Wywiad z ks. Zenonem Pikułą
Kolejnym rozmówcą w naszym cyklu wywiadów z mianowanymi w tym roku nowymi administratorami jest ks. Zenon Pikuła, administrator parafii Miłosierdzia Bożego w Sosnowcu, dotychczasowy proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela w Tąpkowicach.
Przez ostatnie 15 lat pełnił Ksiądz funkcję proboszcza parafii św. Jana Chrzciciela w Tąpkowicach. Gdzie wcześniej Ksiądz posługiwał?
Po święceniach w 1985 roku, jako neoprezbiter pracowałem przez dwa lata w parafii św. Mikołaja w Kromołowie, następnie byłem wikariuszem kolejno w dwóch wspólnotach sosnowieckich – św. Łukasza i św. Barbary. Bezpośrednio przed objęciem parafii w Tąpkowicach, przez prawie 7 lat (od października 1992 do lipca 1999 roku), byłem diecezjalnym duszpasterzem akademickim.
Porozmawiajmy chwilę o tej funkcji – tworzył Ksiądz podstawy i wypracowywał wzorce duszpasterstwa akademickiego w diecezji...
Swoją opieką duszpasterską obejmowałem domy akademickie Uniwersytetu Śląskiego na sosnowieckiej Pogoni oraz ówczesnej Akademii Medycznej, przy ul. Jagiellońskiej. Mieliśmy tygodniowy rozkład zajęć z niedzielną i środową Mszą św. W środę po Mszy miałem także dyżur w konfesjonale. Pozostałe dni wypełniały spotkania grup – studencka oaza na różnych stopniach. Poniedziałki zarezerwowane były dla przygotowujących się do sakramentów – tak do ślubu, jak i do chrztu czy bierzmowania. Co jakiś czas organizowaliśmy też weekendowe wycieczki, a dwa razy do roku rekolekcje. Raz na kwartał spotykałem się także z profesorami. Z informacją o działalności starałem się dotrzeć do każdego studenta – po kolędzie odwiedzałem wszystkie pokoje akademików i zostawiałem program naszych spotkań. Zorganizowałem także bibliotekę, z której mogli korzystać. Najważniejszy był jednak czas na indywidualne spotkania i rozmowy, który starałem się mieć zawsze dla wszystkich potrzebujących.
Co dała Księdzu ta praca?
Nauczyłem się dobrej organizacji, ale przede wszystkim poznałem młodzież – jej dylematy, problemy i wątpliwości. Często, żeby im pomóc musiałem się dokształcać i doczytywać interesujące zagadnienia. Wiele czerpałem z doświadczeń Ojca Świętego i jego podejścia do młodzieży.
Wróćmy do Tąpkowic – słyszałem, że pożegnanie było łzawe...
Cieszy mnie, że ludzie polubili swojego duszpasterza. Parafia liczy 1 800 mieszkańców, a po 15 latach znałem niemal wszystkich, większości udzielałem kolejnych sakramentów od chrztu, aż do ślubu. To pięknie położona parafia, na którą składają się 3 urokliwe miejscowości – Niezdara, Tąpkowice i Ossy, zamieszkiwane przez wspaniałych ludzi. W niewielkiej wspólnocie miałem 40 ministrantów, działał też chór, oaza studencka, współpracowałem z lokalnymi środowiskami.
A co zostawił Ksiądz tam po sobie od strony materialnej?
Świątynia została ogrodzona, teren wokół niej został wybrukowany podobnie jak alejki na powiększonym cmentarzu. Całkowicie zmieniliśmy wnętrze kościoła – zamontowaliśmy witraże, nowe organy, instalację nagłośnieniową i projekcyjną, wystrój prezbiterium przygotowujący kościół do konsekracji, która odbyła się w ubiegłym roku. Mieszkańcy chętnie wspierali wszystkie prace – jeśli tylko wiedzieli, że podejmuję działania nie skąpili grosza. Chcieli – i tu nasz cel był oczywiście wspólny – aby świątynia była piękna.
Wspomniał Ksiądz o imponującej jak na standardy diecezjalne liczbie ministrantów. Jaką Ksiądz ma receptę na przyciąganie do ołtarza dzieci i młodzieży?
Oczywiście jest to łatwiejsze w mniejszych miejscowościach, gdy więź z księdzem zaczyna się od najmłodszych lat. Ale wszędzie trzeba dać coś, co ich przyciągnie. W parafii ustawiłem pierwszy w regionie profesjonalny bilard, który był jednym z "wabików". Organizowaliśmy też spotkania, wycieczki, poświęcałem im sporo czasu – to jest najważniejsze. Trzeba było także wykazać wyrozumiałość i zrozumienie dla ich napiętego grafiku – sporo ze starszych ministrantów dzieliło czas między parafię i strażacką orkiestrę.
