Wywiad z ks. Stanisławem Strażem
Zapraszamy do lektury naszego wakacyjnego cyklu rozmów z nowymi administratorami parafii diecezji sosnowieckiej. W tym tygodniu pytania usłyszał ks. Stanisław Straż - administrator parafii Narodzenia NMP w Brudzowicach, dotychczasowy proboszcz parafii Najświętszego Zbawiciela w Sosnowcu.
Mam na Księdza temat dwa ważne świadectwa. Pierwsze z nich to słowa Księdza byłego parafianina z parafii Najświętszego Zbawiciela w Sosnowcu, który stwierdza, że był Ksiądz świetnym gospodarzem parafii i jedynym faktem tłumaczącym zmianę może być potrzeba tak wspaniałego kapłana także w innej wspólnocie. Czym sobie zasłużył Ksiądz na tak dobrą opinię?
Bardzo mnie cieszą tego typu głosy, choć zdaję sobie sprawę, że "jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził". Po prostu staram się szanować każdego człowieka, poświęcić mu czas, również poza godzinami kancelaryjnymi. Na uśmiech odpowiadam uśmiechem i to łamie bariery zbliżając ludzi do siebie.
Parafianie lamentowali, kiedy dowiedzieli się, że Ksiądz odchodzi?
Część była nawet skora jechać do Biskupa i prosić, abym pozostał w Sosnowcu, ale studziłem te nastroje – nie chcąc drugiej Jasienicy, a 20 lat i 2 miesiące mojego pobytu u Najświętszego Zbawiciela to wystarczająco długi czas. Na miejsce jednego duszpasterza przychodzi przecież nowy kapłan, z nowymi metodami i doświadczeniami. Ja z pokorą poddałem się woli Księdza Biskupa wyrażonej w serdecznej prośbie podjęcia pracy w parafii Narodzenia NMP w Brudzowicach. Biskup nie powiedział, że muszę tam iść – zapytał, czy chciałbym. A ponieważ wiem, że – jak mówi powiedzenie – "prośba generała jest rozkazem", więc od razu się zgodziłem, nie jadąc nawet obejrzeć nowej placówki. Odczytałem to jako wolę Bożą, z którą trzeba się zgodzić. Zresztą przez 33 lata mojego kapłaństwa Jego wola zawsze była dla mnie dobrotliwa – Pan Bóg patrzył na mnie łaskawym okiem. Pożegnanie, owszem, było trudne – nie udało mi się powstrzymać łez, zwłaszcza wtedy, kiedy pan Jerzy Sojka, dyrygent naszego chóru "Salvatoris Amici" zacytował słowa z piosenki religijnej: "Posyłam was na pracę bez nagrody, Na ciężki, twardy i niewdzięczny trud. Niezrozumienie, drwiny i obmowy, Posyłam was przydawać do mych trzód." Nie dałem rady wtedy dokończyć zdania, że nie zgadzam się ze wszystkimi słowami tego wiersza, bo właśnie wy kochani z Naftowej byliście dla mnie wspaniałą nagrodą za podjęty trud. Wiele ciepłych słów usłyszałem i od innych wiernych. Będę je pamiętał długie lata. Dla takich chwil warto trudzić się i pracować!
Zaczęliśmy od końca, ale wróćmy do początków Księdza kapłańskiej pracy, jeszcze przed parafią Najświętszego Zbawiciela i zaraz po jej objęciu...
Jako jeden z niewielu kapłanów funkcję proboszcza parafii bł. Michała Kozala w Preczowie objąłem już po 6 latach kapłaństwa. To była dobra strategia śp. Księdza Biskupa Miłosława Kołodziejczyka na trudne czasy lat osiemdziesiątych PRL-u. Biskup znał nas doskonale z seminarium i wiedział, że wysyłając młodego księdza do nowopowstającej parafii będzie on w stanie zawiązać wspólnotę i wybudować kościół.
Jako wikariusz zaraz po święceniach pracowałem przez 2 lata w parafii św. Jana Chrzciciela w Złotym Potoku, gdzie proboszczem był wtedy ks. Jan Szkoc. Zapamiętałem go jako kapłana bardzo wymagającego, ale nigdy nie zazdroszczącego sukcesów wikariuszowi. Kolejne dwa lata byłem wikariuszem na dwóch nowopowstających parafiach jednocześnie (ewenement na skalę diecezji!): NMP Królowej Polski oraz św. Jadwigi w Dąbrowie Górniczej - Gołonogu. Stamtąd trafiłem do parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Będzinie-Łagiszy. Właśnie tam zrodziła się myśl utworzenia parafii Preczów – przez 8 lat udało się przeprojektować na kościół dojazdową kaplicę, wybudować plebanię i utworzyć cmentarz. Stamtąd przeszedłem w kwietniu 1994 r. do parafii Najświętszego Zbawiciela w Sosnowcu, przejmując po uwielbianym przez parafian księdzu Janie Leksie - stan surowy kościoła. Choć początkowo patrzono na mnie sceptycznie, porównując z poprzednikiem, dość szybko udało mi się przekonać wiernych do siebie. Doprowadziliśmy do konsekracji kościoła już w 2000 Jubileuszowym Roku. W następnych latach było więcej czasu na prace duszpasterskie. Następcy zostawiłem także trochę pracy – przede wszystkim pozyskiwanie nowych "Przyjaciół Jezusa" i dokończenie otynkowania pozostałych 3 ścian kościoła. Teraz rozpoczynam nowy etap – nieco spokojniejszy.
Jak przywitano Księdza w Brudzowicach?
