowskiego wspólnota z dekanatu św. Jadwigi w Sosnowcu. "Powołanie do kapłaństwa jest uniwersalne – czasem trzeba towarzyszyć ludziom nawet wbrew sobie, choć akurat ja bardzo lubię ten czas. Pielgrzymka nigdy się nie rozwinie, jeśli kapłani nie będą chodzili ze swoimi parafianami. Jest wielka potrzeba towarzyszenia księży z parafii – choć na jeden dzień, pół dnia, jeśli nie da się być cały czas" – mówi ks. Rogowski.
Smutne doświadczenie z tegorocznych pielgrzymek to brak kleryków. Zaangażowani w Światowe Dni Młodzieży "odpuścili" sobie wędrowanie z wiernymi do Maryi. Na pielgrzymce olkuskiej było ich trzech (w tym diakon w funkcji kwatermistrza), teraz – sześciu (w tym trzech diakonów). Warto zwrócić uwagę, że dk. Grzegorz Woszczek i kleryk Krzysztof Jabłoński obecni byli na obu pielgrzymkach. "Kleryk w grupie pomaga, wnosi dużo radości, ale i jest ogromnie ważnym świadectwem dla tych, którzy chcą rozeznać swoje powołanie. Pielgrzymka przygotowuje do kapłaństwa" – mówi ks. Rogowski.
"Miałbym wyrzuty sumienia, gdyby mnie tu nie było. Fantastyczna grupa, wspaniali ludzie! Obecność tu i rozmowy z nimi umacniają wiarę. Nie zabrałem w drogę nic do jedzenia, a nie chodzę głodny" – mówi kl. Krzysztof Jabłoński i dodaje: "zawstydza nas, kleryków, że często nie chce nam się wyruszyć, a ci ludzie czekają na pielgrzymkę cały rok, planują urlopy". "Jeśli Bóg wspomoże za rok pójdę na pielgrzymkę już jako diakon, za dwa lata jako ksiądz. W idących kapłanach widzę ogrom duchowych sił i łaskę prowadzenia ludzi do Jezusa" – mówi alumn.
Módlmy się o rozwój liczebny naszych pielgrzymek i siły duchowe dla pątników. I przemyślmy przez najbliższy rok, czy nie warto wybrać się na Jasną Górę wraz z setkami innych pątników. "Wybierz się, wybierz się razem z nami na wspaniały pielgrzymkowy szlak! Jeśli będziesz szedł wytrwale, to na Jasnej Górze w Jej obliczu ujrzysz Boga znak!".