Pracując przez 15 lat u boku swojego poprzednika, ks. Jana Kononowa, nie miał Ksiądz wrażenia, że patrzy on na ręce?
To była bardzo dobra współpraca! Ciężko głosić ludziom ideę miłości wszystkich, a samemu żyć skłóconym ze współbratem w kapłaństwie. Zresztą powodów do kłótni nie było – ks. Jan przestał być proboszczem w sile wieku – miał 54 lata, tyle co ja teraz. Jednak szybko zrozumiał, że choroba nie pozwoliłaby mu na pełne zarządzanie parafią. Mógł pracować według swoich sił i chęci, do niczego go nie zmuszałem. Bardzo na początku pomógł mi też w poznaniu ludzi, wskazywał odpowiednie osoby do zajęcia się określonymi sprawami.
Mówiąc o duszpasterstwie akademickim wspomniał Ksiądz o bibliotece dla studentów. Biblioteka parafialna działa także przy parafii Miłosierdzia Bożego, którą Ksiądz objął. Jak ocenia Ksiądz rolę lektury dla indywidualnej formacji?
Kiedy nie było Internetu dostęp do informacji był trudniejszy i biblioteka sprawdziła się świetnie. Teraz widzimy, że czytelnictwo sukcesywnie spada, jednak trzeba korzystać z każdej szansy dotarcia do ludzi. Jeśli ktoś szuka dobra lektura może być szansą na odkrycie Boga i Kościoła. Trzeba zachęcać do tej aktywności i poszukiwania – nie da się tego załatwić jednym kliknięciem, choć Internet oczywiście także może być źródłem.
Może Ksiądz polecić jakieś konkretne lektury przybliżające nam prawdę o Bogu?
Rozczytywałem się we wszystkich pozycjach ówczesnego kardynała Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta XVI. Zawsze polecałem młodym także książki o. Jacka Salija. Sam bardzo lubiłem filozofię Pascala i Husserla oraz książki historyczne, choćby Pawła Jasienicy. Cenię sobie też pozycje z biblistyki – wyławianie z Pisma Świętego jego istoty, kerygmy, i przekładanie na język współczesny. Świetny był w tym ks. Edward Staniek.
Przejął Ksiądz parafię Miłosierdzia Bożego po założycielu, budowniczym i wieloletnim proboszczu, ks. Karolu Malasiewiczu. Jak przyjęli Księdza parafianie?
Bardzo serdecznie. Od razu zresztą porozumiałem się ks. Malasiewiczem, że jeśli tylko chce wstęp tu ma zawsze otwarty, może odprawiać Msze święte, a na plebanii czeka na niego mieszkanie, z którego może korzystać. Włożył w tę parafię 30 lat życia i trzeba to docenić!
Jak postrzega Ksiądz nową parafię i swoją rolę w niej?
To jedna z najpiękniejszych świątyń w diecezji! Trzeba oddać hołd ks. Malasiewiczowi za jego zmysł estetyczny – sam bym tego na pewno nie zrobił lepiej! Prace materialne okazują się jednak niezbędne – czeka nas wymiana dachu na kościele, bo boczne kaplice są wręcz zalewane podczas dreszczów. Co do ocen ludzi – widzę wiele osób zaangażowanych w życie Kościoła – to też cieszy i jest owocem pracy kapłanów. Jednak wiernych w świątyni jest wyraźnie mniej niż np. w Tąpkowicach, choć są wakacje i to nie najlepszy czas na takie oceny. Będziemy robić co w naszej mocy, aby jak najwięcej ludzi przyciągać do Boga. Jest jezioro i trzeba łowić ryby – jakie jezioro, taką wędkę trzeba zastosować. Będziemy starali się także – wraz z wikariuszami – ożywić to miejsce jako diecezjalne sanktuarium Miłosierdzia Bożego. To "przewodnia linia" Kościoła – głosić Miłosierdzie! Nie chcę działania akcyjnego – co z tego, że zorganizujemy coś, żeby zgromadzić tu cały Sosnowiec? Potrzeba ciągłej pracy, długofalowego programu z wizją, permanentnej formacji doprowadzającej ludzi do Miłosiernego Jezusa. Trzeba uzmysłowić ludziom potrzebę otwarcia się na to orędzie. Taka powinna być istota i zadanie tego sanktuarium!
ROZMAWIAŁ: JAROSŁAW CISZEK