Równie pięknie jak przy pożegnaniu w ostatniej Parafii... Pierwsze dni i tygodnie pokazują, że ludzie wszędzie są jednakowi i jeśli podchodzimy do nich z życzliwością, starają się odpłacić tym samym. W pierwszą niedzielę lipca na sumie witali mnie m. in. orkiestra, koła gospodyń, reprezentanci OSP, Akcja Katolicka, służba liturgiczna, schola. Obdarzono mnie na samym początku olbrzymim kredytem zaufania. Będę starał się nie zawieść moich nowych wiernych. Brudzowice to stosunkowo duża – jak na wieś – parafia – 1625 osób z pełnym przekrojem społecznym – od rolników po znanego lekarza i kronikarza tutejszej parafii oraz znawcę historii regionu Emiliana Kocota i poetkę Jolantę Nowak-Wojdas piszącą naprawdę wspaniałe wiersze! Polecam każdemu tę cudowną poezję. Mieszkają tu niesamowici i wspaniali ludzie! Bardzo ucieszyła mnie grupa śpiewającej i grającej na gitarach młodzieży. Podobnie jak mój poprzednik, ks. Stanisław Gibała, mam duże zamiłowanie do muzyki i będę podtrzymywał tradycje śpiewacze.
Zresztą ks. Stanisław – również jako dobry gospodarz – dobrze zapisał się przez ostatnie 7 lat w umysłach i sercach parafian. Zostawił mi nieco prac przy kościele – m. in. ocieplenie dobudowanej kaplicy, obłożenie granitem schodów. Z łaską Bożą i pomocą parafian na pewno uda się wszystko przeprowadzić rozwijając działa poprzedników – zarówno te duchowe jak i materialne.
Który święty był i będzie szczególnym orędownikiem w pracy?
Bardzo cenię dwóch wielkich świętych XX wieku – Jana Pawła II i o. Pio. Także ogromną cześć mam do mojego patrona św. Stanisława Kostki (to właśnie wizerunek tego świętego ks. Straż trzyma na zdjęciu powyżej – red.). Możemy uczyć się od niego przede wszystkim olbrzymiego zaufania do Pana Boga. Na swoim obrazku prymicyjnym umieściłem słowa "Tobie Panie zaufałem" i wierzę, że On ciągle mnie prowadzi, wymagając tylko zaufania.
Ma Ksiądz ogromne doświadczenie w pracy proboszcza – zarówno od strony materialnej jak i duchowej. Co Ksiądz poradziłby młodym administratorom, którzy dopiero obejmują swoje pierwsze parafie?
Starajcie się widzieć dobro w drugim człowieku i szanować go. To wystarczy! Kiedy ludzie przekonają się, że przed księdzem w kancelarii nie trzeba drżeć, częściej będą nawiedzać kościół i chętniej dołączą do nowopowstających czy istniejących już wspólnot...
Już na początku mówił Ksiądz o uśmiechu, jako odpowiedzi kapłana na uśmiech, ale co z tymi, którzy się nie uśmiechają? Jak kapłan powinien reagować na coraz częstsze w dzisiejszym świecie ataki, wyzwiska, a czasem po prostu ludzkie chamstwo?
Mówił już o tym św. Paweł, a całym swoim życiem i śmiercią potwierdził to bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Zło należy zwyciężać dobrem. Trzeba też pamiętać, że tylko Bóg zna nasze serca – nie znamy wszystkich motywów ludzkiego postępowania i doświadczeń napotkanych osób.
Mówiąc o ks. Szkocu stwierdził Ksiądz, że nigdy nie zazdrościł wikariuszom sukcesów i zawsze dopingował do dalszej pracy. To świetnie koresponduje z drugim ze wspomnianych na początku świadectw na Księdza temat, które na Radzie Duszpasterskiej wygłosiła karmelitanka, s. Fidelis. Mówiła, że niezwykle ubogacającym świadectwem była postawa Księdza podczas konferencji, jakie ks. Mirosław Jadłosz głosił na Naftowej. Wikariusz naucza, a proboszcz siedzi i słucha oraz cieszy się wypełnioną świątynią. Lekcja pokory?
Nie czułem się w żaden sposób umniejszony. Mądrych ludzi, którzy mają coś do powiedzenia, powinien wysłuchać każdy, a ks. Mirosław potrafi pięknie przemawiać, ma niezwykłą charyzmę i "Bożą iskrę", którą wykorzystuje nie tylko w parafii Najświętszego Zbawiciela, ale także w działaniach ogólnodiecezjalnych oraz posługując jako kapelan w szpitalu św. Barbary. Zawsze uważałem też, że sukcesy wikariusza to woda na młyn proboszcza!
Pisząc o planowanych przez ks. Mirosława działaniach zatytułowałem artykuł "Iskra z Naftowej rozpali diecezję" (link do artykułu). Jak Ksiądz zapatruje się na to dzieło swojego byłego wikariusza, jako świadek narodzin i rozdmuchiwania owej "Bożej iskry"?
Zgromadzenie pełnego kościoła słuchających konferencji czy uczestniczących w katechezie ludzi w Sosnowcu, w środku tygodnia, to już ogromne dokonanie. Ostatni papieże podkreślali ogromne znaczenie nowej ewangelizacji. To jedyna droga dla Kościoła, ale potrzebni są do tego ludzie nieprzeciętni. Sądzę jednak, że i dla księży posługujących się tradycyjnymi formami duszpasterstwa, ale pełnymi żarliwej wiary i pokory, nie zabraknie pracy. Potrzeba nam także tych prostych, pokornych kapłanów przez swą wiarę i najzwyczajniejsze działania duszpasterskie umacniających wiernych – nowych świętych Vianney'ów!
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK